Rozdział 6

594 32 0
                                    

3/3

Czekam na jego reakcję. Wilczki, które stały przy mnie, szybko się zmyły. Moje słowa były kierowane tylko do tego osobnika. Patrzył na mnie obojętnie, co jakoś mnie bardziej wkurwiało. Morrey stał cicho mierząc naszą dwójkę bacznym spojrzeniem. Może i był BETĄ, ale nigdy, przenigdy nie będzie silniejszy ode mnie. A ten Ven... On otwarcie pokazuje mi swoją pogardę.

~ Proszę. - skamli moje wilczyca ~ Proszę... Daj mi się przemienić! Damy mu nauczkę! Proszę!

Głos Ahiry przyprawia mnie o wkurwa. Zwężam groźnie powieki. Pozwalam aby moje dłoni minimalnie się zmieniły, ukazując tym samym ostre jak brzytwa pazury. W świetle zachodzącego słońca przypominają groźne sztylety.

~ Nie wiem... Ahiro...

~ Ale ja wiem! Jesteś Alfą! - warczy susząc na niego swoje zęby - Masz prawo rządać szacunek!

Nie muszę długo nad tym rozmyślać. Ma rację. Nie jestem Omegą. Jestem Alfą. A dla mnie musi, wręcz wymagam od niego szacunku!

- Nie masz mi nic do powiedzenia..?

- Może zakończmy... - wtrąca się mój brat z ostrzegawczą nutą dźwięczącą w jego głosie.

- Nie. Nie wtrącaj się. - powiedziałam to nieswoim głosem. Łaknęłam widoku krwi. Jego krwi. Za kogo ten Venenor się uważa?!

- Rosalia! - warczy Morr - On nie jest taki, jaki ty byś chciała..!

- Gówno mnie to obchodzi. - syczę przez zaciśnięte zęby, uciszając go tym sposobem.

- A więc? - przychylam groźnie głowę w lewą stronę.

- Uważam, że pani nie powinna mieszać się tam, gdzie nie powinna. - stwierdza nijako, bacznie mi się przyglądając. Skanuje każdy mój ruch. Tak samo ja jego.

- Ja uważam, że nie powinno Ciebie tu być. - wycharczałam. To nie byłam ja. Ahira przejęła pałeczkę. I dobrze. Ven spogląda na Morreya z rozbawieniem. Śmieszy go to? Śmieszę go?!?! Najeżam się cała. Moje oczy zachodzą czernią.

- Alfo - słowa kieruje do mojego bety - uważam, iż powinienem teraz odejść. - głos ma chłodny. Stanowczy. Co z tym gościem jest nie tak? Drażni mnie jego osoba.

- O nie, nie - rechoczę - napewno nie bez mojej zgody.


~Venenor~


Nie zamierzam się jej spowiadać. Nie jest dla mnie kimś, kogo warto słuchać, choć wiadomość, że jest Alfą i Luną tego stada, bardzo mnie zaskoczyła, choć nie pokazałem tego po sobie. Nasza wymiana zdań nie prowadziła do niczego sensownego. Dlatego najlepszym rozwiązaniem, jest odejść z tego terytorium, dopóki mam taką możliwość. A zdaję sobie sprawę z tego, że jej cierpliwość jest na wykończeniu.

~ Najlepiej by było, gdybyś dał jej popalić. - warczy mój wilk. Jego czarna bujna sierść kojarzy mi się z moją własną duszą. Czymś za czym tak uparcie tęsknię.

~ Co sugerujesz Hades? - pytam go beznamiętnym głosem. Mój wilk patrzy na mnie wrogo. W jego szkaradnych oczach błyska chęć mordu. Posmakowania czyjejś krwi.

~ Może, najlepszym rozwiązaniem dla naszej dwójki, będzie wycofanie się?

~ Tchórzysz? - szydzi ze mnie.

~ Nie! - warczę nieźle wkurwiony.

~ To na co czekasz?!

~ Na nic. Mam swoje zasady...

~ Tymi zasadami nic nie zdziałasz. - szydzi ze mnie moja połówka. Mam ochotę rozerwać go na pół. Obedrzeć ze skóry i patrzeć jak z niego uchodzi życie. Wkurwia mnie ten zasrany kundel.

~ Najlepiej mieć coś w zanadrzu. - stwierdzam zadowolony z moich słów.

- I co? - przerywa moją rozmowę. Jest zła. I to piekielnie zła. Widzę to w jej oczach. Ciekawe czy się na mnie rzuci? Jeśli tak, to ja nie będę jej dłużny.

- Nic nie sądzę - mówiąc wycofuję się powoli do tyłu. Przelotnie spoglądam na Alfę i skinieniem głowy się z nim żegnam co odwzajemnia - Jesteś dla mnie zwykłym wilkiem. Nic poza tym. Jeżeli jesteś Alfą, to dobrze. Bądź nią sobie. Na mnie nie ma to pływu, to co ty będziesz chciała ze mną robić. Jestem na to odporny...

Nie dokończyłem swojego zdania. Przerwał mi bolesny ból. Uderzyła mnie prawym sierpowym w szczękę. Zatoczyłem się do tyłu i dotknąłem obolałego miejsca. Cholerna szmata!

- Jeszcze raz...

Tym razem to ja jej nie pozwoliłem dokończyć, rzuciłem się na nią. W mgnieniu oka stałem się czarnym basiorem. Moja sierść była całkowicie najeżona. Dodawała mi władczości. To samo zrobiła Rosali. Stała się rdzawo rudym wilkiem. Była ode mnie znacznie wyższa, co nie dodawało mi przewagi. Wyszczerzyła do mnie swoje śnieżno białe kły. Oczy wciąż miała czarne. Morr coś krzyczał. Nie słuchałem go. Tak samo jak ona.

~ Odejdź z mojego terytorium. - warczy na mnie wilczy głos. To nie Rosali. To ktoś inny.

~ Chyba nie. - skaczę na nią, żeby ugryźć ją w szyję. Okazuje się szybsza. Odskakuje w bok i gryzie mnie w tylnią lewą łapę aż do krwi. Skamlę z bólu. Odwracam w jej kierunku głowę i zatapiam swoje zęby w jej łopatce. Warczy na mnie i skowycze, tak, że czuję to w swoich kościach.

PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz