32

36 5 2
                                    

31 grudnia 1976 roku jeszcze przed piątą rano znalazłem się na lotnisku Heathrow w Londynie, skąd razem z zespołem i Rositą mieliśmy wylecieć do Milwaukee w stanie Wisconsin, gdzie miała rozpocząć się amerykańska trasa koncertowa A Day At The Races Tour.

Byłem bardzo podekscytowany tym lotem, ponieważ ostatnio jechałem z zespołem na trasę Sheer Heart Attack po Skandynawii i Europie jako zaledwie przyjaciel zespołu, a trasy po Japonii nie liczyłem wcale - doleciałem tam sam i to w połowie koncertów. Teraz jednak miałem znaleźć się na liście pasażerów nie jako fan czy przyjaciel zespołu, ale ich główny inżynier dźwięku i asystent prawnika, czyli ktoś totalnie i nieodwracalnie z nimi związany.

Nie przeszkadzało mi to, że lecimy właśnie w Sylwestra. Pomiędzy Londynem a Milwaukee obowiązywała dziesięciogodzinna strefa czasowa, sam lot trwał ponad osiem godzin, a ja wiedziałem, że będę miał zbyt dużego jetlaga, by świętować Nowy Rok. Co nie znaczyło, z drugiej strony, że zupełnie nie będę świętował - znałem Queen na tyle długo i na tyle dobrze, że wiedziałem, że impreza zacznie się już na pokładzie prywatnego samolotu.

Obserwowałem nieco jeszcze zaspany, jak Roger żegna się z Dominique w strefie kontrolnej. Tym razem Brian zabierał w trasę Chrissie, a John Veronickę i Roberta, więc muzycy nie musieli żegnać się tak wylewanie ze swoimi rodzinami, jak robił to perkusista ze swoją dziewczyną. Roger oczywiście zaproponował wcześniej wyjazd Dominique, ale kobieta odmówiła, ponieważ jako asystentka Richarda Bransona nie mogła zostawić swojej pracy na tak długi okres.

Freddie natomiast, stojący nieco od nas dalej, zdawał się być w sowim żywiole. W skład jego ekipy wchodził teraz ponad stu kilogramowy ochroniarz, masażysta, Paul Prenter jako osobisty asystent oraz Dane Clarke, figurujący na liście płac jako fryzjer Freddiego, był tak naprawdę poderwanym przez wokalistę tancerzem, zastępstwem dla Davida Minnsa, z którym frontman rozstał się niedawno. Poznałem go jakieś dwadzieścia minut przed naszym odlotem, więc nie mogłem się o nim wypowiadać, ale wydawał się być miłym i poukładanym człowiekiem. Zupełnie w typie Freddiego.

- Jestem taka śpiącaaaaaa - ziewnęła stojąca obok mnie Rosita.

Miała na sobie wygodne dresy do lotu i opierała się o moje ramię, a przez to, że była taka drobna wyglądało to tak, jakby faktycznie ktoś wyciągnął ja na siłę z łóżka i postawił przy mnie.

- Będziesz mogła spać na pokładzie samolotu - obiecałem.

- Myślisz, że zdołam usnąć w niewielkiej, zamkniętej przestrzeni z moimi idolami? - zapytała szczerze zaciekawiona.

- Tak, bo z tymi samymi idolami jedziesz w trzymiesięczną trasę niemal jak członek zespołu - odparłem pewnie, z uśmiechem odgarniając jej ciemne loki z twarzy, gdzie spadły z naprędce związanego koka.

Wyglądała tak cholernie uroczo, że nie mogłem się powstrzymać i nachyliłem się, by ją pocałować. Przez to, że dzieliła nas spora różnica wzrostu, aby połączyć nasze usta musiałem się pochylić albo Rosita stanąć na palcach, co zarówno dla mnie jak i dla niej nie było szczytem komfortu. Większość osób jednak twierdziła, że jest to okropnie urocze. Cóż, skoro chciałem być w związku z Rosie, nie pozostawało mi nic innego jak przyznanie im racji i przyzwyczajenie się do wiecznego uginania karku.

- Jay! - zawołał ktoś nagle przez pół hali odlotów - Jay!

Oderwałem się od Rosity i rozejrzałem po okolicy.

- Spójrz tam - pomógł mi Deaky wskazując odpowiedni kierunek.

W moją stronę biegła zdyszana Mary. Bez zastanowienia zostawiłem Rositę i pobiegłem ku przyjaciółce, biorąc ją w ramiona i okręcając ja dookoła przy wykorzystaniu siły z jaką na siebie wpadliśmy.

Pewnego razu w Londynie II Queen (zawieszone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz