Daisy siedziała smutna na korytarzu, na podłodze. Rodzice zakazali jej surowo, żeby tego nie robiła, bo pobrudzi sukienkę, ale jej to akurat teraz nie obchodziło. I tak miała dość tego dnia. Czemu nie jest w stanie przemienić w czyn nawet jednego, prostego zaklęcia? Co się z nią dzieje? Dlaczego akurat jej się to przydarza? Czy naprawdę jest tak beznadziejna? Westchnęła długo i przeciągle. Jej dwa ciemnobrązowe kucyki drgały w lekkim przeciągu. Czyżby ktoś otworzył okno? Wróciła z powrotem do użalania się nad sobą.
- Na pewno nikt inny nie ma tak źle jak ja. – wymamrotała z łzami w oczach.
Pochlipywała cichutko, gdy nagle ktoś potknął się o jej buciki.
- Ojej! – pisnęła dziewczynka i od razu pomogła podnieść się poszkodowanej.
- Dziękuję! – wymamrotała postać. Była to również płeć piękna. Dziecko miało może z dziewięć lat. Ubrana była w czarne, krótkie, bufoniaste spodenki i szary topik. Dziwny ubiór, zważywszy na porę roku. Wcale nie było już tak ciepło. Osóbka przyglądała się Daisy z widocznym zainteresowaniem.
- Jak się nazywasz? – spytała starsza, chcąc przełamać lody, choć wydawało jej się, że ten upadek już przełamał wszystko co mógł. Oprócz kości. A przynajmniej miała taką nadzieję.
- Jestem Kasjopeja! – odparła głośno dziewczynka, otrzepując spodenki. Podała zaraz potem dłoń na powitanie wyższej. – A ty?
- Ja...jestem Daisy. – wymamrotała dziewczynka i dygnęła. Sama nie wiedziała, czemu to zrobiła, ale coś jej kazało.
- Daisy? – oczy młodszej zrobiły się wielkie jak dwa księżyce. – Serio? TA Daisy? Córka dwóch najpotężniejszych magów?
- Tak...niestety. – westchnęła starsza. Pięknie! Nawet małe dzieci o niej wiedzą! Gorzej już być nie może. No chyba, że sobie zażyczy pokazu magii – popatrzyła kątem oka na Kasjo. Ta nadal była urzeczona, tym że spotkała właśnie TĄ Daisy. Pewnie jest uczona, że prędzej, czy później ona weźmie na barki tą odpowiedzialność, jaka teraz ciąży na rodzicach. Nie podobało jej się to.
- Ale jestem szczęśliwa! – piszczała Kasjopeja, podskakując. – Spotkałam Daisy!
- Em...Mogłabyś się uspokoić? – poprosiła grzecznie niedoszła czarodziejka. – Proszę.
- Dobrze! Ale jestem strasznie podekscytowana! – zachichotała mniejsza dziewczynka.
Dziewczynka westchnęła. Nagle coś jej się przypomniało. – Co tu robisz Kasjopeja? Przecież to skrzydło do lekcji indywidualnych!
- No tak. – mała wyszczerzyła zęby. Miała niepełne uzębienie. Wyglądało to uroczo.
- Dlaczego tu jesteś, w takim razie? – spytała się Daisy. Starała się, żeby nie wyszło to niegrzecznie.
- No bo ja mam indywidualne lekcje. – odparła gładko dziewczynka.
Starszą zamurowało. Ta dziewięciolatka ma indywidualne zajęcia? To by oznaczało, że już przejawia talent do magii. A ona... Chrząknęła. – A jak ci idzie? Podoba ci się czarowanie?
- Świetnie! Nauczyciel mnie co chwila chwali! – zaćwierkała Kasjopeja i zrobiła piruet. – Mówi, że wyrośnie ze mnie zdolna czarodziejka!
- Na pewno lepsza ode mnie. – pomyślała z goryczą Daisy. Za rok idzie do Akademii, a do tej pory nie udało jej się nawet pół zaklęcia.
- A ty? Na pewno jesteś świetna! – pisnęła z entuzjazmem mała. – Czego się uczysz? Już czytania w myślach? A może jeszcze przenoszenia przedmiotów?
Daisy pomyślała o tym nieszczęsnym kamieniu. – T...tak. Jeszcze przedmioty. – zmusiła się do uśmiechu.
- O! Nie martw się! Pewnie się nudzisz, ale jeszcze trochę i będzie telepatia! Sama nie mogę się jej doczekać!
- T...tak. – westchnęła starsza, patrząc na swoje buty.
- I niedługo idziesz do Akademii! Na pewno się cieszysz!
- Szalenie. – wymamrotała Daisy, nadal obserwując stopy.
- To ja lecę! – krzyknęła Kasjopeja i już jej nie było.
- T...tak! Do zobaczenia. – jęknęła starsza, obserwując znikające dziecko. Teraz była jeszcze bardziej zła na siebie, na fakt, że nawet małe dzieci są od niej lepsze, na swoich rodziców, że muszą mieć akurat ją, a nie jakąś inną Daisy, na nauczyciela, na lekcje, na ten kamień...na wszystko.
- Dlaczego to muszę być ja? – powiedziała na głos. – Dlaczego nie może to być ktoś inny? Taka Kasjopeja na przykład. – westchnęła na wspomnienie dziecka. – Ona by się nadawała. Pełna dobrych chęci i co najważniejsze, naprawdę uzdolniona.
Powłócząc nogami dziewczynka ruszyła w kierunku swojego pokoju. Choć nie chciała jeszcze tam iść. I tak byłaby sama. Tak jak teraz. Gdzie w takim razie się podziać? O już wie! Pójdzie podglądać służbę. Przynajmniej ona się nie szarogęsi i nie patrzy na nią tylko jak na przyszłego nadwornego maga. Nikt się nawet jej nie zapytał czy ona tego chce! A może woli rzucić wszystko i zostać wędrownym bardem? Albo rycerzem...rycerz brzmi super. Tylko własne umiejętności bez żadnego czary-mary. No ale rycerz musi czegoś albo kogoś bronić? Musiałaby najpierw poszukać jakieś damy, chętnej na to. Jeżeli okaże się, że rzeczywiście jest zwykłą dziewczyną, to pewnie nikt nie chciałby. Ani kawaler ani dama. Mieliby swoich rycerzy. Poza tym ona nie umie walczyć mieczem. Uczy się tylko tego, co może okazać się w ogóle bezużyteczne. Rodzice jej mówią, że na pewno ma w sobie moc, uśpioną i czekającą na wybudzenie. A co jeśli jednak nie?
Hejka! Poprawiłam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że teraz jest już bardziej znośny.
~MadokaAi
2-09.21
CZYTASZ
Klątwa magii
FantasyŚwiat pełen czarodziejów i Daisy, 12-latka, której rodzice są najpotężniejszymi magami na świecie. Wszyscy też po cicho myślą, iż dziewczynka odziedziczyła umiejętności. Tymczasem nie przejawia żadnych magicznych zdolności. Daisy boi się osądzenia p...