W samym środku Frodonu, oddzielona od reszty metropolii rzekami lawy zamieszkałej przez zmutowane krokodyle, mieści się Kaplica Chwały, gdzie jedynie najpotężniejsi bohaterowie modlitwy odbywać mogą.
Tam też, w otoczeniu świty z dziewiętnastu tysięcy giermków, udał się Bolesław Piastomiot, ówcześnie hartując swe serce na kowadle dusz. Po przekroczeniu rzeki na swym majestatycznym plecaku odrzutowym stanął przed Wielką Bramą wykutą z anielskich piór, która sama, pod naporem jego stalowego spojrzenia, doprowadziła się do anihilacji, przepuszczając go do środka.
- Brama ta ostatnim razem zanihilowała się przed ojcem mym – rzekł Bolesław do swych drżących sług o wątłej woli. – Dowodzi to wszakże, że potomkiem potężnym jestem i godnym.
Giermkowie skinęli głowami, żaden nie odezwał się jednak.
Bolesław jeszcze przez chwilę stał, wciągając ostanie hausty powietrza. Czekała go długa podróż.
Gdy wkroczył w krainę odciętą od reszty świata, solarne baterie jego plecaka wraz z chwałą bijącą od rodzinnego miecza, stały się jedynymi źródłami oświetlenia. Wysoko, pod sklepieniem, panoszyły się ledwo widoczne pająki tkające czarno dziurowe pułapki na galaktyczne komary. Niżej, pod stopami, chrupotały kości wszystkich tych, przed którymi brama nie postanowiła się zanihilować.
Cisza dochodziła do jego uszu, stęchłe powietrze odbijało się wewnątrz jego płuc.
Wtem coś rozbłysło przed nim czarnym światłem innej płaszczyzny astralnej. Mroczne widmo mnicha, od głowy do stóp ubranego w szatę utkaną z ciemności, zmaterializowało się, ukazując swe smętne oblicze.
Widząc przesiąkniętą zgnilizną twarz upiora, osiem tysięcy giermków krzyknęło z przerażenia, a następnie, gdy uświadomili sobie, że tym samym Wieczną Potęgę Galaktycznego Imperium urazili, wybiegli z kościoła i wskoczyli w najeżoną paszczami ognistą powłokę jeziora lawy, śpiewając patriotyczne pieśni ku Chwale Przenajświętszej Rzeczpospolitej.
- Witaj, szlachetny mnichu-widmo – rzekł Bolesław i skłonił się delikatnie.
- Witaj, o wielki wojowniku Rzeczpospolitej! – odrzekło widmo, szczerząc zęby.
- Wiesz zatem, kim jestem...
- Ah... wiem... wiem... Przybyłeś dobyć modlitewną podróż, by dostać się do Miasta Wielkiej Matki, aby prosić ją o dar mowy, który pozwoli ci sekret potężnego czarnoksiężnika zrozumieć i swe przeznaczenie znaleźć!
Bolesław skinął z uznaniem.
- Wiesz wiele, o szlachetny mnichu-widmo.
- Wiem.... Wiem też, że plany twe daremne są. Zawróć. Zawróć, zaprawdę ci powiadam, zawróć, zawróć i NIGDY nie powracaj! Imperium Rzeczpospolitej wkrótce upadnie, w miastach wybuchną zamieszki, planetami zawładną wulkany, galaktyki obrócą się w pierzynę, we wszechświatach zapanuje mrok, a lasy staną w płomieniach, gdy Cesarz z przyszłości zasiądzie na tronie Nieskończoności! JunginGun wymorduje wpierw twych poddanych, a następnie ich zniewoli! Zawróć, albowiem tak tylko ratować swe życie możesz! Zawróć, albowiem tak tylko uwolnisz się od niewolnictwa! Zawróć, a może, być może, dane będzie ci obserwować swój upadek z daleka! Zawróć! ZAWRÓĆ! ZAWRÓĆ!!! Zawróć, gdyż CHWAŁY TU NIE ZNAJDZIESZ!
Nagle nierzeczywiste macki sennych mar opętały umysł Bolesława. Wpierw osunął się on na swe kolana, następnie upadł na twarz przed mnichem. Zaczął śnić.
Śnić o tym, że podróżuje na swym solarnym plecaku odrzutowym nad upadłym Imperium Rzeczpospolitej. Widział spalone miasta, widział zagubione planety rozsadzane przez lawę, widział chłopów nieobciążonych sprawiedliwymi podatkami, widział mrocznych lordów rozdzierających między sobą ziemię Piastomiotów. Widział zburzoną twierdzę Gwiezdnych Rycerzy z Gniezna, widział gnijący w ciemności Włocławek, z którego ongiś wielu poszukiwaczy przygód wyruszało. Widział żyjące bezkarnie gobliny i trolle, widział wiedźmy gotujące w kotłach alchemiczne wywary.
CZYTASZ
Laserowa Potęga Imperialnych Orłów
FantasyNAJBARDZIEJ EPICKA GALAKTYCZNA POWIEŚĆ, JAKĄ ZRODZIŁA POLSKA ZIEMIA! W odległej przyszłości, roku 1010, Nieumarli Krzyżacy pod wodzą czarnoksiężnika Urlicha von JunginGuna powrócili z czasów, jakie dopiero nadejść mają, by zniszczyć, a następnie zn...