Ból, problemy i wszystko co złe.

105 3 0
                                    

Sekundy minęły a ja otrząsnęłam się z omdlenia. Za dużo nerwów, kredyt, praca... to wszystko było zbyt dużo. Co odbiło się strasznie na moim zdrowiu, psychicznym jak i fizycznie.

Cieszył się z dziecka już bardzo nie minął tydzień a wydał wszystkie oszczędności na wyprawkę dla płodu. Wózek, nosidełka, pieluchy, ubranka i inne duperele. Rozumiałam jego radość, ale nic nie było w stanie przyszykować nas na najgorszy scenariusz.

Środek nocy minął jakiś czas temu, a ja siedziałam przy papierach, zastanawiając się jakim cudem mamy jeszcze dach nad głową. Ronowi nadal w głowie chodziła idea domu, na działce, która nie miała żadnego pokrycia i nie nadawała się do niczego innego niż rola. Stukałam długopisem o kant umów podpisanych.

Próbował łapać się każdej pracy, ale nigdy mu to nie wychodziło zbyt długo. Drużyna w której miał grać zrezygnowała z niego w pierwszym sezonie, tłumacząc się innym i lepszym graczem. Wcześniej odmówił stanowczo posadę w Ministerstwie, więc tylko ja miałam stałą pracę, a ledwo łączyliśmy koniec z końcem.

Słyszałam ciche chrapanie nawet przez zamknięte drzwi do sypialni. Spanie przychodziło mu najłatwiej ze wszystkich rzeczy. Poczułam ukłucie w podbrzuszu, aż zgięłam się z bólu, cichy syk wyszedł moich ust. Gdyby nie ten ślub, nie miałabym takiego minusa na koncie...

Ból nasilał się z każdą chwilą coraz bardziej, a Ron nadal spał, mimo tego, że próbowałam go obudzić krzykiem. Zachłystnęłam się powietrzem i upadłam na podłogę.

Tamtej nocy straciłam dziecko, a prasa pochwyciła temat i ciągle chodzili, próbując dowiedzieć się czegoś więcej. Następnego dnia, każdy w świecie magicznym wiedział , że poroniłam. A ja nadal nie mogłam przestać myśleć czy ta jedna osoba też przeczytała artykuł. Nie wychodziłam z domu przez pełny miesiąc dzięki Harry'emu miałam jednak zapłacone za ten czas.

- Ja jestem za. - Mruknęłam w przestrzeń mając nadzieje że nie będę musiała się się powtarzać.

- Co? Ale ja się nie zgadzam! Musi być inne wyjście! - Jęknął zdenerwowany na moją decyzję. - Nie jesteś byle kim, żeby oddać się tej szui za jakieś pieniądze.

- W Hogwarcie jakoś zdrada przyszła ci lekko, a w tej sytuacji jesteśmy przez ciebie, tylko przypominam. Gdybyś nie ubzdurał sobie domu na jakimś polu, które jest tylko rolnicze, z gromadką dzieciaków! - Krzyknęłam na niego, tracąc cierpliwość. - To wszystko się stało przez twoją Głupotę Ron. - Westchnęłam cichutko, dając upust swoim myślom pierwszy raz odkąd pamiętam. Podniosłam jeden dokument, który był przy mnie od samego początku i podałam go jemu.

Rudowłosy przyglądał mi się przez chwilę, aż wziął papier.

- Moja wina, że miałem marzenia i chwile słabości jak każdy? Zmieniłaś się Hermiono i nie poznaję już ciebie. -Wziął długopis i podpisał dokumenty rozwodowe, które mu przedstawiłam. - Poddaję się, bo nie widzę sensu już w tym wszystkim. My się skończyliśmy dawno temu a Lavender mówiła mi, że to się zakończy szybko. - Wyszedł nie mówiąc już ani słowa, a ja stałam wpatrując się w jego niechlujny podpis na dokumentach rozwodowych.

Łykanie antydepresantów i wino, było jedynym zajęciem jakim się zajmowałam. Straciłam dziecko, a to jest najgorszy rodzaj bólu. Leżałam całymi dniami bez życia, a ruchy jakie wykonywałam były automatyczne. Wstać, śniadanie, wziąć tabletkę, łazienka, powrót do łózka, obiad, tabletka, sen, kolacja, tabletka i sen.

Z tej monotonii wyciągnęła mnie Pansy Parkinson, króra przychodziła codziennie i prosiła mnie, żebym wyszła z nią na spacery do parków, zorganizowała wyjazd do Norwegii i Hiszpanii. Po jakimś czasie faktycznie pomogło mi to, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że miała kontakt z jedną osobą, która ostrzegała mnie przez tym.

Podświadomość krzyczała w mojej głowie, mieliśmy pecha praktycznie całą relacje. Odszedł raz przy szukaniu horkruksów. Czemu teraz miało być inaczej? Zamknęłam oczy, a wspomnienia zaczęły się unosić ponownie.

- Hermiono nie możesz! - Krzyknął zabierając swoje ubrania z pudła. - Nie sprzedasz moich rzeczy, damy sobie radę inaczej! - Pakowałam kolejne pudła rzeczy, których już nie używaliśmy.

-Jeżeli wpadniesz na inny pomysł, jak spłacić czynsz w tym miesiącu to porozmawiamy. Na razie to ja się martwię, żebyśmy mieli co zjeść. - Mruknęłam w powietrze, nie patrząc na niego. Nie wiem kto był na kogo bardziej zdenerwowany. Ja na swojego męża za dziecinne podejście, przez które wylądowaliśmy w tej sytuacji, czy Ronald na mnie, za moje myślenie.

-Możemy spróbować wziąć kredyt, spłacić część tamtego i sobie poradzimy! - Desperacja przeszywała jego słowa na wskroś. Przestałam składać sweter i spojrzałam na niego zszokowana.

-Myślisz że kolejne branie pieniędzy coś nam da? Wtedy będziemy mieć do spłaty kolejny kredyt! To nie jest nawet tymczasowe rozwiązanie. - Rzuciłam w niego najbliższą rzeczą jaką miałam pod ręką. Okazało się to książka, którą ominął.

- Pojedźmy do Los Angeles i spróbujmy szczęścia. - Ostrożnie powiedział i zniknął gdzieś w głąb mieszkania. Hazard? To był jego sposób, żeby uratować nas przed tym wszystkim? Pokręciłam głową i ponownie zaczęłam zbierać rzeczy na sprzedaż.

Nie ważne jak absurdalnie jego słowa zabrzmiały, coraz częściej nad tym się zastanawiałam. Miałam przecież swój umysł i urok, on miał tylko szczęście. To nie miało szansy się udać, ale i tak warto było spróbować. Westchnęłam cicho i odstawiłam pudła, podeszłam do lady i wzięłam kieliszek z winem.

Nie wiedziałam w tamtym momencie, że wszystko się posypie jeszcze bardziej. Nie sądziłam, że to nawet możliwe. Zgodziłam się na pojechanie do Los Angeles, chociaż w głębi serca uważałam to za jeden wielki błąd. Po części miałam rację, jak zawsze zresztą.

Wylądowaliśmy na lotnisku kilka dni po ustaleniu tego, co mamy zrobić. Miałam nadzieję, że ten plan nie zawiedzie, mimo paraliżującego strachu.

-"To nie ma prawa się udać!" - Krzyk mojej podświadomości nie dawał mi spokoju. - "Damy sobie radę inaczej, jest tyle rozwiązań. Konsekwencje będą straszną zapłatą i karą w jednym."

W ciszy przyglądałam się papierom rozwodowym. Byłam głupia, naiwna, teraz przyszedł czas na pokutowanie za swoje decyzje. Zabrałam kartę do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Symboliczne zamknięcie pewnego rozdziału życia. Teraz czekało mnie spotkanie z przyszłością, na którą nie byłabym gotowa.

-Nie wiem czy to dobry pomysł Ron. - Niechętnie stwierdziłam, mając palące uczucie wstydu. Nigdy nie odważyłam się powiedzieć mu, że myślałam o rozstaniu od dłuższego czasu. Zaś dwa egzemplarze papierów ciążyły w mojej walizce. Powtarzałam sobie, iż to ostateczność, a nie zauważałam tak prostych rzeczy.

Czułam się jakby ktoś zamknął mnie w klatce, bym po prostu była i nikomu nie uciekła. Uczucie duszenia się w małżeństwie, niezrozumienie potrzeb. Przeszywało mnie to na wskroś jak nóż. Z każdym dniem umacniało się jeszcze bardziej. Po tak długim czasie trwania w ciszy, rozumiałam jedną rzecz.

Ronald Weasley zabijał mnie od środka gorzej niż narkotyk.




Cześć, o jak dawno mnie nie było.
Chciałam jednak ustabilizować siebie po najcięższym przeżyciu: porodzie.
Jednak wracam do was z nową dawką energii, która zostanie już na dłużej.
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe takiej przerwy.

Dramione- Niemoralna PropozycjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz