Logan Dowell nigdy nie był typowym szkolnym sportowcem bez mózgu, wręcz przeciwnie — uczył się naprawdę dobrze, a sport nie był jedyną rzeczą, która się dla niego liczyła. Granie w koszykówkę było jednak jego pasją i czymś, z czym od zawsze pragnął wiązać przyszłość. Dzięki temu, że grał wybitnie dobrze, stał się popularny nie tylko w naszej szkole, a nawet w całym mieście. No dobra, pomogła mu w tym też bijąca od niego na kilometr pewność siebie oraz popisowy uśmiech, na widok którego większość płci pięknej miękły nogi. Brunet nie traktował jednak swojej popularności jako czegoś, czym powinien się szczycić; wcale jej nie wykorzystywał. Nie gnębił nikogo ani z nikogo się nie wyśmiewał. Te właśnie cechy różniły go od wielu bogatych przystojniaków, którzy kroczyli korytarzami szkół średnich.
Muszę przyznać, że nigdy nie byłam jedną z tych dziewczyn, które skrycie się w nim podkochiwały. Dla mnie mógł istnieć lub nie; nie robiło mi to wielkiej różnicy.
Pewnego dnia nagle coś się zmieniło. Siedziałam w klasie po godzinach razem z innymi uczniami, którzy coś przeskrobali. Ja osobiście nie zrobiłam niczego wielkiego — trochę tylko posprzeczałam się z dyrektorem i rzuciłam w niego pączkiem. Jasne, wiem, okropne. Sama nie miałam pojęcia, co mnie naszło, ale ten mężczyzna zwyczajnie mnie zdenerwował, każąc podnieść papierek po batonie, który nawet nie był mój. Plus miałam wtedy zły dzień spowodowany okresem (zawsze można zwalić na niego całą winę). Kiedy po odrobieniu lekcji na następny dzień postanowiłam uciąć sobie małą drzemkę na ławce, niespodziewanie dosiadł się do mnie Logan. Sprzedał mi jeden z tych swoich popisowych uśmiechów i, jakbyśmy znali się od lat, zaczął opowiadać mi o swoim strachu przed jednym z najważniejszych meczy w jego życiu. Po tym, jak go wysłuchałam — nie miałam przecież nic ciekawszego do roboty — postanowiliśmy zagrać w „kółko i krzyżyk" dla zabicia czasu. Podczas gry rozmawialiśmy i śmialiśmy się, wiele razy przyłapałam się na tym, że nachodziła mnie nagła ochota na to, by go pocałować. Możliwe, że i on miał podobnie, bo w pewnym momencie nieoczekiwanie wypowiedział słowa: „Umów się ze mną". Mówił to, patrząc mi w oczy, a z jego brązowych biła bezapelacyjna szczerość. To chyba sprawiło, że wypaliłam: „Okej". Tamtego dnia coś mnie w nim urzekło. Wydawał się być tak szczery i zupełnie niepasujący do reszty jego narcystycznych przyjaciół, że po prostu zaczęłam postrzegać go zupełnie inaczej. Nawet nie wiem, w którym momencie się w nim zakochałam.
Jednak po pięknej miłości nie zostało ani śladu, a nadeszło przygniatające rozczarowanie.
— Szefowo, czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Alex pstryknął mi palcami przed twarzą.
Momentalnie ocknęłam się z chwilowego letargu.
— Przepraszam — mruknęłam. — Mówiłeś coś?
Szatyn przewrócił oczami.
— Tak, mówiłem. Wczoraj nasza drużyna siatkarek wygrała mecz z wynikiem trzy do zera. Warto byłoby o tym napisać.
— Masz rację. — Pokiwałam głową. — Więc bierzmy się do roboty.
Oboje usiedliśmy do komputerów w bibliotece. Nasza szkoła nie dysponowała specjalnym pomieszczeniem przeznaczonym do pisania szkolnej gazetki, więc razem z Alexem musieliśmy zadowalać się zapleczem w szkolnej bibliotece. Pachniało w nim starymi książkami i kurzem, przez co często dostawałam ataku alergii.
Umieściłam swoje palce na lekko pożółkłej klawiaturze, która kiedyś zapewne była biała, i zaczęłam pisać o przebiegu wczorajszego meczu. Oczywiście nie pofatygowałam się na niego, dlatego Alex zdał mi relacje, które przerobiłam w niewielkich rozmiarów artykuł. Kiedy postawiłam ostatnią kropkę, wzięłam się za drukowanie. Po kilku minutach nasz artykuł był skończony i gotowy do powieszenia.
CZYTASZ
Pod osłoną nocy
Teen Fiction~ Choć spojrzenie miał zimne jak lód, w jego oczach czaił się ogień. A ja wolałam z nim nie igrać, bo z łatwością mogłam się sparzyć. ~ Eileen Morgan to dziewczyna, która wiedzie na pozór niezwykle poukładane życie. Razem ze swoim kolegą Alexem pisz...