Rozdział 2

139 9 2
                                    

Z samego rana umyłam się nad rzeką w pobliżu domu i pospiesznie zakładając błękitną suknię, w której prezentowałam się odrobinę mniej blado,  ruszyłam do pałacu. Na szczęście nie przybyłam ostatnia. Bałam się, że za karę oberwę batem. Nikt ze służby nie miał prawa spóźniać się do pracy u szlachcianki. Każdy kto nie stosował się do jej zasad mógł być wygnany, bądź trafić na stryczek za rzekomą kradzież, o którą oskarżała każdą nieposłuszną osobę.

Pani była w dość dobrym humorze. To mnie nie cieszyło, a raczej przerażało. Jej dobry humor bardzo szybko odchodził, zmieniając w istną furię. Oświadczyła, że jej bratanek zostaje na dłużej i nie chce się przez nas wstydzić przed nim, więc wszystko ma być posprzątane i poukładane, nawet książki - odparła i spojrzała na mnie znacząco. Spuściłam pokornie głowę i nie uniosłam wzroku nawet, gdy do sali wszedł owy młodzieniec. Zaczęłam się zastanawiać, czy źle uprzątnęłam ostatnio bibliotekę i doszłam do wniosku, że jest to mało prawdopodobne.

-Ależ on przystojny - odparła cicho Olena. Spojrzałam na nią z szokiem wypisanym na twarzy i szturchałam, by przestała się wpatrywać w panicza jak sroka w gnat. Jednak moje próby na nic się nie zdały.  Za bezczelne spojrzenia w stronę mężczyzny, zaraz po jego wyjściu oberwała solidny cios  w policzek od samej jaśnie pani.

-Na co się tak gapisz nieuku!!!-krzyknęła i szarpnęła ją za włosy. Serce zabiło mi mocniej. Biedna Olena. -Bezwstydna!!!

-Pani wybacz mi, nie chciałam...-krzyczała zanosząc się płaczem.

-Zaraz nauczę Cię co ci wolno, a czego nie!-warknęła, a my stojąc ze spuszczonym wzrokiem, nie mieliśmy nawet krztyny odwagi, by spojrzeć w stronę naszej koleżanki.- Straż!!!!-wrzasnęła, a jeden z wartowników wpadł na salę jak burza.

-Pani- ukłonił się nisko.

-Zabrać ją na plac i wymierzyć dziesięć batów- kiedy to powiedziała wciągnęłam ze świstem powietrze. Jeśli dziewczyna to przeżyje to będzie jakiś cud.

-Pani, czy to nie za dużo? To jeszcze młoda dziewuszka- odparł strażnik, a czarna dama zrobiła dwa kroki w jego stronę.

-Zrób to co ci powiedziałam, bo i Ciebie każę wychłostać!-wrzasnęła, a strażnik nie mając wyboru, chwycił Olenę drżącą ze strachu i pociągnął na plac główny. Jej krzyk nam wszystkim utkwił w głowie jako srogie ostrzeżenie, by być uważnym na każdym kroku.

W sali panowała mroczna cisza. Pani przechadzała się obok nas, czekając czy ktoś jeszcze odważy się podnieść wzrok. Tak się jednak nie stało.

-Wynocha!! - krzyknęła, a gdy wszystkie ruszyłyśmy do wyjścia usłyszałam wrzaski Oleny dobiegające z daleka i wzdrygnęłam się. Biedactwo. Tak okrutna kara. Nie wierzyłam, że to przeżyje. Nawet strażnik w to nie wierzył. Ważyła góra czterdzieści pięć do pięćdziesięciu kilogramów. Zmierzyła nie wiele więcej jak półtora metra. Dziesięć batów miało ją zakatować. Dla wszystkich nas zapowiadał się straszny dzień.

Kiedy znalazłam się na korytarzu, zostałam odesłana do prania ubrań. Chwyciłam ciężki kosz i z przyjemnością ruszyłam nad rzekę. Przynajmniej na kilka chwil ucieknę od gniewu mrocznej pani. Może mimo wszystko ten dzień nie będzie dla mnie tak straszny. Słońce świeciło dzisiaj bardzo jasno. Na łąkach barwnie mieniły się polne kwiaty, które tak kochałam zbierać i suszyć, by potem dodawać je do kąpieli. Były świetne do włosów i nawet zimą miałam własną wersję perfum. Nikt poza mną nie kąpał się tu tak często. Uważano to za stratę czasu, ja zaś nie miałam co z tym czasem zrobić, a kąpiele po prostu uwielbiałam.
   Na niebie nie było ani jednej chmurki. Zapowiadał się słoneczny, cudowny dzień. Wszystko było jednak zbyt piękne, by mogło trwać długo. Jak na złość musiałam na swojej drodze spotkać dwóch najbardziej tępych i podłych mężczyzn z wioski. Drwili ze mnie. Zaczepiali i uprzykrzali mi życie, za każdym razem, gdy na mnie wpadali.

Pocałunek z nieznajomymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz