-7-

76 10 7
                                    

Śmierć

Siedzę w oknie, a moje nogi zwisają z parapetu. Spoglądam w niebo. Oddycham spokojnie, a palce zaciskam na drewnie. Przymykam leniwie oczy ziewając. Czuje się pusto. Tak jak zwykle. W końcu co mogę czuć? Dlaczego nie potrafię zdobyć tych przyjemnych uczuć?

Przechadzam się po domu szukając jakiegokolwiek zajęcia. Nie mogę znaleźć dla siebie konta, zajęcia. Potrzebuje zrobić cokolwiek.

W końcu wywołuje portal i przechodzę przez niego. Lewituję nad ludźmi. Przelatuje po nich wzrokiem, po czym kieruję się w stronę lasu. Nie mam najmniejszej ochoty przebywania w zabudowanych terenach. Natura uspokaja.

Staje na trawie, a ta ciemnieje. Idę przed siebie trzymając dłonie w kieszeniach. Mój wzrok krąży po otoczeniu. W końcu znajduję się na jakiejś polanie z gigantyczną płaczącą wierzbą. Podchodzę bliżej. Na ziemi siedzi jakaś dziewczyna, opiera się o drzewo. Przyglądam się jej z zaciekawieniem.

Lekko falowane brązowe włosy sięgające jej do łopatek. Oczy koloru granatowego. Jasna karnacja. Uroda jak uroda. Śliczna dziewczyna, aczkolwiek na pewno są ładniejsze. Życie nie wybiera. Ani nie chuda, ani nie gruba sylwetka.

Wzbiłem się trochę nad ziemię i podleciałem do niej. Rysowała coś. Ulokowałem się za nią nie chcąc ją przypadkiem dotknąć. W dłoniach miała notatnik oraz ołówek. Gdzieś z boku leżący plecak. Usiadłem po turecku. Dalej się unosząc śledziłem jej ruchy. Rysik sunął po papierze zostawiając szare ślady.

Westchnąłem cicho i patrzyłem jak wykonuje poprawki. W dzienniczku znalazł się rysunek lisa. W końcu zamknęła zeszyt i schowała do plecaka. Podniosła się z ziemi i otrzepała z kurzu. Odwróciła się w moją stronę. Zmarszczyła nos. Oczywistym jest, że mnie nie widzi. Przyglądnąłem się jej raz jeszcze, a ta zgarnęła swoje rzeczy. Następnie poszła przed siebie.

Zaciekawiony i przy okazji znudzony poleciałem za nią. Co jakiś czas obracała się za siebie marszcząc czoło, czy też nos. Ciągnąłem się za nią, aż do jakiegoś budynku. Jak mniemam jej domu. Mieszkanie jak każde. Nie za duża budowla z cegieł. Weszła do środka zatrzaskując drzwi.

Przyglądałem się jeszcze przez chwilę miejscu gdzie jeszcze przed chwilą była. Następnie przeszedłem przez portal. Znalazłem się w swoim domu. Z jękiem upadłem na kanapę. Wlepiłem wzrok w szarą ścianę.

*

Jest środek nocy. Patrzę w gwiazdy zastanawiając się nad wszystkim. Nagle słyszę dźwięk dzwonów. Pstrykam palcami, a w mojej dłoni pojawia się koperta. Otwieram i zaczynam czytać. Kolejne wezwanie. Tym razem do samobójcy. Odłożyłem kartkę i przebrałem się. W końcu nie pójdę w piżamie w jednorożce.

Wzrokiem odszukałem odpowiedni dom. Przedarłem się przez drzwi i pstryknąłem palcami. Znalazłem się w łazience. Na podłodze siedział młody chłopaczek. Usiadłem na krawędzi wanny i zacząłem mu się przyglądać. Po jego policzkach płynęły łzy.

Czym jest smutek?

Siedział oparty o ścianę. Nogi miał pod brodą. W dłoni trzymał scyzoryk i patrzył na swoją dłoń pełną blizn. Obok niego leżało pudełko tabletek przeciwbólowych i szklanka wody. Ludzi różne sytuacje sprowadzają do takich czynów. Nie wiem jak jest jego motyw. Zrobi to? Nie jestem pewien. Zlecenie to zlecenie. Musze tu być. Niekoniecznie wrócić z duszą.

Chłopak zażywa jedną tabletkę. Jego dłonie się trzęsą. Przyglądam mu się z zainteresowaniem. Nagle w pomieszczeniu rozlega się dźwięk pukania. Odgłosy nie ustają. Dzieciak bierze kolejne lekarstwa. Za drzwiami słychać jakieś krzyki. Młodzieniec zaciska palce na nożu. Przykłada do nadgarstka z zamiarem cięcia wzdłuż. Sprawdzony sposób.

Nagle do łazienki wpada jakaś kobieta. Jak mniemam jego matka. Cofam się na tyle, iż wpadam do wanny. Marszczę nos i podnoszę się. Rodzicielka przytula go do siebie również zaczynając płakać. Nagle nie wiadomo skąd do pomieszczenia wpada mężczyzna. W jego oczach widać furię. Oboje zaczynają się trząść.

Czym jest strach?

Unosi nad nimi rękę. Jest dobrze zbudowany. Dlaczego ludzie boją się zgłosić komukolwiek przemoc domową? Nie rozumieją, że przez to mogą umrzeć? Poprzez swoją rodzinę, bądź przyjaciół mogą wysiąść psychicznie i zdecydować się na samobójstwo. Wzdycham cicho i przelatuje nad nimi. Z lekkim uśmieszkiem popycham faceta. Ten nie mogąc złapać równowagi poślizgnął się o nawierzchnię płytek. Następnie z dosyć dużym impetem uderza w krawędź wanny. Upada sztywno na podłogę. W okół jego głowy zaczyna pojawiać się czerwona plama. Ups? Mogłem go po prostu dotknąć. Wyszło by na to samo. Nie wiem czemu zrobiłem akurat to.

Wzruszam ramionami i podchodzę do niego. Łapię duszę i spoglądam na resztę rodziny. Przytulają się, a kobieta mówi coś do syna. Woah. Ciekawe byłyby nagłówki gazet. "Śmierć ratuje matkę z dzieckiem przed przemocą domową". Dobra to było nie na miejscu.

Teleportuje się do sortowni. Oddaje duszę, a Ci ją sprawdzają. Patrzą na mnie nie wyraźnie i od razu wrzucają ją do pieca. Nie chce myśleć kim był ten człowiek. Rzucam jeszcze okiem na całość i wracam do swojej świątyni.

________

761

Podoba mi się ten rozdział. Ogólnie zamysł.



Samotny taniec śmierciWhere stories live. Discover now