-5-

83 16 36
                                    

Śmierć

Siedzę na huśtawce w ogrodzie i kołyszę się w przód i tył. Od małego kochałem to miejsce. Wlepiłem wzrok w czyste niebo czując wiatr we włosach. Przymknąłem oczy i dalej się huśtałem. Nie brzmi to żałośnie?

Nagle poczułem czyjąś obecność. Jeżeli to znowu Lucyfer to nie ręczę za siebie. Uchyliłem powieki i zobaczyłem ją. Bogini życia. Znowu. Halo wiedzieliśmy się trzy dni temu. Może jednak Lucek byłby lepszym gościem?

-H-Hej.-podeszła niepewnie

-Potrzebujesz czegoś?-wychrypiałem

-Chciałam tylko przeprosić.-spuściła wzrok.- Głupio mi za to co zrobiłam.

-Nic dziwnego. Masz jakiekolwiek uczucia. Było Ci go żal.-usiadła na drugiej huśtawce tuż obok mnie

-Dlaczego nic nie czujesz? Przecież niektóre śmierci tez czują.

-Nie ja.-uciąłem krótko

Miedzy nami zapadła cisza. Dziewczyna zaczęła kołysać się w przód i tył. W końcu znowu zaczęła mówić.

-Lubisz ro robić?

-Jest mi to obojętne. Przyzwyczaiłem się.-mruknąłem

-Jakie to jest? Zabierać komuś coś cennego?-zainteresowała się

-Cennego.-parsknąłem śmiechem.- Wiesz. Nie każdy chce żyć, niektórzy uważają życie jako coś strasznego.

-Jak to?-zmarszczyła nos

-Po prostu ludzie mają ciężej. Oni zmagają się z codziennością. Niektórzy chcąc żyć, a inni umrzeć jak najszybciej. Jedni leczą się, aby trwać jak najdłużej, a inni niszą, a nawet popełniają samobójstwa.

-Co to jest samobójstwo?-zapytała

-Woah, nie wiesz?

-Nikt mi nigdy nie powiedział.

-To wtedy kiedy ktoś targa się na swoje istnienie. Sam decyduje się na to, aby się zabić. Odbiera sobie świadomie życie.-mruknąłem

-Czemu się na to decydują?

-Różne sytuacje ich do tego sprowadzają. Jedni z jakiś bzdet, drudzy z powodu prześladowań, trzeci ze strachu przed życiem, a czwarci przez pracę, długi. Naprawdę mają wiele powodów.

-To trochę zabawne.

-Czemu?

-Wiesz. Ludzie chcący żyć, umierają, a ludzie chcący umrzeć, żyją i chcą uciec.

-Taki paradoks.-parsknąłem śmiechem

Między nasza dwójką znów zapadła cisza. Analizowaliśmy naszą rozmowę słowo, po słowie. W końcu najzwyczajniej w świecie zaczęliśmy się huśtać. Poczułem coś? Nie. Moje ciało dalej ogarniała pustka. Moja głowa ciągle zostawała pewna, że ona w końcu odejdzie. Każdy odchodzi.

Pół godziny później bogini wstała i podziękowała za rozmowę. Przeprosiła raz jeszcze i zniknęła. Jeszcze przez chwilę patrzyłem w miejsce gdzie stała. Pstryknąłem palcami, znalazłem się w środku swojego domu. Nie mając żadnego zajęcia poleciałem do swojego biura. Zasiadłem za stolikiem na czarnym fotelu.

Wziąłem do dłoni kartki papieru oraz długopis. Zacząłem sprawdzać wszystko uzupełniając raporty z ostatnich dni oraz przeglądnąłem zdjęcia. Oczywistym było, że nie wspomniałem o spotkaniu dziewczyny. Nikt i tak tego nie sprawdza. Gorzej jak ona napisała o mnie. Chociaż wątpię. Miała by wtedy kłopoty.

Westchnąłem cicho i schowałem wszystko do teczki. Pstryknąłem palcami, a całość zniknęła. Przejechałem językiem po zębach i przyglądnąłem się rzeczą rozwalonym po całym biurku. Westchnąłem cicho i za pomocą mocy uprzątnąłem wszystko. Zadowolony z końcowego efektu przeteleportowałem się do garderoby. Zdjąłem z siebie koszulkę oraz spodnie i zacząłem przeglądać wszystko.

W końcu zdecydowałem się na szary dres i różową puchatą bluzę. Brzmi dziwnie, ale nikt mi nie zabroni. Mam nadzieję, że nikt nie zechce mnie odwiedzić. Ubrany założyłem swoje kapce i przeszedłem do kuchni. Wziąłem tabliczkę czekolady z orzechami przeteleportowałem się do domowej księgarni. Wybrałem książkę i umiejscowiłem się na pufie. Zamruczałem i otwarłem słodycz. Może nic nam to nie daje i uważam za bezsensowne, ale to jest chodzące złoto. Czekolada to najlepsza rzecz jaka została wymyślona. Dla niej mogę powiedzieć, że jedzenie przez nas jest dobre. Zajadając się zacząłem czytać książkę.

________

550



Samotny taniec śmierciWhere stories live. Discover now