Rozdział 3

119 5 2
                                    

Gdy dotarłem do pałacu wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata. Jako pierwsza powitała mnie ciotka. Jej mina natychmiast zrzedłaz gdy ujrzała jak wyglądam.

-Edwinie, cóż to za stan? Jak można tak się prowadzić? Czyż nie jesteś szlachcicem? Takie zachowanie kompletnie ci nie przystoi- odparła.

-Spokojnie ciociu, często jeżdżę na Ozyrysie po dnie rzeki. Poza tym przecież mnie znasz- odparłem zsiadając z konia. Jeden ze służących poprowadził go w stronę stajni.

Wtem nadbiegła Rozalija. Jak zawsze roześmiana i promienna niczym kwiatuszek.Czasem zazdrościłem jej tej radości z życia. Była jednak naiwna i zbytnio ufała swojej matce nie zauważając przy tym jej złych poczynań.

-Ach...Edwisiu, co ci się stało? Czyżbyś wpadł do studni?-zapytała chichocząc przy tym. Ukłoniłem się jej i ruszyłem w stronę komnaty.

-Proszę sobie nie przeszkadzać i dalej drwić ze mnie w najlepsze, a ja tymczasem się przebiorę- odparłem i ruszyłem w stronę schodów. Rozalka dogoniła mnie i uśmiechnęła się słodko.

-Gniewasz się na mnie Edwiniu? Mogę Cię jakoś przeprosić?-zapytała, a ja uśmiechnąłem się do niej.

-O tak, choć tu, niech Cię uściskam- odparłem, a ona pisnęła głośno.

-Och, nie...jesteś cały mokry i brudny, fuj- jęknęła i uciekła na dwór, a ja śmiejąc się ruszyłem do swojej komnaty. Nie mogłem przestać myśleć o poznanej dzisiaj dziewczynie. Pracowała w tym dworze, więc istniała wielka szansa, że jeszcze ją zobaczę.

Nie chciałem jednak, by wiedziała, iż jestem szlachcicem. Tylko bym ją tym wypłoszył, a chciałem ją lepiej poznać. Nie mogłem zrozumieć dlaczego tak piękną, delikatną blondyneczkę o jasnych jak niebo oczach ludzie traktowali niczym najgorsze zło. Chciałem zbić każdego kto sprawił jej przykrość. Czułem się odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo, choć nic o niej praktycznie nie wiedziałem. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje.

***

Kiedy znalazłam się przed domem, ostrożnie postawiłam kosz z bielizną na ziemi i zaczęłam się przebierać. Włosy wciąż ociekały wodą, więc rozpuściłam je całkowicie i dokładnie przeczesałam pozwalając, by powoli wyschły. Usiadłam przed domem i zaczęłam czytać jedną z potajemnie pożyczonych z pałacu książek. Wiedziałam, że teraz ciężko będzie mi je wynosić i oddawać. Jednak pani Vera nie lubowała się w książkach to też nie dopatrzy się, gdy jakiejś nie będzie na swoim miejscu.

Patrząc na błękitne niebo przypominałam sobie znów pocałunek z nieznajomym mężczyzną i wyobrażałam, że poznaję go, a on rozpoznaje mnie. Marzyłam o tym, iż będzie niczym książę z bajki i zabierze mnie stąd gdzieś, gdzie będę szanowana i traktowana na równi z innymi. Gdzieś, gdzie nikt nie nazwie mnie wiedźmą.

__________________________________________________________________

Wieczorem ruszyłam do zamku z koszem mokrych ubrań. Nikt niczego nie podejrzewał, więc mnie to ucieszyło. Rozwiesiłam ubrania do wyschnięcia i ruszyłam w kierunku wyjścia.

-Alison, poczekaj- usłyszałam głos Rozaliji.

-Tak, panienko?- odparłam kłaniając się jej z szacunkiem.

-Jutro masz wolne. Chcę po jutrze uprzątnąć bibliotekę, a do tego musisz być wypoczęta. Spędź ten dzień w spokoju i odpocznij ile się da- odparła, a ja uśmiechnęłam się i kłaniając nisko raz jeszcze z serca podziękowałam.

-Dobrze, panienko. Będzie tak jak zechcesz- odparłam i ruszyłam radośnie do drzwi. Wtedy ujrzałam Olenę. Przeżyła, ale nie było pewne jak długo wytrzyma. Pani kazała zabrać ją rodzinie i ci właśnie wrzucali ją na wóz niczym worek ze zbożem. Zadrżałam widząc ile krwi miała na sobie.

Pocałunek z nieznajomymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz