6. Czujność miej na każdym kroku...

72 8 2
                                    

Tętno skoczyło mi chyba do 150 uderzeń na minutę. Od razu rozglądam się po hali, ale jest tam tylko Susan pijąca wodę. Odrywam kartkę od piłki i gniotę ją w pięści, żeby nikt nie zauważył. Odwożę wózek i idę do szatni.

- Kate! co tak szybko?

- Spieszę się do domu, jutro sprawdzian a jeszcze nic nie umiem.

- A nie chciałaś zostać jeszcze i poćwiczyć? - Susan proszę, nie męcz...

- Teraz mi się przypomniało, jutro poćwiczę - próbowałam się uśmiechnąć.

- Jutro nie ma treningu - zaśmiała się.

- Ojeju racja, przepraszam, ale naprawdę muszę lecieć - widzę ten podejrzliwy wzrok, bo w sumie nigdy nie spieszyło mi się do nauki, ale nie mogę się nikomu tłumaczyć.

- Co masz tam w ręce? - Tym razem Cassie.

- Tylko chusteczka, chyba alergia na szkołę i te sprawy - kurczę dobrze idzie mi to kłamanie.

Przebieranie zajęło mi 30 sekund, kurtka, szalik, słuchawki i wychodzę. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść, miałam, a w sumie cały czas mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Idę na przystanek słuchając muzyki ciszej niż zawsze, na wszelki wypadek jakby ktoś mnie obserwował. Jak ktoś tam mógł wejść? Głos w telefonie na pewno należał do dorosłego mężczyzny, a podczas treningu jedyną taką osobą był trener Brown, który nawet nie wie o istnieniu Emily. Co ja takiego złego w życiu zrobiłam, że teraz ktoś mnie prześladuje i boję się obrócić za siebie? Przyjeżdża autobus, a przez ten mętlik w głowie ledwie go nie przegapiłam. Ramię torby ściskam ze stresu i siadam przy oknie. W autobusie były głównie osoby starsze i parę osób, które kojarzę ze szkoły. To pół godziny mijało jak wieczność, a całą drogę rozglądałam się czy czasem nie ma tam żadnego dorosłego mężczyzny patrzącego się na mnie.

Wróciłam do domu; mama z Ashley były w normalnym humorze, czyli najprawdopodobniej nie dostały żadnej karteczki. Szybko zjadłam obiad i poszłam na górę odrobić lekcje. Oczywiście rozpraszało mnie wszystko co tylko mogło nawet ruszająca się firanka i dźwięki schodzenia i wchodzenia po schodach. Mój mózg zamiast zająć się trygonometrią myślał tylko o jednym. Wcale mu się nie dziwię, ale tak się nie da funkcjonować!

                                                                                               ***

"Cause girls likes u, run around with guys like me til sundown"

Kolejny dzień, kolejna zapewne duża dawka stresu. Rutyna jak co dzień; najpierw prysznic, potem makijaż, przebranie się w podobnie dołujące ubrania i zejście na dół. Tym razem mama nie była już tak hojna i śniadanie musiałam zrobić sobie sama. Ja wiedziałam, że to przejmowanie się i troska nade mną nie potrwa długo. Teraz dochodzi do mnie, że naciśnięcie drzemki rano nie było jednak tak dobrym pomysłem jak się wydawało. Stwierdziłam, że na śniadanie nie ma już czasu, więc dopijam kawę i wychodzę. Na przystanek muszę biec, bo lekcje zaczynają się za dwadzieścia minut. 

                                                                                     ***

Wszystko (co rzadko się zdarza) poszło zgodnie z planem i zamknęłam swoją szafkę, aby pójść na zajęcia 4 minuty przed czasem. Filozofia jest na drugim piętrze, więc o tym czy zdążę zadecyduje moja kondycja. 

- Hej Kate, przygotowałaś się? - Nicole podbiegła do mnie z podręcznikiem w ręce.

- Przygotowałam się.... na co? - pytanie czy się przygotowałam i cały korytarz ludzi z klasy uczących się nie wróży dobrze.

- No nie żartuj... Dzisiaj sprawdzian z ostatnich 10 tematów, ogrom wkuwania... - aha....

- Ale przecież wczoraj nic nie mówił, spokojnie - nie wiem czemu próbowałam łudzić się, że mam rację.

- Ponieważ on nie jest zapowiedziany od wczoraj tylko od miesiąca! - yyy... czy to jest ten sprawdzian o którym mówiłam, że muszę się do tego przyłożyć? Nie no, ale żeby od tego czasu minął już miesiąc? 

- Aaa.. to! To tak uczyłam się ostatni tydzień - już wolę powiedzieć, że wszystko umiem na sprawdzian, o którym totalnie zapomniałam, niż robić z siebie kolejną sensację i tym razem już z własnej winy.

- Kate Stanley... co ty taka zestresowana? Nie martw się, na pewno dostaniesz piątkę - ten złośliwy śmiech. Oj proszę pana, ten sprawdzian to ostatnia rzecz, którą zamierzam się przejmować, za to pan jedyne co robi to działa mi na nerwy. Czemu niektórych rzeczy nie można tak o powiedzieć niektórym prosto w twarz?

Może chociaż jeden punkt? Nawet nie wiem o czym były te pytania ale podpisałam się prawidłowo. Data też chyba dobra więc stwierdzam, że honorowy jeden punkt się należy. Wszyscy dookoła kłócą się czy w zadaniu siódmym odpowiedzią jest Charles Dickens czy Mark Twaim, a mi wydawało się, że jest sześć pytań. Szkoda, że to są właśnie problemy osób w mojej klasie. Gdybym takie miała to byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Zapatrzona w okno w głowie odliczałam sekundy do dzwonka. W końcu nadszedł cudowny dźwięk i już wybiegałam z klasy.

- Panno Stanley, mogę z Panią chwilkę porozmawiać? 

 - Yyy... chyba tak... - nie przypominam sobie, żebym zrobiła coś złego ostatnio. Poczekał chwilę, aż wszyscy wyjdą i zamknął drzwi.

- Czy wszystko u Ciebie okej? Może w domu jakieś problemy? - Panie Davies skąd panu to przyszło do głowy?

- U mnie wszystko dobrze, skąd to pytanie? 

- Twoje oceny i samopoczucie ostatnio znacznie się pogorszyły, może mogę Ci w czymś pomóc? 

- Nie ma się o co martwić, wszystko jest w porządku. - pragnęłam jak najszybciej skończyć tą rozmowę. Ja nie wiem, czy nauczyciele zadając takie pytania liczą na to, że każdy zacznie im się wyżalać?

- Problem w tym, że nie jest w porządku, bo jeśli dalej tak pójdzie to nie zdasz do następnej klasy. Z tego co widzę, ten test również nie poszedł ci najlepiej. - no co ty, serio? Gdyby filozofia była jedynym przedmiotem, z którego mam takie ocenki...

- W liceum mało kto ma dobre oceny... - już nawet nie staram się być miłą...

- Nie mówię o stypendium, tylko o przynajmniej trójkach na koniec - druga strona najwidoczniej też już zmieniła podejście.

- Dobrze przyłożę się do nauki - czas najwyższy zakończyć już tą rozmowę.

- Mam nadzieję, jednak jeśli jest jakiś problem wiedz, że zawsze możesz do mnie przyjść, a gwarantuję, że  jakoś Ci pomogę - Ta... Z pewnością przyjdę.

- Dziękuję.

                                                                                      *** 

Reszta lekcji przebiegła spokojnie i o 15 zadowolona szłam na przystanek.  Pogoda pogorszyła w dodatku zaczął padać deszcz. Autobus na szczęście przyjechał od razu, jednak tak zaludniony, że na miejsce siedzące nie było szans. Stałam przy drzwiach, akurat leciała depresyjna muzyka, która na chwilę pozwoliła mi odciąć się od rzeczywistości. Wiadomo, że nie na długo, bo po chwili zadzwoniła mama.

- Hej kochanie, kiedy będziesz?

- Jadę, będę za jakieś 20 minut.

- Dobrze, to pospiesz się, bo robię obiad. Dzisiaj pieczony kurczak, z frytkami i szpinakiem.

- Mmm... pyszne. Niedługo będę, pa - Dzwonienie z informacją co jest na obiad to rytuał mojej mamy. 

Mogłam wrócić do muzyki i myślenia o niczym. Fajne uczucie, które rzadko się zdarza i z reguły na krótko, bo akurat przyszedł SMS. Nieznany, czyli pewnie jakaś sieć komórkowa z ofertą. Muszę zacząć blokować te numery bo tylko pamięć mi zaśmiecają. Z ociąganiem wyciągam telefon, odblokowuję i wchodzę w nieodczytaną wiadomość:

- Powiedz mamie, żeby uważała bo piekarnik jest gorący.

Powód.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz