-Rozdział 7-

3.2K 155 135
                                    

— Jakim cudem ta dziewczyna została cheerleaderką? — zapytałam szczerze zdziwiona, w międzyczasie napychając swoje usta popcornem.

Zajmowałam żółte plastikowe krzesełko na trybunach, podczas gdy nasza szkolna drużyna siatkarek walczyła o siódmy z rzędu złoty puchar. Emocjonujący — przynajmniej dla niektórych uczniów — mecz przerwały ubrane w skąpe, zielono-białe stroje dziewczyny, energicznie wymachujące pomponami. Wszystkie były wysportowane i elastyczne, ale w oczy od razu rzucała się Angela McKenzie — blondynka walcząca z Lindsey o tytuł najlepszej uczennicy w szkole — której ruchy przypominały te wykonywane przez leniwca (i wcale nie przesadzam). Obok mnie, z lewej strony, siedział Alex sporządzający notatki do gazetki, co poleciłam mu zrobić — w końcu byłam szefową i to ja wydawałam większość poleceń — a z prawej uśmiechnięta Lindsey oraz Simon. Ten tylko z uwielbieniem wpatrywał się w tańczącą na środku parkietu Rebekkę i mogłam przysiąc, że za chwilę zacznie się ślinić.

— To, że została cheerleaderką to jedna sprawa, ale, na litość Boską, kto dał jej miano kapitana?! — zbulwersował się Alex. — Przecież powinna nim zostać Rebecca albo Sandra, która była kapitanem w poprzednim roku. Nie chcę obrażać Angeli, ale... powinna zająć czymś, co lepiej jej wychodzi, a wymachiwanie pomponami na pewno do tych czynności nie należy.

— Ewidentnie coś tutaj nie gra — stwierdziłam. — Zauważyliście, że ona zawsze dostaje to, czego chce? No bo jakim cudem w drugiej klasie została królową balu? Nie to, że coś, ale...

— Najpiękniejsza to ona nie jest — dokończył Simon. — I popularna też raczej niekoniecznie — dodał. — Ale nieważne. Lepiej skupmy się na meczu.

— Chciałeś powiedzieć: „na wymachującej tyłkiem Bec"? — wtrąciła Lindsey.

— To też.

Postanowiłam pójść za radą Simona i skupić się na meczu. Naszym siatkarkom szło naprawdę nieźle, wygrały dwa pierwsze sety, a trzeci niestety przegrały.

— Psst. — Ktoś z tyłu popukał mnie w ramię.

Odwróciłam głowę do tyłu, napotykając spojrzenie oczu w kolorze mlecznej czekolady.

— Czego chcesz? — zadałam pytanie, które bardziej przypominało warknięcie. Dlaczego ten idiota nie mógł zostawić mnie w spokoju?

— Masz coś we włosach — odezwał się Logan, a na jego twarzy gościł obojętny wyraz. Siedzący obok niego koledzy jednak ledwo hamowali śmiech.

Zmarszczyłam brwi i dotknęłam swoich dwukolorowych włosów. U ich dołu poczułam coś mokrego i lepkiego. Skrzywiłam się.

— Co to ma być? — zapytałam zdenerwowana. — Lindsey, co ja mam we włosach?

— To chyba jest miód — stwierdziła, wstając. — Chodź do łazienki, zmyjemy to.

— Teraz przynajmniej jesteś trochę słodsza — zarechotał West, najlepszy przyjaciel Zdradzieckiego Logana.

Obrzuciłam obydwóch gniewnym spojrzeniem i pospiesznie zaczęłam schodzić z trybun, przeciskając się między wykrzykującymi słowa dopingu uczniami.

— Dlaczego on mi to robi? — zastanawiałam się na głos przy umywalce, gdy Lindsey delikatnie zmywała mi miód z włosów. — Przecież kiedyś taki nie był. Jego koledzy może i byli zdolni do takich dziecinnych zachowań, ale nie on.

— Więc może to nie Logan? W końcu on tylko powiedział ci, że masz coś we włosach, a tamci się śmiali. Może to właśnie oni wsmarowali ci ten miód.

— Jakoś w to nie wierzę. Najpierw zdrada, potem artykuł, a teraz to... Dlaczego ja wcześniej nie przejrzałam, jakim on jest człowiekiem?

— Bo go kochałaś, Eileen. A powszechnie wiadomo, że miłość przymyka oko na pewne sprawy.

Pod osłoną nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz