Roy Lorkins już następnego dnia wyruszył w podróż, szukając Heleny. Myślę, że nie muszę przytaczać Wam całej wędrówki Ślizgona, bo musiałabym poświęcić na to wiele czasu, chociaż przyznać muszę, że Lorkins bardzo zmienił się w czasie tej wędrówki. I to nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Chłopak schudł, a z każdym dniem tułaczki coraz bardziej tracił siły. Jego skóra przybrała niezdrowego, bladego koloru, który jeszcze bardziej podkreślał zapadnięte policzki Lorkinsa. Roy z beztroskiego chłopca przeistoczył się w prawdziwego mężczyznę, co prawda trochę odstającego od schematów i wyobrażeń. Po roku tej mizernej wędrówki stał się obsesyjnym paranoikiem, widzącym na każdym kroku otaczające go niebezpieczeństwo. Wiele razy zastanawiał się czy nie lepiej zakończyć tę bezowocną odyseję i wrócić do domu... W takich momentach przypominał sobie oczy pana Ravenclaw, spoglądającego na niego z nadzieją i rozpaczą, nie chciał go zawieść, mimo tego, jak potraktował go po starciu z Morganą. Wreszcie popuszczał wodze fantazji, gdzie znalazł się na ślubnym kobiercu obok swojej ukochanej Heleny; wreszcie byli razem, szczęśliwi i wolni. Helena była jego, a Roy był jej.
Dni mijały, a Lorkins tracił i wiarę w odnalezienie miłości swojego życia, i energię; musiał coraz częściej zatrzymywać się by odpocząć i nabrać sił. Pewnego dnia dotarł jednak do wyjątkowo gęstej i rozległej puszczy w Albanii. Wkraczając w otchłań otaczającej go zieleni, nie wiedział nawet jak ten krok może zmienić jego życie.
Soczysta zieleń zamieniła się w nieprzeniknioną ciemność. Roy poczuł jak zimny wiatr rozwiewa mu posklejane włosy, pełne gałęzi i liści. Wzdrygnął się i przycisnął mocniej swoje podkulone kolana do piersi. Nie mógł spać, było mu za zimno; różdżkę zgubił uciekając przed wyjątkowo rozeźlonym buchorożcem, więc nie mógł rozpalić nawet ognia, nie znał innych sposobów na rozpalenie ogniska bez użycia różdżki. Patrzył tępo w ciemną przestrzeń, próbując wychwycić słuchem najmniejszy szmer. Rozmyślał o tym, jakby to było, gdyby w jego głowie nie zrodziła się myśl, żeby odnaleźć Morganę le Fay i zakończyć dzieło matki Heleny i jej przyjaciół, Gryffindora, Hufflepuff i Slytherina. Na wspomnienie o Salazarze parsknął cicho; jak mógł być tak naiwny, by odpuszczać Slytherinowi to, że zagłębił się w jego myślach i podzielił się nimi z Heleną! Mógł zdradzić jej wtedy wyobrażenia Roya związane z dziewczyną... Powinien był zareagować, odpłacić się Slytherinowi... Z zamyśleń wyrwał go cichy śpiew. Podniósł się na łokciu, ale nie był w stanie zrozumieć wyśpiewywanych słów. Wyciągnął z kieszeni szaty swój sztylet, by w razie konieczności móc się bronić.
- Kto tam? - wyjąkał. Głos nadal nie przestawał śpiewać. Wreszcie umilkł, a Roy bardziej wyczuł niż zobaczył czy usłyszał, że właściciel tego delikatnego głosu zatrzymuje się przy pobliskim drzewie.
- Kim jesteś? - zapytał Lorkins, rozglądając się w około. - Odpowiedz mi!
- A ty kim jesteś, przybyszu? - Jego uszu dobiegł kobiecy głos. - Nie stąd, prawda? Zgubiłeś się? Mogę ci pomóc... - mówiła kobieta.
- Ja... szukam kogoś, i tak... chyba się zgubiłem. Ale na litość, kim jesteś?! - wrzasnął Lorkins z panicznym strachem w głosie.
- Och, jestem człowiekiem... Zwykłym człowiekiem, takim jak ty, jeśli się nie mylę. Nie jestem zjawą, nie musisz się mnie obawiać - dodała, kiedy Lorkins wstał pośpiesznie z ziemi. - Wiesz... uciekłam kiedyś z mojego domu i już od prawie dwóch lat zamieszkuję tę puszczę...
- Nie... To niemożliwe... Helena Ravenclaw?! - przerwał jej Roy.
- Skąd ty?! - krzyknęła.
CZYTASZ
Tajemnice historii
FanficHistoria Hogwartu strzeże wiele tajemnic. Niewiele nam wiadomo o założycielach tej fantastycznej szkoły magii. Mnie jednak udało się odnaleźć pewne źródła, dzięki którym chciałabym przybliżyć Wam życie tych wybitnych czarodziejów. Jesteście ciekawi...