-Rozdział 5-

3.6K 188 177
                                    

Wciągnęłam na siebie beżową bluzkę, białe spodnie i tego samego koloru kurtkę dżinsową. Stanęłam przed lustrem i ostatni raz przejechałam po swoich blond-różowych włosach. Skrzywiłam się, czując, jak bardzo suche były. Co prawda lepsze niż wcześniej, bo prawie co każdy wieczór nakładałam na nie tonę odżywki, ale wciąż nie osiągnęły zadowalającego efektu.

Sięgnęłam dłonią po pomadkę leżącą na mojej białej toaletce, ale po namyśle cofnęłam ją z powrotem. Wychodzę tylko na spotkanie ze swoim Leśnym Kolegą, a nie na pieprzony pokaz mody, upomniałam się w myślach. Nie musiałam w żaden sposób się stroić.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, w której mimo wczesnej godziny urzędowali już moi rodzice. Mama popijała kawę z kubka, a tata czytał wiadomości.

— Cześć wam — przywitałam się.

— Hej, słonko. Zaparzyłam ci kawę. — Mama ruchem głowy wskazała na wielki kubek z napisem: „Twój ulubiony kubek" i posłała mi promienny uśmiech.

— Dziękuję.

Wzięłam naczynie z parującym napojem do ręki i usiadłam przy stole razem z nimi.

—A ty co taka wystrojona? Dokądś się wybierasz? — zapytał tata, podnosząc na mnie wzrok znad gazety.

— Jest ósma rano, Henry. Dokąd może wybierać się nasza córka?

Moi rodzice doskonale wiedzieli, dokąd tak często chodziłam. Na początku zakazywali mi wyruszania samej do lasu, ale myślę, że po upływie czasu zrozumieli, że i tak ich nie posłucham. Zdawali sobie sprawę z tego, ile to miejsce dla mnie znaczy i po kilku razach, gdy wróciłam stamtąd cała i zdrowa, przestali reagować. Byłam im za to dozgonnie wdzięczna.

— Wiadomo, że do lasu — mruknął. — Ale tak ładnie ubrana? Do tego białe spodnie... Eileen, nie sądzę, by był to dobry pomysł. Ubrudzisz je. — Posłał mi sceptyczne spojrzenie.

— Więc je wypiorę. — Wzruszyłam ramionami i upiłam łyk kawy.

— Daj jej spokój, kochanie. To chyba dobrze, że Eileen chce się ładnie ubrać, prawda?

Tata przewrócił swoimi niebieskimi oczami i westchnął.

— Z trzema kobietami w domu nie wygram — powiedział zrezygnowany, na co obie z mamą się zaśmiałyśmy.

— Nawet nie ma takiej opcji — rzekła, klepiąc swojego męża żartobliwie po ramieniu. Następnie złożyła na jego policzku krótki pocałunek, a tata od razu się rozpogodził.

Widząc ich zachowanie, automatycznie uniosłam kąciki ust w uśmiechu. Moi rodzice byli takim cudownym małżeństwem, że aż dziwne, że takie w ogóle istnieją naprawdę. Oczywiście czasem się kłócili, ale bardzo szybko któreś z nich wyciągało rękę na zgodę. Zwyczajnie nie potrafili długo żyć w niezgodzie, bo wiedzieli, że to tylko strata czasu. Zazdrościłam im miłości, jaka ich spotkała i miałam nadzieję, że i mnie czeka podobna.

Wstawiłam pusty kubek do zmywarki i wyszłam z kuchni. Nie jadłam śniadania, bo zwyczajnie rzadko to robiłam. Mocna kawa z odrobiną mleka i cukru w zupełności mi wystarczyła.

I znów ta sama trasa biegnąca obok szeregu domów, opuszczonego sklepu, piaszczystej dróżki, grubego dębu i poprzez gęstwinę drzew. W mniej niż dwadzieścia minut byłam na miejscu.

Ani na skale, ani na drzewie nie siedział jeszcze czarnowłosy chłopak, co wcale mnie nie zdziwiło — w końcu nie powiedziałam mu, o której godzinie dokładnie tu przychodzę — więc postanowiłam, że na niego poczekam. Ukucnęłam sobie przy strumyku i zanurzyłam koniuszki palców w przejrzystej wodzie. Przymknęłam powieki. Ach, jak dobrze było napawać się pięknem tego miejsca. Tylko ja, szum liści poruszanych przez wiatr i ptaki wyśpiewujące swoją własną arię operową. Słońce prześwitywało przez grube pnie drzew i rzucało promienie na moją twarz, na której poczułam przyjemne ciepło.

Pod osłoną nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz