Druga szansa - Meg Adams

41 9 1
                                    

Początek końca

Wyjrzałam przez okno, delikatnie odchylając szyfonową firankę. Zasnute ciemnymi, ciężkimi chmurami niebo zwiastowało ulewę, chociaż jeszcze przed chwilą promienie słońca, śmiało wdzierające się do sypialni, zapraszały do wybrania lżejszych ubrań. Nim zdążyłam przekląć aurę, lunęło jak z cebra. Westchnęłam, przypomniawszy sobie poprzednie tygodnie. Jesień rozpieszczała świat przyjemnym ciepłem oraz feerią barw, tymczasem właśnie dzisiaj postanowiła uprzykrzyć mi życie. A może po prostu dostosowała się do mojego podłego nastroju i próbowała dać mi znać, że to będzie kolejny okropny dzień?

Krople coraz mocniej uderzały o balkon, wypełniając szumem otaczającą mnie przestrzeń. Oparłam głowę o szybę i wsłuchiwałam się w koncert, który serwowała matka natura. Bezskutecznie starałam się uspokoić gonitwę myśli. Deszcz budził wspomnienia. Wyzwalał te najgorsze uczucia, które zazwyczaj udawało mi się skrywać głęboko w zakamarkach złamanej duszy. Ale nie dziś. Rany w sercu bolały mocniej niż zwykle.

O takiej miłości nie da się tak po prostu zapomnieć.

Powinnam już dawno wyrzucić go z pamięci. Pogrzebać głęboko wszystkie wspólne chwile i nigdy do nich nie wracać. Nie pielęgnować bólu ani nie analizować każdej minuty naszego związku. Adrien z całą pewnością w ogóle o mnie nie myślał.

A może się mylę?

Pod zamkniętymi powiekami wyobraziłam sobie jego uśmiech. Ten sam, który prawie każdej nocy powracał do mnie w snach. Koszmarach przesiąkniętych cierpieniem. Zalanych moimi łzami i deszczem wciąż wywołującym we mnie złość i smutek.

W mojej obecności Blanchard bywał uroczy, słodki, chociaż na co dzień nosił maskę wszechmogącego prezesa, który ma wszystko i wszystkich za nic. Czasem śmiałam się z niego, że ma dwie twarze. A potem boleśnie odczułam prawdziwość tych żartów. Oddanie mu całej siebie było błędem, za który przyszło mi słono zapłacić. Nie przewidziałam, że kiedy tylko pojawią się problemy, nawet nie wysłucha mojej wersji wydarzeń. I jak gdyby nigdy nic przejdzie w tryb zimnego drania.

O tak, potrafił bezbłędnie uderzyć w każdy czuły punkt. Wiedział, jak mnie zranić i co zrobić, by pozostawić mnie w rozsypce na wiele miesięcy.

Powinnam go nienawidzić, mimo to przepełniał mnie raczej smutek. Starałam się nie rozpamiętywać tego, co było, ale czasem w dni takie jak ten, przeszłość pukała do drzwi.

Dlaczego tak szybko się poddał? Dlaczego nie walczył? Dlaczego... nie kochał mnie wystarczająco mocno?

Może byłam jedynie zabawką?

Zacisnęłam palce na marmurowym parapecie. Przełknęłam nerwowo ślinę, walcząc z narastającymi mdłościami i uparcie powracającymi scenami z naszego rozstania. Rozstania skąpanego w deszczu.

Niepotrzebnie poprzedniego wieczoru dałam się wyciągnąć na drinka.

Ale byłam samotna. I zła.

Sfrustrowana.

Awans od dawna był moim największym marzeniem, a teraz, gdy kariera nabrała tempa, miałam ochotę rzucić to wszystko i wyjechać... w te cholerne Bieszczady.

Albo jeszcze lepiej na drugi koniec świata.

Wczoraj zostałam dłużej w biurze, żeby przygotować się do prezentacji. Myślałam, że nikogo poza mną i ochroną nie ma już w budynku, więc zdjęłam marynarkę, rozpuściłam włosy i włączyłam radio. Nastrojowa muzyka sączyła się po cichu, prowokując do nucenia pod nosem największych hitów. Dawno nie czułam się tak dobrze. Po ciężkich chwilach, kiedy spółka prawie zbankrutowała, atmosfera w firmie wreszcie się oczyściła i mogłam cieszyć się pracą. Nowe stanowisko, obowiązki oraz spora podwyżka działały mobilizująco. I właśnie wtedy ten drań ponownie musiał wszystko zepsuć...


Całość tekstu ukaże się 26 września w antologii "Deszczowe sny" wydanej nakładem wydawnictwa WasPos.

Deszczowe Sny - Antologia (premiera: 26.09.2019)Where stories live. Discover now