21

59 7 10
                                    

Obudziłem się cały obolały. Leżałem na niewygodnym i za małym łóżku, okropnie bolała mnie głowa, zupełnie jakby sylwestrowa impreza jeszcze trwała w jej wnętrzu. Odważyłem się uchylić nieco powieki i natychmiast syknąłem. Tu było zdecydowanie za jasno.

- Julian? - powiedział ktoś i poczułem słaby dotyk na lewej ręce.

- Obudził się! - westchnął inny głos, męski, z wyraźną ulgą.

- Deaky, idź po lekarza - polecił ten sam kobiecy głos.

Usłyszałem tupot stóp. Ktoś gdzieś pobiegł. Wolno uświadomiłem sobie, że przed chwilą słyszałem Mary oraz Briana.

Ponownie spróbowałem otworzyć oczy i tym razem mi się to udało. Mrużąc oczy rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Obok mnie na krześle siedziała Mary, lekko się uśmiechając i gładząc moją rękę. Po przeciwnej stronie łóżka, w którym leżałem, stał zmartwiony Brian razem z Chrissie. Nigdzie nie wiedziałem Freddiego, Rogera i Veronicki, a John z tego co wiedziałem, został wysłany przez Mary po doktora.

- Spokojnie, Julian, jesteś w szpitalu - oznajmiła mi Mary, co niezbyt mnie uspokoiło.

Spróbowałem usiąść, ale Brian delikatnie chwycił mnie za ramiona i subtelnie pchnął z powrotem na poduszki. Przejechałem prawą ręką po włosach i zdałem sobie sprawę, że coś z niej dynda. Na wierzchu dłoni miałem wbity wenflon do którego podłączona była kroplówka. Na mojej twarzy za to znajdowała się maseczka, wdmuchująca co chwila świeżą porcję powietrza.

Chciałem ją zdjąć, ale ponownie przeszkodził mi Brian.

- Nie radzę - ostrzegł.

- Miałeś atak kaszlu, nie mogłeś oddychać - kontynuowała Mary - Leżysz tu od dwóch dni.

Dwóch dni? Byłem nieprzytomny aż dwa dni?!

Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić do sali wpadł Deaky, a zaraz za nim siwy lekarz ze stetoskopem przewieszonym przez szyję.

- Och, Julian, jak dobrze, że już się obudziłeś - przywitał mnie John, po czym zrobił miejsce lekarzowi.

- Witamy w nowym roku, panie Bajazyd - uśmiechnął się do mnie doktor - Może pan mówić? Chciałbym zadać panu kilka pytań.

Ostrożnie zdałem maseczkę z twarzy, uważając na rękę z wenflonem. Od razu zacząłem ciężej oddychać, ale nie dałem po sobie tego poznać. Przejechałem językiem po suchych wargach.

Jak na zawołanie Mary pochyliła się nade mną że szklanką z wodą. Upiłem kilka łyków, posyłając jej jednocześnie wdzięczne spojrzenie.

- Chyba mogę - odezwałem się, sam przestraszony chrypą w moim głosie.

- Doskonale - skomentował lekarz i psytryknął długopisem, gotowy zanotować coś w swoich papierach - Wie pan, dlaczego pan tu jest?

Spojrzałem na Mary. Uśmiechnęła się i skinęła głową.

- Miałem... atak kaszlu, tak?

- Na to wychodzi z relacji pańskich przyjaciół - przytaknął doktor - Został pan przywieziony na oddział szesnaście minut po północy, w Sylwestra, był pan nieprzytomny. Miał pan również rozciętą brew, ale już się tym zajęliśmy. Ma pan założone kilka szwów, spokojnie, kiedy wszytko się zrośnie zostanie po tym tylko mała blizna. Jakie wydarzenie pamięta pan jako ostatnie?

Zamyśliłem się.

- Chyba... To jak Roger skoczył z dachu...

Rozejrzałem się że strachem po pomieszczeniu. Rogera tutaj nie było. Czy to znaczyło...?

Pewnego razu w Londynie II Queen (zawieszone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz