Rozdział piąty (POPRAWIONY - 7.09.21)

34 4 4
                                    


Dziewczynki wróciły do pokoju, a Daisy weszła z powrotem pod pierzynę. Poczuła jak ciepło rozlewa się po jej już chłodnym ciele.

Przypatrywała się służącej, jak próbowała zrobić herbatę, ale jak zobaczyła jej mozolne wysiłki, to stwierdziła, że jej się wcale nie chce jej się pić.

Chwilę po tym, jak towarzyszka siadła na krześle, przyszedł do pokoju nauczyciel oraz rodzice pacjentki.

- Ojej! – matka od razu podskoczyła do łóżka córki i zaczęła sprawdzać czoło, czy aby nadal nie ma gorączki. Ojciec zasugerował, że może chociaż zmniejszy objawy magią.

Nauczyciel jednak uspokoił rodzicielów. – A może to objaw...

- Serio? – zdziwiła się kobieta, wstając i podchodząc do mężczyzny.

- To się dopiero okaże, lecz nie traćmy nadziei. – Wszystko zależy od tego ile czasu będzie trwać ta gorączka. Bo równie dobrze może to być zwykłe przemęczenie.

- Mogę wiedzieć o co chodzi? – spytała się Daisy, zła, że nikt jej nie wtajemnicza w rozmowy, a one są przecież o niej!

- U niektórych dzieci, tuż przed objawieniem się mocy, występuje gorączka i inne stany chorobopodobne. Trwają 2-5 dni, lecz od razu po wyleczeniu pojawia się magia i to odróżnia tą sytuację od zwykłej choroby.

- Rozumiem, - odparła dziewczynka podekscytowana. Poczuła coś wczoraj, może to rzeczywiście były czary?

- Nie można też wykluczyć zwykłego przemęczenia, więc bez ekscytacji. Najlepiej czekać ze stoickim spokojem, na to co przyniesie przyszłość.

...

Lecz nie przyniosła ona dobrych wiadomości. Okazało się że jest to jednak zwykłe przemęczenie, gdyż po dniu odpoczynku gorączka spadła i Daisy była jak nowa.

Przez następne dni dziewczynka ćwiczyła żeby zmyć to rozczarowanie które spowodowała dla bliskich jej osób. Nawet jak jej tego nie mówili, to czuła ich spojrzenia na sobie. Milczenie, kiedy wchodziła do pokoju, pilne obserwowanie podczas ćwiczeń. Nie mogła tego wytrzymać. Sama czuła się sfrustrowana i zawiedziona, nie potrzebowała jeszcze emocji innych jako dodatku.

Kolejne dni były do siebie podobne. Pobudka, ćwiczenia, potem obiad, samodzielne próby, kolacja i sen. Dziewczynka kompletnie zapomniała o dziwnym wietrzyku, który ją owinął jakiś czas temu. Zepchnęła go w zakamarki pamięci, żeby skupić się na tym, co ważniejsze. W końcu od września ma chodzić do Akademii. Tak, niedługo skończy dwanaście lat. I ta świadomość napawała ją już nie niepokojem, a paniką. Co będzie, jak nie da rady czarować? Zostanie pośmiewiskiem! Nauczyciele ją wyleją i umrze ze wstydu, ona i jej rodzice. Dlaczego musi być córką dwóch najpotężniejszych magów? – z wściekłością kopnęła but, który stał koło jej łóżka. Nastał właśnie ranek, sierpień się kończył, a ona siedziała na miejscu przeznaczonym do spania, ubrana w lekką koszulę nocną. Widać było, że jej ciało zaczyna już przypominać kobietę. Piersi zaczęły się zarysowywać pod materiałem, tak samo jak biodra. Jej opiekunka mówiła, że wyrośnie na przepiękną, młodą panienkę, ale dziewczynkę bardziej obchodziło to, czemu jej moc nie rośnie razem z nią. Już dawno powinna się pokazać. Od osoby z takimi zdolnościami wymagało się więcej. Westchnęła i przygładziła lekki materiał. Był on błękitny, z wytartymi białymi piórkami, które zlewały się trochę z tłem. Prawdę mówiąc, to wyrosła z tej szmatki. Lubiła ją jednak i nie chciała się z nią rozstawać. Jeszcze nie.

Zadrżała na samą myśl o Akademii.

Wstała i z westchnieniem podniosła skopane obuwie. Przebrała się i zeszła do salonu. Rodziców nie było, w ciągu dnia zajmowali się sprawami wagi państwowej, a ona lekcji dziś nie miała. Wszyscy, którzy znali dziewczynkę, martwili się o jej brak zdolności magicznych. Ale co ona na to poradzi? Ćwiczyła bardzo często i długo, niestety nic się nie polepszyło. Jej praktyka wyglądała tak, jakby jakiś zwykły dzieciak ubzdurał sobie, że jest czarodziejem i próbował czarować – czyli totalna porażka. To byłoby śmieszne, gdyby nie było tragiczne. Dni mijały nieubłagalnie! Musi jej się w końcu udać, bo inaczej nikt jej do Akademii nie przyjmie!

Albo zostanie najgorszą uczennicą lub popychadłem, niewiadomo co gorsze. A nie chciała tego robić rodzicom.

Może Kasjopeja jej pomoże? Fakt, jest młodsza, ale już czaruje, więc istnieje szansa, że zwróci jej uwagę na coś czego nie dostrzegła ani ona ani nauczyciel, a jest kluczowe do rzucania zaklęć.

Chwyciła się tej myśli jak tonący brzytwy. Przejrzała się w lustrze. Ubrana była w krótkie spodenki i luźną koszulkę. Jest w porządku – może wyjść z mieszkania.

Pobiegła przez hol, nie wiedząc nawet dokładnie, gdzie się ma kierować, przecież nie zna miejsca zamieszkania Kasjopei. Widziała ją często tutaj, ale to nie oznaczało, że mieszka blisko Akademii. Jęknęła i zatrzymała się. Co ma robić? Czas mija nieubłagalnie i jej pierwszy dzień szkoły zbliża się z zastraszającym tempie. Musi coś wykombinować! Bo inaczej wpadnie ze strachu w jakąś chorobę. Postanowiła porozmawiać z rodzicami. Wiedziała, że teraz powinni mieć krótką przerwę. Może podpowiedzą jej właściwą strategię?



Witam wszystkich czytających moje wypociny. Następny rozdział powinien być już nieco dłuższy, obiecuję!

~MadokaAi

21.11.19

Klątwa magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz