Sedes #8

20 3 8
                                    

Ed pov. 

Zgadzając się na występ w barze nie sadziłem, że ją tam spotkam. Wprawdzie mój przyjaciel, któremu kazałem ją obserwować mówił mi, iż czasem bywała w tym barze, to nie wierzyłem w spotkanie. Weszła do środka jak gdyby nigdy nic zamawiając ciepły posiłek. Następnie zajęła miejsce przy oknie. Dopiero w tym momencie zwróciła na mnie swoją uwagę i posłała mi ciepły uśmiech w czym nie pozostawałem dłużny. Świetnie się bawiłem wygrywając Galway Girl. Grając tutaj przypomniały mi się czasy, gdy występowałem za jedzenie i alkohol w podrzędnych barach. Spocony i często pijany wygrywając mieszankę muzyczną. Utwory autorskie jak i covery. Wszystko aby móc się spełniać. Trwało tak to do osiemnastego roku życia. Wtedy w barze poznałem Stuarta - mojego obecnego menadżera. Gdyby nie on nie mam pojęcia co by się dzisiaj ze mną działo. Zajął się mną jak ojciec, właściwie to mógłby nim nawet być. W końcu między nami jest niecałe 18 lat różnicy. Wytoczył procesy moim byłym pracodawcom i przyjął pod swój dach. Jego żona Liberty i syn polubili mnie i czułem się u nich naprawdę dobrze. Zawsze ciepło to wspominam i uśmiecham na samą myśl o tym. 

Po kilku kolejnych utworach zagrałem największy hit - Shape of you. Tego wieczoru nie zagrałem go tylko dlatego, że to mój najpopularniejszy kawałek. Chciałem go zadedykować osobie, do której to pasuje, do osoby którą znam. Spojrzałem na Esmeraldę i wskazałem na nią lekko ręką jako dedykację. Zapewne to zrozumiała, bo oblała się czerwonym rumieńcem, podobnie jak ja. Już dawno się tak nie czerwieniłem podczas występu. Może to dlatego, że to wszystko jest prawdą?  Nie, stop! O czym ja myślę?! To tylko koleżanka, nie mogła mi zawrócić aż tak w głowie. 

Po zakończonym występie zeszedłem do baru aby czegoś się napić. Powitałem znajomego barmana i poprosiłem o wodę. Gratulował mi występu na co ja tylko lekko się uśmiechnąłem i rzuciłem przyjazne "dzięki". Nie mieliśmy okazji wiele więcej porozmawiać. Dołączyła do mnie znajoma brunetka zagadując mnie. Krótka rozmowa o mojej żonie i z grzeczności zaproponowałem jej coś do picia, na co odmówiła. Pochwaliła mój występ i zaproponowała taniec. Szczerze to nie lubię tańczyć, gdyż nie potrafię tego robić. Odmówiłem, ale Es nie dała za wygraną i wyciągnęła mnie na parkiet. Rozbawiła mnie tym, że widziała teledysk do Thinking out loud. Dla mnie taniec wygląda tak: Aha. Teraz mam podnieść dziewczynę, obrócić i zrobić dwa kroki do przodu. Nigdy nie zapomnę tego miesiąca spędzonego z Britt i Paulem. Dalej nie wierzę, że to zrobiłem. Po żartach o fanach postanowiłem podjąć próbę tańca. O dziwo nie podreptałem jej, a nawet udało mi się do niej dostosować.

Po szybkim tańcu nadszedł czas na coś wolnego i co gorsza - mojego. Dziwnie się czułem tańcząc do Kiss me. Mimo to nie przestawałem i tańczyliśmy wolnego. Nasze twarze były bardzo blisko. Jej pełne malinowe usta kusiły mnie. Ciągnęło mnie to jak magnes. Nadal nie wiem jakim cudem się powstrzymałem. Pewnie to myśl o tym, że mam żonę trzymała mnie z dala od tego czynu. Im dłużej przebywałem z Esme, tym bardziej zauważałem, że małżeństwo z Cherry nie było dobrym pomysłem. Chciałem tym zadowolić wszystkich, wszystkich poza sobą.

— Nie, stop! Co my robimy?! — Krzyknęła wyrywając się jak oparzona z moich ramion. Trochę zawiedziony tym co się stało tylko spuściłem wzrok i zacząłem szukać sensownej odpowiedzi na pytanie.

— To, do czego skusił nas los. — Stwierdziłem spokojnie i wróciłem wzrokiem do nastolatki.

— To nie powinno mieć miejsca... Przecież... — Urwała, nie wiedząc zapewne jak to zakończyć, postanowiłem jej z lekka to wyjaśnić. 

— Czasami związek zawarty na papierze czy przysięgany nie jest prawdziwy. Jedno się bogaci, a drugie upada, tracąc skrzydła jak zraniony anioł. Wtedy poznaje drugą osobę, która powoli pomaga mu wstać i cieszyć się życiem, ale wie, że nie może być z tą osobą, bo jest między nimi różnica, nie jedna, a kilka. Dodatkowo jedna z istot więzi tego anioła i trzyma go niczym na smyczy, niekoniecznie zwykłej. Niektóre smycze mają ostre ćwieki, które niszczą tą delikatną postać od zewnątrz. — Wyrzuciłem z siebie to i poczułem ulgę. Dosłownie jakby kilkadziesiąt kilogramów do dźwigania mniej. 

To tylko liczba || Ed SheeranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz