Za jakie grzechy Godryku...

306 18 3
                                    

— Niech Pan usiądzie, panie Malfoy. — Sekundy pierwszego szoku minęły. Rozluźniłam mięśnie i  postanowiłam usiąść już normalnie. Wyprostowałam się. — Mam dla was ważne zadanie w tym roku. Postanowiłam raz na zawsze pogodzić Slytherin i Gryffindor. A wy mi w tym pomożecie, jak bardzo byście nie chcieli.

Mówiłam coś o pierwszym szoku? To był cios w żebra. Skuliłam się ponownie w swoim fotelu i milczałam. Niech on powie coś, w końcu od tylu lat opowiadał o tym, jak bardzo nie powinnam tu być.

— Świetnie, to wszystko? Nie ukrywam, że mam dość sporo rzeczy do załatwienia. — Burknął nieuprzejmie. Typowy Malfoy, który nigdy nie miał empatii. Po co mieć coś takiego? Prychnęłam cicho pod nosem. Osoby towarzyszące mi, spojrzały się na mnie krytycznie. 

— Co będzie  się wiązać za plecami tego pojednania?  — Zapytałam, widząc, że Chłopak nie miał zamiaru dowiadywać się więcej, niż to było konieczne. — Rozumiem jednak, jeżeli nawet Dumbledore Pani nie powiedział, to trzeba się jakoś pojednać. 

— Znowu wyskakujesz ze swoimi mądrościami Granger? — Fuknął na mnie, nic mu nie poradzę, że taka właśnie byłam. Wzruszyłam ramionami jak gdyby od niechcenia i przyglądałam się Dyrektorce szkoły.

Oboje słuchaliśmy tego co Pani Minerwa McGonagall ma do powiedzenia w sprawie, przez którą się zebraliśmy. W głowie układało mi się już wszystko po kolei. Bycie Prefektem naczelnym wiązało się z ogromnym zakresem obowiązków, a co innego łączy domy, niż dwóch wrogów w jednym pokoju? Moje przypuszczenia co do przedstawienia roli były słuszne. Dlaczego to musiał być Malfoy, inny Ślizgon był niedostatecznie obślizgły i dwulicowy?

— Obowiązki będą czekać na was w salonie wspólnym. Hasło to "Pojednanie", Panna Granger, może iść. Chciałabym zamienić kilka słów z Panem Malfoy'em, jeżeli to nie problem. — Zerkała na mnie wyczekująco, pośpieszając mnie wzrokiem do wyjścia. Bez słowa wstałam, kierując się w stronę drzwi. Czułam na plecach dwie pary oczu, śledzące moje ruchy. Zamknęłam drzwi i stanęłam tuż obok nich.— Draco, wiesz na jakich warunkach wróciłeś... 

 Usłyszałam mamrotanie chłopaka, jednak był na tyle cicho, że nie usłyszałam odpowiedzi skierowanej w stronę kobiety.  Zrezygnowałam z dalszego podsłuchiwania i tak przez grubość ścian nie usłyszałabym zbyt wiele. Nie zorientowałam się, gdy stałam już przed przedziałem, gdzie Ginny czekała na mnie. Odsunęłam drzwi i weszłam do środka. Wejście było wystarczające, by wyczuć ostrość perfum Rudej dziewczyny. Ubrana w skąpą indygo spódniczkę do mniej niż połowy uda, zbyt krótką fioletową bluzeczką, odsłaniającą pępek i koturny kilkunasto-centymetrowe. Przyszła Pani Potter, zerknęła w moją stronę z pytającym wzrokiem. 

— Formalności prefekta naczelnego. —  Wzruszyłam ramionami, chcąc zmienić temat jak najszybciej. Nie udało się, a jej wzrok był tylko bardziej nachalny. 

— Tylko tyle? Na prawdę Hermiono? Tylko tyle chcesz mi powiedzieć? Kto jest drugim Prefektem? — Poprawiła swoje cztery litery na ławce w przedziale, kręciła się przez dłuższą chwile. —  No przecież nie może być bardzo źle. To Krukon? Puchon? Drugi Gryfon? — Kręciłam głową na jej pytania, zastanawiając się czy dziewczyna zgadnie. —  Czyli to Ślizgon, może to ten przystojny brunet, z którym się minęłam... — Chwila ciszy, a ja skinieniem głowy zaprzeczyłam jej teorii. —Nie wiem Hermiono, nie znam domu węża na tyle, żeby Tobie nazwiska podawać. 

— Już się poddajesz? —  Zerknęłam na Rudą lekko rozdrażniona. —  Ja nie wiem jak mogłaś zapomnieć o jednym wspaniałym Ślizgonie, który jest wysokim blondynem o atletycznej postawie... —  Ucięłam w połowie zdania, widząc malujący się szok na jej twarzy. Skinęłam głową na potwierdzenie jej myśli. — Pan Draco Malfoy jest drugim prefektem naczelnym, nie rozumiem tylko czemu nie siedzi w Azkabanie z resztą jego pokręconej rodzinki. — Mruknęłam zamyślona. 

Byłam na rozprawie Malfoy'ów i innych żyjących popleczników Voldemorta. Każdy z nich dostał wyrok, w zależności od zeznań pod Veritaserum. Wszyscy oprócz Żony Lucjusza Malfoy'a, u której zdiagnozowana została nieuleczalna choroba. Sama zaś także zeznawała pod czujnym okiem Lekarza, doglądającego jej. Harry wstawił się za Narcyzę, po sytuacji w lesie, którą każdy już znał na pamięć. Lucjusz dostał dożywotnie więzienie, a wyjść może tylko na pogrzeb Żony lub Syna. Draco dostał dwadzieścia lat Azkabanu. Czemu więc był tutaj w szkole?  

— Nie wiesz jednej rzeczy Miona... — Dziewczyna zaczęła powoli mówić to, czego nie spodziewałam się w swoich własnych snach. —  Draco miał dwie rozprawy, dzięki Harry'emu. Bo widzisz... On ma dobry kontakt z Narcyzą Malfoy, może nie wspaniały, ale wystarczający, by Kobieta pokazała wspomnienia, że Draco nie robił tego bo chciał. — Jej głos stawał się coraz cichszy. — Twoje zeznania co do traktowania mieszanych czarodziejów przez niego, trochę pogorszyły jego sytuację, ale Harry wybronił Dracona. Oni są rodziną Hermiono, może nie mieli od początku kontakt, ale chcąc nie chcąc Narcyza jest spokrewniona z Syriuszem, a wiesz ile on znaczył dla Harry'ego. — Zaczęła się plątać w swoich myślach i słowach. Nie sądziła, że nie widziałam o drugiej rozprawie, w której uniewinniono Dziedzica Malfoy'ów. — Widziałam ich razem rozmawiających po rozprawie. Może to była grzeczność blondyna, za to, że nie pójdzie do Azkabanu, ale podali sobie ręce i odeszli w swoje strony... 

Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Miałam nadzieję, że to tylko sen, zaraz się obudzę w łóżku i ten dzień zacznie się od nowa. 

Witajcie i wybaczcie, że tak od razu "pogodzenie" Pottera z Draconem, ale to ma większe znaczenie niż myślicie.... Pan Potter jeszcze namiesza i sam o tym do końca nie wie. :) 

Dramione- Niemoralna PropozycjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz