5

12 2 0
                                    

Delilah nie odzywała się już parę dni, coraz rzadziej można było usłyszeć jak śpiewa w mieszkaniu. Prawie z niego nie wychodziła, a mimo to panowała w nim głucha cisza. Tak jak ta między nami.
Kilka razy nawet stałem pod jej drzwiami z zamiarem przeproszenia jej, pocałowania i powiedzenia, że jestem zasranym tchórzem, który woli uciekać niż walczyć. Mimo tego nigdy nie zapukałem. Można powiedzieć, że byłem zmęczony tą całą sytuacją i świadomością, że to ja zniszczyłem wszystko między nami. Tego na początku chciałem... by dała mi święty spokój. A gdy już to zrobiła, zapragnąłem by wróciła. Czy to nie było oczywiste? Musiałem stracić z nią kontakt by zrozumieć, że jest dla mnie ważna. Ale co jeśli już szybciej o tym wiedziałem i specjalnie unikałem tego uczucia? Nie lubiłem zobowiązań bo zawsze wszystko niszczyłem i nadawałem się do tego by spędzić całe swoje życie samotnie. Byłem jak pieprzona puszka pandory, nie mogłem pozwolić by ktokolwiek mnie otworzył. Nie mogłem zamknąć się w czterech ścianach więc zamknąłem się w sobie, już dobre parę lat temu. Gdy zobaczyłem jak mój najlepszy przyjaciel traci samego siebie dla dziewczyny, która nigdy na to nie zasługiwała. Na całej kuli ziemskiej były cztery osoby które były dla mnie kimś więcej niż mijanymi twarzami w tłumie. Babcia. Mike, który traktował mnie jak brata od pierwszego dnia naszej znajomosci. Ashton, na którego mogłem liczyć w każdym momencie swojego życia. Teraz pojawiła się również Del i jej nie wyparzony język, seksowny uśmiech, piękne ciało i przede wszystkim bystry umysł. Wiem, że jest dla mnie ważna. Wiem, to od dnia w którym prawie złamałem szczękę tamtego faceta. Nie chciałem by ktoś jej dotykał poza mną, choć sam prawie nigdy tego nie robiłem. Mimo to musiałem liczyć się z faktem, że jeśli chce ją chronić przed złem, muszę chronić ją przed samym słowem. Byłem zły, zły do szpiku kości. Nienawidziłem siebie i swojej historii. Nienawidziłem każdego ciemnego zakamarka swojej pamięci, który przypominał mi jak wielkim potworem jestem.  Nienawidziłem siebie za każde słowo, które opuszczało moje usta. Brzydziłem się kłamstwem od najmłodszych lat. Rodzice wciąż kłamali i bolało to za każdym pojedynczym razem. Mimo to brnąłem w wymyślone historie o swoim szczęśliwym dzieciństwie, udanych młodzieńczych latach i o szansach na porządne życie. Kłamałem tak często jak brałem oddech. Zgubiłem się. Cholernie się zgubiłem i wiedziałem, że tym razem nie poradzę sobie sam. Uciekłem przed wspomnieniami ale dopadły mnie nawet tutaj. Potrzebowałem pomocy.

Trzymając w ręku prostokątny przedmiot, obracałem go modląc się by ktoś porządnie na mnie nakrzyczał i kazał się ogarnąć. Westchnąłem pod nosem i wybrałem dobrze znany mi numer. Po pierwszym sygnale odebrał.

- Potrzebuje pomocy. Was obu.

*

Nie musiałem długo czekać na wsparcie. Parę godzin później siedziałem już w towarzystwie swoich przyjaciół i litrów piwa w swoim salonie. Byli zdziwieni moim telefonem, ponieważ sam od nich uciekłem nie dając znaku życia przez słyszy czas. Potrzebowałem chwili dla siebie, później dni mijały, a ja czułem coraz większy wstyd przez swoje dziecinne zachowanie.

- Co tym razem zrobiłeś? - spytał Ashton. Od zawsze był tym najbardziej dojrzałym z naszej trójki. Traktował nas jak rodzine i tak samo o nas dbał. Pilnował byśmy nie robili zbyt wielkich głupot, a jeśli już musieliśmy je zrobić to zawsze razem - Domyślam się, że to coś poważnego skoro nas tu sprowadziłeś. Swoją drogą musimy później poważnie porozmawiać o twojej wycieczce. Następnym razem gdy stwierdzisz, że się wyprowadzasz to racz nas poinformować bo później martwimy się o twój upośledzony tyłek.

Nie mogłem nie parsknąć na jego słowa. Brakowało mi tych dwóch ameb nawet jeśli sam spowodowałem, że zniknęli. Mike siedział cicho i powoli popijał piwo. Coś go gryzło..

Fool's Gold - C.HWhere stories live. Discover now