Rozłąka w ramach nagrody

117 8 0
                                    

Myślę, że nie ma sensu przytaczać Wam szczegółowo tego, jak czarodzieje naprawili szkody wyrządzone przez Morganę. Mugole siedzieli jeszcze z cztery dni w piwnicy, zanim uliczka została przywołana do porządku. Mimo iż czarodzieje używali magii zajęło im to sporo czasu. A musieli oni odbudować kamienice i co za tym idzie mieszkania magów i niemagów, brukowaną uliczkę i serca czarodziejów po stracie ich najbliższych. Morgana nie oszczędzała walczących z nią czarodziejów; raz po raz któryś z nich padał na ziemię, a jego dusza zaczynała się unosić wysoko, wysoko ponad kraj króla Artura. A skoro już wspomniałam o Arturze...

Król podczas ataku Morgany na jego kraj był na wyprawie bitewnej, z dala od swojego domu i od swoich poddanych. Walczył z jednym z zachodnich plemion, które oskarżyło go o kradzież ich złota ukrytego w jednej z jaskiń. Podejrzewali oni właśnie króla Artura, gdyż ten niedawno udał się w tamte strony, by poznać życie ich mieszkańców. Uważali, że to właśnie on mógł wykraść ich skarb, bo zdawali sobie sprawę, że nie przyjęli go należycie, jak tego oczekiwał. Rzecz jasna, król Artur ze zniknięciem tego złota nie miał nic wspólnego. Starał się o tym przekonać ich wodza, wysyłając do niego swoich posłów. Ten jednak nadal tkwił przy swoich oskarżeniach względem Artura i wreszcie zagroził królowi, że jeżeli nie odda mu jego złota to napadnie na jego kraj i wykończy jego lud. Król tak się wściekł na te słowa, że postanowił jak najszybciej zorganizować swoją armię i wyruszyć na zachód, by zaatakować jako pierwszy i odeprzeć atak na jego podwładnych, którzy byli dla niego tak WAŻNI.

Może Was to trochę zszokować lub też nie, ale Artur nie był czarodziejem, co nie znaczy, że o magii nie miał zielonego pojęcia. Jego przyrodnia siostra była czarownicą, więc jak mógłby nie wiedzieć o społeczności czarodziejów! Będąc jeszcze dzieckiem, Artur kochał Morganę jak swoją rodzoną siostrę, a nawet jako prawdziwą przyjaciółkę, chociaż byłoby kłamstwem, gdybym powiedziała Wam, że Artur nie był zazdrosny o umiejętności siostry. Często przyglądał się wyczynom Morgany, siedział i marzył, jakby to było gdyby to on posiadał te wszystkie zdolności, co jego siostra, a ona sama byłaby takim zwykłym człowiekiem, jak on. Ale nie miejcie mu tego za złe, w końcu większość z nas na jego miejscu, myślałaby podobnie jak on.

Wracając, na następny dzień król Artur dostał wiadomość o tym, co wydarzyło się w jego kraju, od jednego z czarodziejów, który będąc animagiem przemienił się w geparda i szybko dotarł na zachód, do miejsca bitwy. Kiedy Artur dowiedział się szczegółowo o całym zajściu był rostrzęsiony, przestraszony ale i wściekły, że naraził swoje państwo na takie niebezpieczeństwo. Chciał jak najszybciej wracać do poddanych, ale nie mógł pozostawić swojego wojska, a wiedział, że bitwa trwać będzie jeszcze z przynajmniej tydzień. Polecił więc czarodziejowi przynieść jak najwięcej złota z jego skarbca; chciał w ten sposób jak najszybciej zakończyć konflikt i wrócić do swojego kraju.

Plan króla Artura zadziałał. On i jego żołnierze pojawili się w swoim państwie w trzy dni po zakończeniu bitwy. Król Artur zastał swoje miasto w nienaruszonym stanie, łącznie z uliczką, na której wydarzyło się tyle przykrych rzeczy, chociaż czarodzieje powiadomili go, że zaledwie dwa dni temu skończyli przywracać uliczkę do stanu użytkowania.

Król Artur był tak bardzo przejęty losem swych poddanych, że prawie przez cały dzień rozmawiał ze świadkami (głównie czarodziejami) całego zajścia. Jego serce drgało niespokojnie, kiedy słyszał kolejne nazwiska poległych magów. Największe zainteresowanie wzbudziło jednak w nim to, kto zdołał pokonać Morganę. Myślał, że się przesłyszał, kiedy jedna z czarownic powiedziała, że to piątka dzieci zniszczyła le Fay. Kiedy już niczego więcej nie mógł się dowiedzieć, wezwał do siebie piątkę bohaterów.

- Dzieci, nareszcie! Usiądźcie, proszę! - zwrócił się król Artur do markotnie wyglądających dzieci. - Zapewne wiecie, dlaczego tu jesteście - mruknął, stykając koniuszki palców swoich dłoni, kiedy on i piątka przybyszy zasiedli na krzesłach. - Chcę, żebyście powiedzieli mi, jak pokonaliście Morganę - dodał widząc pytające spojrzenia. Godryk, Rowena, Salazar, Helga i Titania myśleli, że król wiedział już o wszystkim, co wydarzyło się parę dni temu, a dzisiaj zaprosił ich do swojego pałacu po to, aby podziękować im za to, co zrobili. Dzieci sposępniały jeszcze bardziej, kiedy dowiedziały się co jest prawdziwym powodem ich wizyty u króla; nie chcieli wracać, nawet wspomnieniami, do tego co wydarzyło się kilka dni temu. Dopiero po jakimś czasie zaczęli odczuwać skutki tego co zrobili.

- No więc? - zagadnął po chwili Artur.

Dzieci popatrzyły po sobie niepewnie. Wreszcie Rowena kiwnęła głową i zaczęła, nieco się jąkając:

- No ty my... W sensie ja i Godryk, uciekliśmy z piwnicy wykorzystując zamieszanie, które tam wybuchło. Na uliczce, gdzie schowaliśmy się za kontenerem na śmieci wpadł na nas Salazar, a za nim pojawiły się dziewczyny, Helga i Titania... I my, no... Zobaczyliśmy co się dzieje w dole uczliczki, przepraszam, uliczki. Pobiegliśmy tam i baliśmy się trochę, i wreszcie przybiegł taki czarodziej, i on nas wepchał, w sensie wypchał w górę uliczki, zdala od tej walki i no... - urwała, czerwieniąc się lekko na twarzy. Godryk widząc niespokojne spojrzenie Roweny szybko się odezwał:

- I tego czarodzieja trafił odłamek z kamienicy, i padł na ziemię - wyrzucił z siebie chłopak na jednym tchu. Nie chciał, by na Rowenę spłynęły dodatkowe oskarżenia. Zanim ponownie rozpoczął, napotkał wdzięczny wzrok dziewczyny. - A my zobaczyliśmy, że Morgana załatwiła już wszystkich czarodziejów, tylko torturowała jedną czarownicę zaklęciem Cruciatus. I my chcieliśmy ją uratować. Ktoś z nas rzucił na nią zaklęcie odpychające, jak dobrze pamiętam, a potem ona się wściekła i... i... Rzuciła zaklęcie Cruciatus, tyle że tym razem na Titanię - powiedział Godryk, drapiąc się po czole.

- A potem rzuciliśmy zaklęcie na Morganę, ona próbowała celować w nas, my w nią i tak trwała ta krótka walka... Potem, kiedy wiedziała, że przegrywa to zamieniła się w ptaka i odleciała - dokończyła Helga. - I to był koniec, zaraz po jej odlocie przybiegli do nas czarodzieje...

Nastała głęboka cisza, której nikt nie śmiał przerywać chociażby głośniejszym wdechem powietrza. Król wstał i zaczął przechadzać się przed dziećmi, dziko błądząc w swoich myślach.

- Morgana zamieniła się w ptaka? I uciekła? Myślałem, że już z nią koniec... Ale oczywiście nie winię was za to! - powiedział, na co dzieci lekko drgnęły, słysząc głos króla.

- Tak, jest ona animagiem, czyli czarodziejem, który potrafi w dowolnym momencie przemienać się w jedno konkretne zwierzę. Uciekła właśnie pod postacią ptaka, próbowałam ją zatrzymać, ale ona była szybsza - oświadczyła Rowena, prostując się na krześle. Król przeczesał tylko kilka razy włosy dłońmi i przemówił:

- Tak, tak, jasne... Rozumiem. Dziękuję wam, że tutaj przybyliście. Zdecydowanie zasługujecie na to, żeby wyprawić wam wystawną ucztę, wychwalającą was i waszą odwagę, tak... Postaram się to wszystko zorganizować, za jakieś dwa dni moglibyśmy świętować - mówił król z tępym uśmiechem na twarzy. - Oczywiście jesteście gośćmi honorowymi, tak... Przygotuję dla was specjalne miejsca. I jedzenie. I złoto. I...

- Wasza wysokość nie musi się tak trudzić - przerwał mu oschle Godryk. - Wyjeżdżamy stąd. Nasi rodzice chcą nas rozdzielić. Chcą, żebyśmy zamieszkali z dala od siebie - dodał, widząc zakłopotanie na twarzy króla.

- Wasza wysokość... - wyjąkała Titania. - Oni oczywiście są z nas dumni, za to co zrobiliśmy, ale uważają, że zawiedliśmy ich zaufanie. Twierdzą, że jak nas rozdzielą to będzie lepiej... Że nie będziemy mieli się przed kim popisywać, jak to mówią... - powiedziała z goryczą w głosie.

- Ach, muszę z nimi porozmawiać! Nie możecie opuszczać tego miejsca, nie po tym co dla niego uczyniliście! - krzyknął król, chwytając się pod boki.

- To na nic, wasza wysokość. Klamka zapadła - powiedziała Rowena, krzyżując ramiona na piersi.

- A może zostaniecie chociaż na uczcie? Wyprawię ją już jutro, przecież dzisiaj nie wyjeżdżacie! Dzień opóźnienia to jeszcze nie taka strata... - mówił Artur.

- Właśnie w tym problem, wasza wysokość. Dzisiaj wyjeżdżamy my, ja, Godryk, Helga i Titania. Tylko Salazar dopiero jutro rano opuszcza ten kraj - mruknęła Rowena, patrząc niepewnie na Salazara. - Naszych rodziców nic już nie zatrzyma przed wyjazdem. Chcą nas jak najszybciej rozdzielić, zawiedli się na nas - wyjąkała.

- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z wami serdecznie pożegnać, wybawiciele mojego ukochanego kraju. Pozostaję wam dłużny do końca moich dni. Przykro mi, że w ramach nagrody zostajecie rozdzieleni, spodziewaliście się pewnie czegoś lepszego... - oznajmił król, siadając na krześle. - Tak, jak powiedziałaś - dodał, patrząc na Rowenę - Klamka zapadła.

Tajemnice historiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz