-Mnie nie zmylisz zapachem ziół, panie cyruliku.- Warknęła przez zaciśnięte zęby zielonooka.
-Wampir wyższy zawsze rozpozna wampira wyższego.- Powiedział spokojnie Emiel Regis.
-Co chcesz od moich przyjaciół?- Blondynka, jakby nie zwróciła uwagi na jego słowa.
-Dać im gościnę, to wszystko.- Odparł mężczyzna, marszcząc przy tym nieco brwi.
-Czemu tak mi się przyglądasz?- Spytała, odbiegając na chwilę od tematu, lecz nie mogła już znieść przewiercającego na wylot spojrzenia jego czarnych oczu.
-Ty niczego nie pamiętasz.- Stwierdził po chwili z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Niby, co miałabym pamiętać?- Jak Zoltanowa prostolinijność czasami irytowała blondwłosą, tak zdawkowane i mało mówiące odpowiedzi cyrulika, doprowadzały ją do białej gorączki.
-Mnie, chociażby.- Zielonooka zasępiła się na jego słowa. -Wiem, że było to już wieki temu, jednak miałem nadzieję, że... będziesz pamiętać.- Dokończył, nie odrywając od niej oczu, w których można było dostrzec zrezygnowanie.
-Mógłbyś nieco jaśniej?- Spytała, mając nadzieję, że będzie sobie w stanie coś przypomnieć, jeśli tylko dostanie więcej wskazówek.
-Około tysiąca pięciuset lat wstecz zaszło zjawisko dziwne i katastrofalne, nazwane przez ludzi Koniunkcją Sfer, przez które zawitaliśmy na ten świat. Jak pamiętasz było nas wielu. Zbyt wielu, aby zasiedlić jedynie tą krainę. Podzieliliśmy się, jakby to teraz nazwali ludzie, na plemiona i rozeszliśmy się w różne strony świata. Garasham, mój klan, pozostał w tych stronach. Tdet wyruszył na wschód, za Góry Sine, a Ammurun, do którego należałaś, wybrał się hen na daleki zachód, aż za Wielkie Morze.- Zielonooka, która doskonale wiedziała o wszystkim, o czym opowiadał czarnooki, przysłuchiwała mu się jednak z uwagą. Nawet nie spostrzegła, kiedy jej ręka ponownie wróciła do normalności. -Eliar Sierro Sanqreth de Rogeven, czy teraz mnie pamiętasz?- Spytał łagodnie, patrząc na nią z nadzieją wymalowaną na jego bladej twarzy. W tym momencie wszystko, jakby w nią uderzyło. Jego głos, tak znajomy. Teraz już wiedziała skąd go zna.
-Och, Regis...- Szepnęła, opierając ciężko głowę na jego klatce piersiowej, może nawet i nieświadomie zaplatając ręce na karku wampira. Emiel westchnął przeciągle z pewną ulgą, po czym niepewnie jedną dłoń położył na potylicy blondynki, a drugą przesuwał delikatnie po jej plecach. -Jak mogłam zapomnieć?- Obwiniała się zielonooka. -W jaki sposób mogłam o Tobie zapomnieć, mój przyjacielu... Minęło tak wiele czasu, ale to mnie wcale nie usprawiedliwia.
-Eliar, byliśmy wtedy bardzo młodzi. Teraz, jak widzisz, przybyło trochę lat i...
-I wyglądasz z deka, jak stary dziad.- Dokończyła zielonooka, podnosząc na niego spojrzenie swoich przenikliwych ciemnozielonych oczu. Uśmiechnął się na jej słowa, lecz tym razem nie był to ten dziwny rodzaj uśmiechu przez zaciśnięte wargi, tylko ten szczery i ciepły, który pozwolił jej dostrzec w nim tego samego wampira sprzed tylu lat.
-Ty za to w ogóle się nie zmieniłaś.- Powiedział czarnooki, przyglądając się już weselszej przyjaciółce.
-Morski klimat.- Odparła ze wzruszeniem ramion, na których spoczywały teraz ręce Regisa. -Szybko jednak okazała się, że mi nie sprzyja i zapragnęłam wrócić. Słyszałam też o Khagmarze i o tym, że przy próbie uwięzienia go życie straciło kilku naszych. Tak strasznie się bałam, że...- Urwała, spoglądając na Regisa z zaszklonymi oczami.
Nic nie odpowiedział, ruchem ręki objął ją, a następnie przytulił, przyciskając mocno do siebie, jakby bał się, że w każdej chwili może się rozpłynąć. Przecież nie wykluczone, że by to zrobiła, ale nie chciała. W jego ramionach znów poczuła się bezpiecznie, jak w domu, do którego tęskniła, chociaż nie miała prawa wrócić.
-Bałam się, że coś Ci się stało. Że mogłeś, no wiesz..- Nie chciała wypowiadać tego słowa. Było ono dla niej obce i niezrozumiałe, ponieważ nigdy nie myślała o tym, jak o czymś, co może spotkać i ją. Ona zaszyłaby się jedynie na jakieś sześćdziesiąt lat w krypcie wysoko w górach, a potem wstałaby, jak nowo narodzona. Śmierć, ogólnie rzecz biorąc, nie była w jej stylu, chociaż niechybnie stąpała jej po piętach.
-Shhhh.- Uciszył ją, nie wypuszczając przez cały czas z objęć. Dygotała z przejęcia i nagromadzonych w środku niej emocji. Zaczął delikatnie gładzić ją po włosach, co po krótkim czasie sprawiło, że nieco się uspokoiła.
-Cieszę się, że żyjesz.- Powiedziała w końcu, wydostając się z uścisku przyjaciela, choć chętnie pewnie by w nim pozostała. -A zrządzenie losu pozwoliło nam się znowu spotkać.
-Może to przeznaczenie, o którym ostatnio tak głośno słychać.- Odparł z uśmiechem Regis. Dziewczyna parsknęła śmiechem na słowa przyjaciela, wycierając rękawem płaszcza łzy, które zdążyły wydostać się z jej oczu.
-Jeśli to ma być to przeznaczenie, to ja zrzeknę się swojego rodowego nazwiska..- Mruknęła bez przekonania, oglądając się na chatkę, w której w najlepsze toczyły się rozmowy, a zaraz w wyjściu pojawił się wiedźmin zły, jak osa. Regis i Eliar spojrzeli po sobie porozumiewawczo, po czym nie spiesząc się, podeszli w stronę białowłosego, który przysiadł na kamieniu obok domku letniskowego cyrulika.
-Wiedzieliście, że o moim życiu wystawiane są jakieś cholerne spektakle?- Spytał z goryczą Geralt, gdy tylko spróbowali się dowiedzieć, co jest powodem jego nagłego opuszczenia kompanii.
-Oglądałem taki spektakl.- Wypalił nagle Regis dość niespodziewanie. Zielonooka spojrzała na niego z niemym pytanie wypisanym na twarzy. -Historię o polowaniu na dżina, o ile mnie pamięć nie myli.
-Ach tak, Jaskier opowiadał.- Pokiwała głową blondynka, na co wiedźmin prychnął rozeźlony.
-Dajcie wy mi już wszyscy święty spokój.- Powiedział, podnosząc się z miejsca i odszedł od nich na kawałek. Oboje w lot zrozumieli, że ma ochotę pobyć sam, jednak jego odosobnienie nie mogło potrwać długo, ponieważ w wejściu do chaty minęli się z Milvą, która uśmiechnęła się do nich ciepło.
-Regis, nareszcie!- Zakrzyknął Jaskier na widok mężczyzny wchodzącego do pomieszczenia.
-Jużci my myśleli, że ta nasza mała Eliar cosik Ci zrobiła. Potrafi ta bestyja człowiekowi krwi napsuć.- Dodał Zoltan, którego wzrok spoczął na zielonookiej, która przewróciła na jego słowa jedynie oczami. Emiel uśmiechnął się pod nosem, dokładnie zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo nieprzewidywalna może być dziewczyna, chociażby biorąc za przykład zdarzenia sprzed chwili.
-Tobie, Zoltan, ta gorzałka chyba już zbytnio do łba uderzyła.- Skomentowała krótko blondynka, zajmując swoje wcześniejsze miejsce na podłodze. Regis przysiadł się bliżej niej, na przeciwko Chivaya, a zaraz obok Jaskra. Krasnolud machnął jedynie ręką na słowa dziewczyny, przejmując manierkę od gnoma.
-I co, cyruliku? Wszędy wojna, twoje rodzinne Dellingen czarni najechali, od wschodu, aż po zmierzch na horyzoncie dymy widać, a Ty masz zamiar przeczekać to na starym elfim cmentarzysku?- Zagadnął brodacz, ocierając wierzchem dłoni wąsy, które zamoczyły mu się podczas picia samogonu. Czarnooki zamyślił się na chwilę, opierając głowę na ręce.
-Przyznam, iż ogarnęła mnie pewna wątpliwość. Do dzisiejszego dnia dumałem, że sytuacje na froncie nie jest tak skomplikowana, jak mi to wystawiliście. Wszak w tym odludnym miejscu nie wiele dociera do mnie informacji i poważnie zastanawiam się, czy nie najwyższa pora udać się, gdzieś w bezpieczniejsze strony.- Odpowiedział po krótkiej chwili Regis z poważną miną.
-Bezpieczniejsze strony...- Prychnął trubadur, biorąc tym pod wątpienie, czy takowe w ogóle istnieją w dzisiejszych czasach.
-Rusz, że z nami druhu.- Powiedział Zoltan, klepiąc się przy tym mocno po kolanie, co było chyba reakcją na palenie w przełyku, po kolejnym przechyleniu menzurki z alkoholem. Zielonooka odwróciła szybko swe spojrzenie ku przyjacielowi, który nie raczył tego nie zauważyć.
-Nie wiem, czy wszak...- Zaczął powoli, jednak krasnolud uciął krótko.
-Skończ z tą uczoną mową, Regis. Tak lub nie.- Można by rzec, iż cyrulik został postawiony w dość niekomfortowej sytuacji, przyparty wręcz do ściany. Nic bardziej mylnego, moi drodzy. Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy, choć na początku posiadał lekkie wątpliwości, teraz był stuprocentowo pewny, że chce ruszyć w dalszą drogę z krasnoludem, gnomem, wiedźminem, łuczniczką, bardem, wampirem wyższym oraz grupą zbiegłych kobiet z dziećmi. Otuchy dodawał mu fakt, że nie on jeden będzie musiał ukrywać swoją prawdziwą naturę, ponieważ jak się domyślał, nikt nie wiedział, kim rzeczywiście jest Eliar.
-Niechaj tak będzie.- Powiedział w końcu Regis, co zebrani uczcili radosnym okrzykiem. Blondynka niezauważalnie chwyciła dłoń przyjaciela, ściskając ją delikatnie, co miało być jej swoistym wyrażeniem wdzięczności. Mężczyzna zwrócił ku niej spojrzenie swoich czarnych błyszczących oczu, które wyrażały nic innego, jak zachwyt. Odnalazła go, pamiętała, a w dodatku była tuż obok niego. Wampir pierwszy raz od wielu dekad poczuł się naprawdę szczęśliwy i w końcu przestał być samotny.
Jaskier szarpnął strunami lutni i zanucił kawałek jednej ze swoich ballad:"Jak gwiazdy nad traktem twoje oczy
jak kielich rozkoszy usta twe tak
bardzo dziś chciałbym znów zobaczyć
mej dawnej miłości chociaż cień"-No, jesteście nareszcie.- Zoltan ucieszył się na widok Geralta i Milvy wchodzących do izby, a jego głos był już nieco zmieniony. -A myśmy tu, wystawcie sobie, ustaliliśmy, że Regis rusza z nami w dalszą drogę.
-Doprawdy?- Zdziwił się wiedźmin, spoglądając na cyrulika uważnie. -Skąd ta nagła decyzja?
-Pan Zoltan..- Regis utrzymując cały czas kontakt wzrokowy z białowłosym, przy czym równie niezauważalnie puścił dłoń zielonookiej. -..uświadomił mi, że moje okolice ogarnęła wojna znacznie poważniejsza, niż to wynikało z opowieści uciekinierów. Powrót w tamte strony nie wchodzi w grę, pozostanie na tym pustkowiu też nie zdaje się być mądre. Samotne wędrowanie również.
-A my choć zupełnie Ci nieznani..
-Poprawka, Geralt. Prawie nieznani.- Pomyślała zielonooka, wpatrując się uważnie w wiedźmina.
-..wyglądamy na takich, z którymi wędruje się bezpieczniej. Wystarczył Ci jeden rzut oka?
-Dwa.- Odrzekł z lekkim uśmiechem cyrulik. -Jeden na kobiety, którymi się opiekujecie. Drugi na ich dzieci.- Spokój w jego głosie zdawał się Eliar czasami taki nieadekwatny, wręcz nie w jego stylu. Znała go bowiem jeszcze za czasów młodzieńczych, kiedy wszyscy mieli pstro w głowach. Najwidoczniej czas nauczył ich oboje, że trzeba wydorośleć, stać się odpowiedzialnym za swoje decyzje i czyny. Czas ich skrzywił.

CZYTASZ
Zefir || Wiedźmin
FanficPojawienie się tajemniczej postaci dziewczyny o blond włosach, która wraz ze swoją obecnością wnosiła zapach czekolady i pomarańczy, było dla niektórych sporym zaskoczeniem, a dla innych jeszcze większym. Kim była? Czego chciała? I w jaki sposób doł...