••Kenna••
Minęły cztery dni, odkąd rodzina Radnego powróciła na Wyspę Świątynną, przylegającą do Miasta Republiki. W tym czasie najmłodsze potomstwo Tenzina zdążyło powrócić do treningów, zaś Kenna na powrót wsadziła nos w zwoje. I choć nie mogła ona narzekać na brak wygód, ładnych widoków, przyjemnej pogody czy różnych przywilejów, Kenna uważała pobyt w stolicy Zjednoczonej Republiki za nudny. Codzienna rutyna, polegająca na wstaniu z łóżka, umyciu się, ubraniu, uczesaniu, zjedzeniu śniadania i obijaniu się przez resztę dnia, stała się niezwykle nurząca, szczególnie po przygodzie ze słoniem morskim. Ile można robić to samo? Brakowało jej mocy. Podmuchu powietrza pomiędzy palcami. Mrowienia towarzyszącego tkaniu. Była dzieckiem, kiedy to straciła. W zasadzie to nie powinna już tego pamiętać, a jednak gdy patrzyła na swoje rodzeństwo — na ćwiczenia jakie wykonują na polecenie ojca — czuła się tak, jakby była tam z nimi. Jakby robiła to, co oni. To pomagało — utrzymywanie kontaktu z żywiołem.
Ten dzień rozpoczął się tak, jak wszystkie inne. Kenna wstała jako pierwsza, od razu zajmując jedną z pięciu łazienek. Po niej zawsze wstawała Jinora, dołączająca do niej. Meelo, mama i tata budzili się jako kolejni. Z Ikki było najtrudniej. Dzień w dzień Meelo i Jinora walczyli z nią, próbując zwlec siostrę z łóżka. Koniec końców wyrzucali ją przez okno za pomocą magii powietrza.
Pół dnia spacerowała po ogrodzie, w którym poza roślinkami i starożytnymi ściankami do ćwiczeń niewiele znalazła. Obserwowała młodsze rodzeństwo — poza Meelo — bawiące się na kamiennym dziedzińcu. Czytała zwoje, które znała już na pamięć. Krótko mówiąc, nudziła się. Potwornie się nudziła.— KENNA KENNA KENNA KENNA! — Kenna nie musiała unosić wzroku znad zwoju by dowiedzieć się kim była wydzierająca się osóbka. Tylko jedna osoba w ich rodzinie opanowała umiejętność tak głośnego wrzeszczenia, i nie, nie był nią Tenzin. Jinora zeskoczyła z utkanej z powietrza kuli, poprawiła rozwiane na cztery strony świata włosy i skupiła całą swą uwagę na Ikki, skaczącej teraz przed Kenną. Dziewczyna poprawiła włosy, rozwiane przez chłodny podmuch autorstwa małej Ikki.
— Witaj, Ikki — mruknęła beznamiętnie, wodząc wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu.
— Keeeena, nie uwierzysz! — krzyknęła jeszcze głośniej, wprost do ucha starszej siostry. Dziewczyna odłożyła zwój na bok, poprawiła pomarańczową tunikę i zarzuciła nogę na nogę. — Tu są bizony!
— Wielkie odkrycie, siostrzyczko — prychnęła Jinora, siadając obok Kenny. Ikki w odwecie pokazała jej język. — Tu od zawsze były bizony. Niewiele, ale jednak.
— Nie, nowe bizony! Przywieźli je na okręcie! — Kenna i Jinora wymieniły spojrzenia. Meelo, jak to Meelo, nie przejął się tym zbytnio. Wsadził palec do nosa i ganiał latającego po ogrodzie motyla. Dziewczynka z dwoma koczkami chwyciła najstarszą z sióstr za rękę i popędziła z powrotem w stronę portu. Kenna zdążyła pochwycić zwój, powiewający teraz na wietrze. Jak każdy z nomadów powietrza biegła szybciej, stawiała lżejsze kroki. Kenna magiem nie była, dlatego nadążanie za młodszą z siostrzyczek było nie lada wyzwaniem. Kilka razy zaplątały jej się nogi, głównie na zakrętach.
— Ikki, zwolnij trochę! — zawołała, kiedy dotarły do marmurowych schodków. Uwolniwszy swą dłoń zatrzymała się, puszczając rodzeństwo przodem. Meelo, pędzący na końcu, zatrzymał się, poprawił czerwoną narzutkę i uniósł w górę pięści, krzycząc:
— Bizony!
— TATO! — Głos Ikki zdarł z twarzy Tenzina błogi spokój. Radny pokręcił głową i pomasował skronie, zwracając się twarzą ku dzieciom. Ikki zatrzymała się gwałtownie, Meelo — który wznowił bieg w dół schodów — nie wyhamował i wpadł prosto na nią. — Złaź ze mnie, Meelo!
CZYTASZ
dawn of equality⚡legend of korra
Fanfiction„Pokora i delikatność nie są cnotami słabych, lecz potężnych. Zdarza się bowiem tak, że nie-mag jest silniejszy od maga" ⚡️ Od zwycięstwa Avatara Aanga minęło siedemdziesiąt lat. Świat zmienił się nie do poznania. Teraz żądzą nim inne zasady. I tak...