Szansa

244 25 6
                                    

Uciekłem...

Najgorsze jest to, że teraz dopiero to do mnie dotarło. Przez całą tą sytuacje teraz zrozumiałem że nigdy wcześniej nie wychodziłem sam na miasto. Z tej perspektywy wszystko wyglądało inaczej , tłumy ludzi przemierzały ulice, raz na jakiś czas ktoś jechał na rowerze. Po drodze jeździły samochody, jedne przeciętne a drugie na które pozwolić może sobie tylko milioner. Miasto tętniło życiem.

Ja nie wiedząc jak dokładnie się poruszać czy też gdzie mogę iść, co chwilę na kogoś wpadałem. Ludzie na mnie patrzyli jak na jakiegoś dziwaka. Po przejściu kilku przecznic znalazłem się na mniej ruchliwej ulicy. Zauważyłem mały sklep spożywczy. Skierowałem się w jego stronę, usiadłem na jednym ze schodków i oparłem się o jeden z filarów. Zamknąłem oczy chciałem oddać się chwili odpoczynku. Prawie się udało ale usłyszałem że ktoś wychodzi ze sklepu.

-Do widzenia- powiedział ktoś o głosie już nie chłopczyka ale jeszcze do niskiego głosu mężczyzny trochę mu brakowało.

-Do jutra szefie- to zdanie zostało wypowiedziane przez osobę o podobnym jednak nie tak samo słodkim głosie jak tamten.

-Mike...- powiedział pierwszy głos po czym poczułem na sobie ich wzrok.

Po chwili ktoś położył rękę na moim barku, zwinąłem się lekko ponieważ poczułem ból. Chłopak widząc to przykucnął przy mnie.

-Co się stało? Wszystko w porządku? Jesteś ranny? - powiedział z widoczną troską.

Ja tylko kiwnąłem głową na tak.
Teraz drugi odważył się odezwać.

-Co tu robisz o tej porze, nie powinieneś sam się tu błąkać.

Znów milczałem.

-Dobra nieważne, masz się gdzie podziać?- znów przemówił ten łagodny głos.

Chciałem coś powiedzieć ale czułem się jakbym zapomniał składać litery. Więc po raz kolejny pokiwałem głową, tyle że przecząco.

-Ehh... No dobra możesz u mnie się zatrzymać ale muszę cię zobaczyć i muszę przynajmniej wiedzieć jak się nazywasz. Ja mam na imię Luke a to jest mój przyjaciel Mike. To powiesz mi coś o sobie ?

Chwile się zastanawiałem czy mu zaufać, wydawał się być miły. Zaryzykowałem.

-Levis... mam na imię Levis.- powiedziałem zdejmując kaptur.

Chłopaki widząc moją twarz pokrytą zeschniętą krwią, popatrzyli się tylko na siebie po czym Luke zapytał:

-Jesteś gdzieś jeszcze ranny czy tylko to?- wiedziałem że chce pomóc, jednak nie umiałbym sprawić mu więcej problemów.

-Tak... to jedyne rany.- skłamałem.

-Dobra, chwilowo mogę cię przenocować a później pomyślimy.- uśmiechnął się lekko.

Jednak drugi chłopak pociągnął Luke'a za rękę na bok.  Myślał pewnie że będzie mógł z nim porozmawiać w tej odległości na osobności, niestety ja słyszałem ich rozmowę.

-Jesteś pewny Luke, przecież my go nie znamy. Nie wiemy w co się wplątał a wygląda jakby conajmniej napadł go gang.

-Nie wydaje mi się żeby to o to chodziło. Po za tym starych nie będzie przez kilka miesięcy a jak go zabiorę to może dowiem się co się stało. Przecież nie mogę go tak teraz zostawić.

-Dobra, rób co chcesz ale jak cię ktoś przez niego pobije to pamiętaj że ja ci odradzałem. Sorry ja muszę już spadać bo matka mnie zabije.- powiedziawszy to odszedł.

Luke wrócił do mnie, kucnął przede mną. Patrzył prosto w moje oczy. Zbliżył swoją rękę do mojej twarzy, ja bojąc się że mnie uderzy zacisnąłem mocno oczy i odwróciłem głowę na bok. Przygotowywałem się na ból. Nic się jednak nie działo.
Otworzyłem oczy i powoli odwróciłem się w jego stronę. Na twarzy malował się piękny uśmiech, zbiło mnie to z tropu, co nie uszło jego uwadze.

-Nie bój się, nie uderzę cię.- powiedział to po czym położył swoją ciepłą i taką miłą w dotyku rękę.- Kto ci to zrobił biedaku? Jaką straszną przeszłość masz że tak się boisz dotyku? Jakie piekło kryje się w twojej przeszłości?- szeptał do mnie, gładząc mnie delikatnie po policzku.

Jego dotyk był inny niż ten który do tej pory znałem, taki kojący, ciepły, delikatny, mimo ran jego dotyk nie bolał mnie a wręcz przeciwnie,czułem jakby goił moje rany . Chciałbym żeby nie przestawał, jednak on po chwili wstał.

-Choć musimy już iść do domu.- popatrzył się na mnie z uśmiechem, tak jasnym że czułem jakby wszystko co do tej pory się zdażyło nie istniało.

Wstałem, jednak w jednej chwili wrócił ból głowy i już prawie po raz kolejny zaliczyłem bliskie spotkanie z ziemią. W ostatniej chwili jednak chłopak mnie chwycił i przytulił do siebie. Widząc mój stan, włożył rękę pod moje nogi i uniósł mnie. Ja jedyne co mogłem zrobić to wtulić się w jego ciepły tors.

Zasnąłem. 

Be Yourself ~BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz