Rozdział 9

63 5 1
                                    

Nie spodziewałam się, że gdy Mikołaj wyjedzie ktokolwiek będzie chciał mnie odwiedzić. Jednak o dziwo, co chwilę ktoś do mnie zaglądał. Z rana przyszła mama Mikołaja ze świeżym chlebem, kanką krowiego mleka i wałówką. Przywitałam ją serdecznie i zaprosiłam do domu. Odkąd byłam w złym stanie i przez kilka dni leżałam w łóżku, a Mikołaj zajmował się mną jak nikt w życiu, pokochałam domowy zapiecek, czując się jak dawnej, kiedy żyła jeszcze mama.

W piecu już się paliło, więc postawiłam wodę na herbatę. Miałam ususzony rumianek, miętę i jabłka, więc postanowiłam poczęstować gościa moją własną mieszanką. Ucieszyłam się, kiedy po zrobieniu herbaty mama Nikolenki od razu jej spróbowała, nie pytając co to. Pochwaliła jej wyjątkowy smak, więc uśmiechnęłam się promiennie.

-Mój syn ma wobec ciebie dobre zamiary i ja popieram je z całego serca. Jesteś młoda, śliczna i dobra i zasługujesz na dobrego męża - odparła, a ja omal nie oblałam się herbatą.

-Męża? Ale... Ja nie mam nawet posągu ani pracy, to nie jest dobry moment by mówić o ożenku- odparłam.

-Jeśli mój Mikołaj cię kocha to i bez majątku będziesz dla niego cenna - odparła, a ja skinęłam lekko głową. Jeśli mnie kocha... To zdanie brzmiało zupełnie tak, jakbym nie miała co na to liczyć. Podeszłam do szafy i wyjęłam słoik konfitur, które robiłam własnoręcznie podczas sezonów owocowych.

-Proszę, to dla pani, nie mam nic innego, żeby podziękować - odparłam, a jej wyraz twarzy nieco złagodniał. Dopiła ostatni łyk herbaty i wstała ruszając do wyjścia.

-W koszyku na dnie znajdziesz słoiczek z maścią, smaruj nią plecy przez kilka kolejnych dni to blizny nie będą aż tak widoczne - odparła i ruszyła ścieżką w stronę wsi. Byłam zagubiona. Jaki ślub? Jaki mąż? Przecież Mikołaj nie może mnie zmusić do tego bym za niego wyszła. Sama nawet nie wiedziałam co do niego czuję.

Kochałam go, ale wciąż bliżej było mu do brata niż ukochanego. Troszczył się o mnie, wspierał mnie, ale nie umiałam myśleć o nim inaczej jak tylko o dobrym przyjacielu. Bałam się, że gdy wróci i mu to wyznam to jednocześnie stracę go na zawsze. Po kilku minutach od odejścia matki Mikołaja usłyszałam rżenie koni i nie minęła chwila, a na ścieżce pojawiła się Rozalija. Stałam nieruchomo, całkowicie oniemiała jej niespodziewaną wizytą.

Kiedy mój mózg znów zaczął pracować pospiesznym krokiem zaczęłam wycofywać się w stronę chaty.

-Alison zaczekaj, proszę! - krzyknęła w moją stronę, a ja zatrzymałam się i wyprostowałam dumnie.

-Czym sobie zasłużyłam na taką wizytę?-zapytałam, a ona uśmiechnęła się.

-Wiem, że nie byłaś winna zniknięciu konia mojego kuzyna i jest mi wstyd, że mogłam cię o coś takiego posądzić.

-Co było to było, czasu panienka nie cofnie- odparłam, a ona skinęła lekko głową.

-Chciałam cię prosić tylko o jedno Alison. Trzymaj się z daleka od Edwina. Naszej rodzinie nie potrzebny jest żaden skandal. Oczywiście za wszystkie twoje krzywdy należy ci się rekompensata, dlatego gdy tylko będziesz chciała przyjdź do mnie, a otrzymasz należną Ci kwotę pieniędzy i będziesz mogła zrobić co tylko zechcesz - odparła, a ja poczułam jednocześnie wściekłość i ból. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę coś takiego z ust Rozaliji.

-Nie wiem co pani ma na myśli, mówiąc o paniczu Edwinie i nigdy nic mnie z nim nie łączyło, a jeśli chodzi o pieniądze to nie wzięłabym ich nawet, gdybym umierała z głodu i nie wierzę, że to właśnie z pani ust padły te oszczerstwa w moim kierunku i to po tym wszystkim co mi zrobiono w dodatku niesłusznie - odparłam, a Rozalija skrzywiła się nieco.

Pocałunek z nieznajomymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz