Prorocze sny - Samanta Louis

93 13 5
                                    

Spojrzała na swoje odbicie w witrynie sklepowej i skinęła głową na znak, że już czas. Ściągnęła z ramion plecak, potajemnie wyjęła z niego nóż, wsuwając go w rękaw czarnej bluzy. Z woreczka wyciągnęła gazę nasiąkniętą chloroformem. Skradając się niczym kot na tyłach miejscowego baru Sinc, podeszła niepostrzeżenie do barczystego, łysego mężczyzny o średnim wzroście, który palił papierosa. Stojąc za jego plecami, zwinnym ruchem przycisnęła mu do twarzy mokry materiał, wyciągnięty kilka chwil wcześniej z plecaka. Wiedziała, że facet jest silny i będzie próbował się szarpać. Była na to przygotowana. Gdy zaczął walczyć i próbować wyswobodzić się z jej chaotycznego chwytu, zarzuciła swoje przedramię na jego szyję i zacisnęła, tworząc pętlę, przez co osiłek szybciej stracił przytomność.

Po paru sekundach jego sylwetka osunęła się na zdeterminowaną dziewczynę. Złapała go mocno pod ramiona i zapierając się stopami o betonowe, wilgotne od deszczu podłoże, ciągnęła po ziemi bezwładne ciało, wkładając w to całą siłę. Adrenalina krążąca w żyłach dawała jej poczucie niepokonania i powodowała, że czuła się silniejsza, niż powinna być przy swojej wątłej posturze.

Rozejrzała się wkoło, sprawdzając zapewne, czy nikt nie pokrzyżuje jej zamiarów, i wtem zobaczyła, jak drzwi baru się otwierają.

Porzuciła w popłochu nieprzytomnego ochroniarza baru, na którego tyłach się znajdowała, i ukryła się za kontenerem na śmieci. Drugi, łudząco podobny kark wyrzucił z siebie siarczyste: „o kurwa" i ukląkł przy koledze. Gdy spostrzegła, że z kieszeni swojej marynarki wyciąga telefon, bez zastanowienia w przypływie chwili poderwała się na równe nogi i w dwóch susach znalazła się przy nim. Wcześniej przygotowała sobie nóż, który mocno dzierżyła w dłoni, i zamaszystym ruchem, odchylając ofierze głowę do tyłu, poderżnęła gardło. Z zadowoleniem i nienawiścią patrzyła na niego z góry. Napawała się widokiem, jak przyciska dłoń do szyi, łapczywie próbując złapać powietrze. Twardo obserwowała to, jak uchodzi z niego życie. Jej mina zdawała się mówić, że dostał to, na co zasłużył, choć zginąć miał dopiero później. Uśmiechnęła się szyderczo i wysyczała z pogardą przez zaciśnięte zęby:

– Oby cię piekło pochłonęło, bydlaku.

Na jego twarzy zagościł nieokreślony grymas, a po chwili dłoń, która spoczywała na szyi, opadła wzdłuż ciała. Miała tego delikwenta z głowy i była nawet z siebie bardzo zadowolona, że udało jej się upiec dwie pieczenie na jednym rożnie.

Jeszcze raz przeskanowała wzrokiem okolicę, sprawdzając, czy nie ma nieproszonych świadków.

Kucnęła przy łysym mężczyźnie, ofierze numer jeden, i zamaszystym ruchem rozpięła rozporek spodni, wyciągając z nich to, co najbardziej ją interesowało. Tym samym narzędziem kuchennym, po którym spływała krew, zaciskając usta, ale z jakże wielką satysfakcją odcięła mu penisa. Było już po nim, żałowała tylko, że nic nie czuł. Jednak wypełniła zaplanowane pierwsze zadanie i z cynicznym uśmiechem na twarzy drugiemu ochroniarzowi zrobiła to samo.

Pozostawiając nóż na miejscu zbrodni, oddaliła się niepostrzeżenie ciemną uliczką, po drodze pozbywając się rękawiczek i czarnej bluzy. Do mieszkania wróciła wąskimi alejkami, które służyły jej za skrót i były stałą drogą do pracy.

Przekroczyła po cichu próg, aby nie zbudzić współlokatorki. Na palcach przeszła do swojego pokoju. Rozebrała się i schowała odzież do plecaka, a ten ukryła w skrzyni kanapy, na której spała. Położyła się do łóżka, zamknęła powieki i po sekundzie ciemność spowiła ją w sen. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Melodia wydobywająca się z telefonu wyrwała mnie z rozgrywającego się w mojej głowie wydarzenia. Z mocno bijącym sercem w piersi rozejrzałam się wkoło, aby zorientować się, gdzie jestem. Usiadłam, skupiając się na oddechu. Zamknęłam powieki, wsłuchując się w ciszę. Gdy tylko to zrobiłam, slajdy obrazów pojawiły się przed moimi oczami ze zdwojoną siłą, jakbym przez gogle wirtualnej rzeczywistości brała udział w... Nie byłam pewna w czym. Problem jednak polegał na tym, że nie miałam na oczach gogli i dałabym sobie rękę uciąć, że spałam jak zabita. Zaczęłam odnosić wrażenie – nie mam pojęcia dlaczego, po prostu to czułam – że scena, którą obserwowałam jako nauczony świadek wydarzyła się naprawdę, choć nie mogła. To co działo się podczas snu, nie mogło wydarzyć się w realnym świecie.

Nie mogło, a jednak ta myśl nie dawała mi spokoju.

Zaśmiałam się gorzko i pokręciłam głową, by wyrzucić z niej obrazy świadczące o popełnieniu zbrodni.

– Wariujesz, Ellie, to tylko sen – wyszeptałam ochrypłym głosem, chcąc przekonać samą siebie, że wpływ na tę surrealistyczną wizję miało wydarzenie sprzed kilku miesięcy.

Godzinę później szłam wartkim krokiem na uczelnię, z zamiarem wstąpienia po drodze do sklepu, gdzie pracowałam po zajęciach. Nie weszłam jednak do środka, ponieważ moją uwagę przykuła chmara ludzi po drugiej stronie ulicy, przy barze Sinc. Zaciekawiona, co jest powodem zebrania się tak wielu osób w tym miejscu, podeszłam do tłumu. Przeciskałam się uparcie między ludźmi, żeby zobaczyć czym są tak zaaferowani.


Całość tekstu ukaże się 26.09.019 w antologii "Deszczowe sny", wydanej nakładem wydawnictwa WasPos.

Deszczowe Sny - Antologia (premiera: 26.09.2019)Where stories live. Discover now