To ty jesteś ciemnością - Noemi Vain

39 9 2
                                    

Po rozgrzanym letnim słońcem asfalcie biegały roześmiane dzieci. Mijający je brunet również był w świetnym nastroju – właśnie tego dnia zrozumiał, że naprawdę kocha Cornelię. Nie wydarzyło się co prawda nic nadzwyczajnego, a jego uczucia nie zostały wystawione na wielką próbę. Ten prosty fakt zagnieździł się w jego umyśle w momencie, kiedy zobaczył jej uśmiech, jak wiele razy wcześniej. Jednak teraz wreszcie pojął, że nie wyobraża sobie dalszego życia bez niej i tego uśmiechu, który sprawiał, że w końcu był szczęśliwy.

Pogrążony w rozmyślaniach, mijał ludzi, nie zwracając na nich uwagi. Nie dostrzegł nawet nadciągających powoli nad miasto ciężkich chmur. Do rzeczywistości przywrócił go dopiero głośny pisk.

Stara, groteskowo brudna kobieta wyłoniła się jakby znikąd. Jej świdrujący wzrok przeszył Quentina Madlera na wylot, zatrzymując na moment bicie jego serca. Wpatrywała się w niego jak w dawno niewidzianego znajomego.

– Samuel! To ty! – wrzasnęła ze złością, wskazując na niego zakrzywionym palcem. – Ty ją zabiłeś! Ty sprowadziłeś na nas zagładę! Splamiłeś nas krwią na wieki...

Kobieta wpadła w amok, a wciąż powtarzane przez nią z coraz większym zaangażowaniem trzy zdania stały się drażniącą uszy mantrą. Staruszka pokonała odległość dzielącą ją od Quentina w ułamku sekundy. Widział teraz dokładnie jej zmarszczki, w których osiadł kurz, i poruszającą się z każdym słowem sztuczną szczękę.

– Pani chyba myli mnie z moim ojcem. To on miał na imię Samuel, ale nie żyje już od trzech lat – wydukał, próbując nie wdychać unoszącego się w jej pobliżu odoru rozkładu.

Wydawało się, że szaleństwo zdjęło okowy ze świadomości kobiety, jednak wrażenie to trwało tylko moment.

– Zabiliście ją... Splamiliście ją... A teraz wszyscy jesteśmy potępieni!

Nie miał pojęcia, o czym majaczyła kobieta, i nawet nie chciał się tego dowiedzieć. Wyglądała na starą paranoiczkę, więc postanowił zignorować jej przerażone spojrzenie i nie do końca przytomne krzyki. Gdy odchodził, zaborczym ruchem złapała go za rękę.

– Samuelu, musisz oddać życie, inaczej niebo zapłacze nad nami krwawymi łzami. Jesteś jej to winien.

– Nikomu nie jestem nic winien.

– Zapłacisz. Zapłacisz za to, co zrobiliście. On nas ukarze.

Widząc łzy kobiety, zastanawiał się, czy nie wezwać pomocy. Może uciekła z ośrodka dla obłąkanych? Zanim zdążył podjąć decyzję, staruszka straciła zainteresowanie. Odeszła w przeciwnym kierunku, by po chwili napaść na kolejnego nieświadomego niczego mężczyznę.

– Michael! To ty! Ty ją zabiłeś! Ty sprowadziłeś na nas zagładę! Splamiłeś nas krwią na wieki...

– Stara wariatka – Quentin mruknął pod nosem, stwierdzając, że nie musi nic robić. Równie dobrze ktoś inny mógł użerać się z tą niespełna rozumu kobietą. Przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej oddalić się od źródła zamieszania i wrócić do pracy.

Dopiero kilka godzin później, gdy z nieba spadły pierwsze krople, zrozumiał, że najgorsze nadal było przed nim.

***

– Muszę dzisiaj wyjść wcześniej – Quentin zwrócił się do swojego szefa, który przeglądał raporty sprzedażowe z poprzedniego tygodnia.

Mężczyzna spojrzał na niego znad sterty dokumentów, w zamyśleniu mrużąc powieki. Quentin był jednym z jego najlepszych pracowników oraz synem dawnego przyjaciela, więc Dominic Blake nie potrafił zachować w stosunku do niego pełnego obiektywizmu.

– Może się na to zgodzę, ale najpierw powiedz mi, co jest ważniejsze od tych fascynujących papierów? – Podniósł do góry plik kartek.

Quentin usiadł naprzeciw niego w fotelu i głęboko odetchnął.

– Właściwie i tak się o tym dowiesz. Mam zamiar poprosić Cornelię o rękę. Tylko nie mam jeszcze pierścionka, więc chciałbym dzisiaj go poszukać.

Dominic uśmiechnął się szeroko.

– To cudowna wiadomość. Dobra, zbieraj się już i kup jej najlepszy pierścionek, jaki znajdziesz. Zasługuje na to.

– Wiem, dziękuję ci bardzo. Jutro przyjdę wcześniej – zapewnił Quentin.

– Nie musisz, poradzę sobie bez ciebie. Tylko nie wracaj, dopóki nie powie „tak".

– Innej opcji nie biorę nawet pod uwagę.

Opuścił budynek firmy, wciąż się uśmiechając. Tak bardzo chciał zobaczyć zaskoczoną minę Cornelii, kiedy uklęknie przed nią z pierścionkiem. Nie martwiła go jej odpowiedź, bo dobrze wiedział, że bez wahania zgodzi się zostać jego żoną.

Winny.

Wydawało mu się, że usłyszał czyjś cichy szept, jednak w pobliżu nie było nikogo. Pokręcił głową, stwierdzając, że jest przepracowany, a kiedy spojrzał w górę, poczuł dziwny niepokój. Ciemne, ciężkie chmury zasłaniały słońce. Nie był to jednak zwyczajny widok. Niebo przybrało bowiem barwę czerwieni, co przykuło uwagę Quentina.


Całość tekstu ukaże się 26 września w antologii "Deszczowe sny" wydanej nakładem wydawnictwa WasPos.

Deszczowe Sny - Antologia (premiera: 26.09.2019)Where stories live. Discover now