Rozdział 2. Mango Pine

2.3K 206 235
                                        


- M-Magnus! - wykrzyknąłem wstrząśnięty, a na wpół przytomna postać uniosła na mnie spojrzenie. Na jego twarzy rozlał się leniwy, koci uśmiech.

- Promyczek! - wykrzyknął radośnie, a raczej próbował, ponieważ kiedy tylko uniósł głos, zakaszlał, brudząc krwią kopyta centaura.

Zawołałem kilku pomocników z mojego domku. Przejęli Magnusa z rąk ledwo przytomnego, jak się okazało, Nico.

Syn Hadesa mówił coś do Chejrona, zdając raport. Nie zwrócił uwagi na znikający z jego ramienia ciężar, ale wiedziałem, że jest to spowodowane profesjonalizmem, a nie brakiem empatii. Mając do czynienia z Nico tyle lat, wiedziałem, że tej mu nie brakuje, choć grał zimnego drania.

Nie poświęciłem temu jednak za wiele uwagi, całą energię przekierowując na rannego Bane'a. Kazałem go ułożyć na jednej z pryczy i skrzywiłam się, widząc, że wciąż traci krew.

- Kto cię zaatakował? - zapytałem rzeczowo, nakładając rękawiczki chirurgiczne.

- A bo ja wiem... - wymruczał słabo Magnus. Uśmiech jednak wciąż nie schodził z jego twarzy. - Była ładna. Przez chwilę. Tańczyliśmy... w jakimś pubie... A potem wysyczała mi do ucha "herosku" i się zaczęło - dodał, mrugając, jakby próbował zogniskować wzrok. - Nico mnie uratował.

- Idiota - sarknąłem, dotykając rany. Nie wyglądała na zainfekowaną niczym niebezpiecznym. Wywróciłem oczami, sięgając po ambrozję.

Zwykle wystarczała, więc rzuciłem niedelikatnie jednym z batoników w Magnusa. Chłopak zdołał złapać go w locie, zanim uderzył go w twarz. Sam nie wiem, dlaczego byłem taki wściekły. Może dlatego, że naprawdę nie chciałem, żeby Magnus znów mącił w moim życiu uczuciowym. Ledwo dałem radę się pozbyć dziecięcego zauroczenia, a on znów radośnie kroczył w moje życie, plamiąc je swoją krwią. Nie, dzięki.

Sięgnąłem po nici i igłę. Nie przejmując się znieczuleniem, od razu zabrałem się do roboty.

- Aleś ty wyrósł, Promyczku! - usłyszałem, kiedy pochyliłem się nad raną Bane'a, oczyszczając ją z krwi.

- Minęły dwa lata - zauważyłem, ale ręka mi zadrżała.

- Ano - mruknął Magnus. - To dopiero wzmaga tęsknotę! - wyjęczał teatralnie. - Tęskniłeś za mną? Bo ja za tobą bardzo, Promyczku.

- Ile razy mam ci mówić, że masz mnie tak nie nazywać?! - zapytałem, kiedy znów przez niego wbiłem igłę nie w to miejsce, gdzie powinienem.

Ambrozja pomogła na tyle, że przestał krwawić. Rany jednak były zbyt głębokie, aby je pozostawić bez szycia. Żałowałem, że nie ma w pobliżu Willa. Byłoby komu mnie zmienić. Tymczasem obóz dopiero miał się zaludnić, a ja miałem pomocników jak na lekarstwo. He, he, to mi się żart udał...

- Kiedy to prawda! Rozpromieniasz moje życie, Alexandrze! - zachichotał.

Zachowywał się zupełnie tak, jakby był pijany i dopiero teraz dotarło do mnie, że tak było w istocie. Poczułem zapach alkoholu. Niedobrze...!

Alkohol nie działał dobrze z ambrozją. Wytrąciłem więc ją pospiesznie z ręki Magnusa. Batonik spadł na podłogę, a Bane jęknął głośno.

- Daj mi...! - wyjęczał żałośnie. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać.

- Nie, pijaku! - warknąłem, popychając go ponownie na poduszki, kiedy sięgnął pod łóżko.

Alkohol nie jest dobry dla pół-bogów. Jesteśmy w połowie śmiertelnikami. To oznacza, że tak samo jak oni, jesteśmy podatni na Mgłę. Mgła chroni oczy śmiertelników przed światem takim, jaki jest naprawdę. Zakrzywia ich percepcje, podsuwając bardziej prawdopodobne scenariusze. Mur rozniesiony w proch szarżą Minotaura staje się w ich oczach zwyczajnym wybuchem gazu, a ciało po spotkaniu lamii zwykłym morderstwem. Śmiertelnicy bez wzroku, tego wewnętrznego filtra, nie potrzebują wiele, by uwierzyć w taki scenariusz. Magnus, jako syn Hekate, był naturalnie na nią odporny niemal całkowicie, a ta była mu posłuszna. Alkohol jednak przytępia zmysły herosa i wyostrza jego zapach. Byłem pewien, że nawet ja to kiedyś Magnusowi mówiłem, ale najwidoczniej czarownik tego nie pamiętał albo nie chciał pamiętać. Nie byłem pewien, jak procenty działają na Magnusa. Wiadomym jednak było, że czyniły go podatnym na Mgłę, skoro dał się zwieść potworowi. Zwykle rozpoznawał je bezbłędnie.

MangoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz