4. She knows too much

2.9K 162 6
                                    

Geralt czuł, że coś jest na rzeczy. Nie wiedział jeszcze, co dokładnie, ale ból w kolanie i łokciu namiętnie dawał mu znać, że powinien zostać czujny. Zoltan burknął coś pod wąsem i ciągnąc za sobą posępnie sihill, wrócił do grupki przyjaciół stojących nieco dalej. Wiedźmin rozejrzał się za śladami wśród traw, paroma szybkimi krokami znalazł się ponownie przy zapadniętym dolmenie i delikatnie postukał płazem miecza o kamień.

-Wyłaź.- Powiedział przez zaciśnięte zęby, zaciskając palce mocniej na rękojeści.- Wyjdź i to migiem, inaczej pchnę w dziurę żelazem.- Z niewidocznej dla oka jamy pod głazami rozległ się cichy chrobot. -Wyjdź.- Powtórzył jeszcze raz białogłowy. -Nic Ci nie zrobimy.
-Włos z głowy Ci nie spadnie.- Zapewnił słodko Zoltan, podchodząc bliżej wiedźmina z sihillem wysoko uniesionym nam głową. -Wychodź śmiało!- Dodał krasnolud przez zęby, jednak Eliar, która pojawiła się przed nim, zagrodziła mu drogę ręką, kiwając przy tym głową. Impulsywny charakter Zoltana to ostatnie czego tu potrzebowali.

Z dziury pod dolmenem ponownie rozległ się odgłos chrobotania, a po chwili sponad dolmenu wyłoniła się szpakowata głowa, a wraz z nią pojawił się ostry ziołowo-korzenny zapach. Shuttenbach mylił się, ponieważ właściciel szlachetnie garbatego nosa ze stuprocentową pewnością nie był ghulem, lecz mężczyzną w średnim wieku, który rzeczywiście przypominał trochę poborcę podatków.

-Mogę wyjść bez obawy?- Spytał, unosząc na Geralta spojrzenie czarnych oczu, które wyglądały spod lekko siwych brwi. Eliar wstrzymała na parę sekund oddech, podczas, gdy wzrok mężczyzny wędrowały po zebranych i ostatecznie spoczęły na niej z dziwnym błyskiem.
-Możesz.- Odparł krótko wiedźmin.
Czarnooki wygramolił się z pewnym trudem z dziury, otrzepał czarną szatę i poprawił płócienną torbę, która zwisała z jego ramienia, co spowodowało przypływ kolejnej fali ostro ziołowego zapachu. Nie był on jednak w stanie zmylić zielonookiej.

-Proponuję, aby schowali panowie broń.- Powiedział spokojnym głosem, chwytając się oburącz za pasek torby. -I panie.- Dodał, spoglądając prosto w ciemnozielone oczy Eliar, która pomimo pewnego zawahania, schowała sztylet. I tak nie mogła mu nic zrobić kawałkiem żelastwa. -Nie potrzebny tu żaden oręż, wszak ja sam żadnego przy sobie nigdy nie noszę. Nie mam również przy sobie nic wartościowego, co można by spieniężyć. Zwę się Emiel Regis. Pochodzę z Dellingen. Jestem cyrulikiem.

Zoltan nie pohamował się od udzielenia komentarza w sprawie zapachu, który roztaczał wokół siebie nowo poznany mężczyzna, ujmując to w słowach "jedzie od was apteką". Blondynka pokręciła z niedowierzaniem głową, co nie umknęło uwadze czarnookiego. Uwielbiała prostolinijność krasnoluda, jednak w tym wypadku było to, co najmniej od cholery nietaktowne. Emiel Regis rozłożył ręce w przepraszającym geście i uśmiechnął się dziwnie z zaciśniętymi wargami. Znała Ci ona już ten uśmiech.

-Zapach was zdradził, panie cyruliku.- Wtrącił się do rozmowy Geralt, chowając miecz do pochwy na plecach. -Mieliście jakiś specjalny powód, by się przed nami ukrywać?
-Powód?- spytał mężczyzna, zwracając spojrzenie swoich czarnych oczu na wiedźmina. -Przeląkłem się was po prostu. Takie czasy.- Zoltan pokiwał potwierdzająco głową, po czym zaczął drążyć temat pobytu mężczyzny tak daleko od rodzinnego Dellingen. Dodał też parę słów o tym, jak to trudno żyć w takich czasach i ostatecznie wspomniał o tym, że obie strony napędziły sobie stracha. Emiel Regis zapewnił, że z jego strony nic im nie zagraża, jednak Eliar miała, co do tego nieco inne zdanie. Nie spuściła oczu z mężczyzny nawet na moment, a on udawał, że wcale tego nie zauważa. Rozmowa pomiędzy krasnoludem, a cyrulikiem rozwinęła się i zanim zielonooka się zorientowała, już przemierzali cmentarzysko w drodze do domku letniskowego czarnookiego, który przypominał raczej szałas. Z resztą bardzo ciekawe miejsce na spędzanie wakacji.

Oczywiście Chivay parokrotnie podważył bezpieczeństwo tego miejsca, jednak Emiel Regis powiedział mu to samo, co jakiś czas starała się im przetłumaczyć blondwłosa, która aktualnie prowadziła za uzdę dość niespokojnego Zefira. Ona również czuła się niepewnie w towarzystwie cyrulika, co skrzętnie starała się ukryć przed kompanami. Kiedy tak stała na uboczu, szepcząc do ucha wierzchowca coś w nieznanym dla nikogo języku, co ostatecznie uspokoiło jego skołatane nerwy, zauważyła, że Zoltan Chivay, ten wyjątkowo wścibski i natrętny krasnolud, wchodzi do chaty czarnookiego. Coś nią szarpnęło, ruszyła z miejsca, odrzucając na bok podróżną torbę. Serce biło jej, jak szalone, a w uszach słyszała szum własnej krwi. Zanim jednak zdążyła dopaść do wejścia szałasu, niespodziewanie wyłonił się z niego krasnolud.

-Geralt, Percival, Jaskier, pozwólcie. Pokażę wam coś interesującego. No już, bez ceregieli. Pan Regis zaprasza.- Brodacz wyszczerzył się jeszcze w stronę Milvy, która jeszcze przed chwilą rozmawiała z trubadurem, po czym zniknął w środku chaty. Blondwłosa podeszła niepewnym krokiem do łuczniczki.

-Kiedy przychodzi, co do czego..- Zaczęła kobieta, uśmiechając się krzywo. -..to zawsze tak jest. Baba zostaje, co by opiekować się domem, a chłopy wybywają, zostawiając za sobą burdel.- Po dokończeniu, splunęła siarczyście, co miało dodać powagi jej wypowiedzi. Eliar pokiwała potwierdzająco głową, trzymając splecione dłonie za plecami. -Chodź. Rozdamy im prowiant.- Powiedziała w końcu Milva, wskazując ruchem głowy na siedzące nieopodal kobiety z dziećmi. Zielonooka przystała na jej propozycję.

We dwie szybko się uwinęły i jednogłośnie stwierdziły, że koniom też należy się coś porządniejszego niż liche źdźbła trawy. Do pomocy przy karmieniu i pojeniu pięciu rumaków przyłączyła się ruda dziewuszka, którą łuczniczka przez cały dzień wiozła na swoim koniu.
-Jesteś w to całkiem dobra.- Powiedziała z uznaniem zielonooka, gdy po raz trzeci pozwoliła dziewczynce pokonać się w łapki.
-Ciocia Maria mnie nauczyła.- Odparła piegowata, spoglądając na kobietę z uśmiechem, w którym widniało parę ubytków po wypadnięciu mleczaków. Łuczniczka również ukazała rząd białych zębów i gdyby nie wszechobecna ciemność, blondynka mogłaby zauważyć łzy wzruszenia, która zbierały się w kącikach jej oczu.

Tę piękną scenerię przerwał jednak Geralt, któremu zajęło nieco czasu wgramolenie się pod górkę, na której pasły się konie. Kobiety mogły po tym stwierdzić, że tam w środku wcale nie są prowadzane dywagacje na temat kultury i sztuki, o których Jaskier miałby rzecz jasna sporo do powiedzenia, a na pewno nie takie bez wcześniejszego zaprawienia się rozmówców. Milva wraz z Eliar spojrzały po sobie znacząco, po czym chóralnie odmówiły przyłączenia się do gościny, jaką zaproponował im Emiel Regis. W końcu jednak uległy namowom wiedźmina, który nieco wprawiony, potrafił byś naprawdę namolny. Zanim jednak przestąpili próg domku letniskowego cyrulika, odprowadzili rudą piegowatą dziewczynę do kręgu kobiet z Kernow.

Wnętrze chaty było ciemne i przepełnione ciepłym oszałamiającym powietrzem, które potęgowało zapach pęków ziół rozwieszonych po wszystkich ścianach, które przy wyostrzonym węchu zielonookiej stawały się dość uciążliwe. Skąpe oświetlenie, które pozwoliło jej dostrzec wszystkich zebranych w budynku, pochodziło od rozżarzonych węgli w dziwnie pękatym palenisku. Blondynka usiadła na wolnym kawałku podłogi pod ścianą, przyglądając się pozostałym. Nie przyłączyła się bowiem do oględzin bulw mandragory, które prowadzili jej przyjaciele, ponieważ miała już okazję parę razy w życiu przyjrzeć się jej z dość bliska.

-Wam tylko jedno w głowie.- Stwierdziła Milva, przechylając menzurkę z alkoholem, która trafiła do jej rąk. Po przełknięciu musiała odkaszlnąć, zanim coś powiedziała. - Wielkie nieba.. prawdziwie to gorzałka z dziwowstrętu? Ha, tedy szczęście nam dopisało. Nie, co dzień się tak trafia. Dzięki, panie cyruliku.
-Przyjemność po mojej stronie.- Odparł czarnooki, kłaniając się przy tym lekko.

Samogon z mandragory koniec końców przewędrował po wszystkich i trafił w ręce Eliar, która jednak ku ogromnemu zasmuceniu Zoltana i Jaskra, podziękowała za trunek, tłumacząc, że chce zachować trzeźwość umysłu, będąc gotowa do dalszej drogi. Nie obyło się bez jęków i namowy, jednak tym razem zielonooka została nieugięta, a trubadur i krasnolud w końcu odpuścili, sami pijąc jedną kolejkę więcej, jakoby na zdrowie niepijących.

Cyrulik, jak zdążyła zauważyć dziewczyna, również wstrzymywał się od napitku, czym jeszcze bardziej ją zaniepokoił. Czyżby coś planował? Może doprowadzenie jej kompanów do stanu upojenia było częścią jego planu? Zielonooka nie mogła tego wiedzieć, choć bardzo by chciała. Musiała czekać. W pełnym napięciu obserwować i przysłuchiwać się ich luźnym rozmowom.

Aktualnie debatowali na temat mandragory, jej właściwości oraz sposobu wydobycia, co nieoczekiwanie zaciekawiło Eliar, ponieważ zawsze interesowało ją zielarstwo oraz związana z nim alchemia, jednak nie posiadała odpowiedniego drygu, aby rozwijać się w tym kierunku. Może była to jedynie kwestia czasu i wprawy, lecz blondynka wolała nie podejmować się czegoś ponad jej miarę, co było dość paradoksalne, patrząc na jej obecne położenie.

-Świeża rana?- Regis skierował swe pytanie w stronę Geralta, ponad rozmową pozostałych. Nie ukrywając, Eliar również chciała o to zapytać, widząc wyraz bólu na twarzy wiedźmina, podczas gdy ten zmieniał pozycję.
-Niezbyt. Ale dokucza.- Odparł białogłowy, rozmasowując rwące kolano. -Masz tu może jakieś zioła na uśnieżenie bólu?
-To zależy od rodzaju bólu i przyczyny.- Uśmiechnął się nieznacznie cyrulik. -W twoim pocie, wiedźminie, wyczuwam dziwny zapach. Leczono Cię magią? Podawano magiczne enzymy i hormony?- Spytał bez zbędnych ceregieli.
-Podawano mi różne leki. Nie myślałem, że można je jeszcze wyczuć w moim pocie. Muszę przyznać, że masz cholernie czuły węch, Regis.- Odparł Geralt z niemałym podziwem.

-Nie tylko węch.- Pomyślała Eliar, przyglądając się sylwetce czarnookiego. -Dziwne, że potrafi wyczuć coś ponad zapachu tych wstrętnych ziół. Może już się do tego przyzwyczaił. Mnie szczerze mówiąc już trochę mdli...- Do pogrążonej w swoich myślach dziewczyny docierały jedynie strzępki rozmowy.

-.. I już chodzisz? Niebywałe. Driady z Brokilionu, prawda?- To pytanie zdziwiło tak samo wiedźmina, jak i zielonooką.
-I do tego jest cholernie mądry...- Dodała w myślach, tworząc sobie w głowie prowizoryczny profil osobowy mężczyzny, który przedstawił się im, jako cyrulik. -Na wielkie nieba! W co ja się wpakowałam?

-Typowe.- Pokiwał głową Emiel. -Magia driad, co prawda, odbudowała Ci uszkodzoną kość, ale jednocześnie spowodowała mała rewolucję w pniach nerwowych. Skutek uboczny, najsilniej odczuwany w stawach.
-Co możesz mi na to poradzić?- Spytał z nadzieją w głosie wiedźmin.
-Niestety nic. Jeszcze długo będziesz nieomylnie odczuwał zmianę pogody, a w zimę bóle mogą się nasilić. Nie zalecam Ci jednak silnych leków znieczulających, a tym bardziej narkotyków. Jesteś wiedźminem, w twoim przypadku jest to absolutnie zabronione.
-Poleczę się więc twoją mandragorą. -Wiedźmin przechylił pełną menzurkę, którą chwilę temu przekazała mu Milva. Wypił do dna, zakaszlał, aż łzy napłynęły mu do oczu. -Już mi, cholera lepiej.- Regis uśmiechnął się w jego stronę przez zaciśnięte wargi.

-Nie jestem pewien, czy leczysz odpowiednią chorobę.- Powiedział zdawkowo, przymrużając przy tym oczy. -Przypominam też, że winno leczyć się przyczyny, nie zaś objawy.
-Nie w przypadku tego tu obecnego wiedźmina.- Parsknął Jaskier, który nabrał rumianych kolorów. - Na jego zmartwienia, gorzałka dobrze zrobi.
-Tobie też powinna.- Geralt zmroził przyjaciela wzrokiem, co miało mu dać jasno do zrozumienia, że pora skończyć. Jednakowoż Jaskier dopiero się rozkręcał, a w tym stanie mordercze spojrzenie wiedźmina nic mu nie robiło.

Cyrulik znowu się uśmiechnął, po czym zaczął tłumaczyć, iż w skład nalewki, do której tak chętnie się zabrali, wchodzą takie składniki, które doprowadzą ich do wylewności i szczero mówności. Teraz zielonooka zrozumiała w mig, o co chodzi pseudo cyrulikowi. Chciał wyciągnąć z jej przyjaciół informacje. Tylko o czym, lub o kim? Nie mogła dłużej czekać.

-Regis, pozwolisz na chwilę?- Spytała, podnosząc się z ziemi. Mężczyzna spojrzał na nią zagadkowo, po czym kiwnął głową. Już w chwilę później byli na zewnątrz. Noc była gwieździsta, a księżyc w pełni wyglądał zjawiskowo. W ciszy weszli na górkę, na której stały uwiązane konie. Nie zatrzymali się, szli dalej, w stronę lasu.

Nagle blondynka pchnęła niespodziewanie mężczyznę na jedno z pobliskich drzew, przyszpilając go do konara. Trzymała go mocno, a dłoń, którą przystawiła mu do gardła, zaczęła się zniekształcać. Palce wydłużyły się, a na ich zakończeniach pojawiły się ostre szpony, które delikatnie przystawiła do gardła czarnookiego. Konie za jej plecami zarżały niespokojnie.

-Mnie nie zmylisz zapachem ziół, panie cyruliku.- Warknęła przez zaciśnięte zęby.
-Wampir wyższy zawsze rozpozna drugiego wampira wyższego.- Powiedział spokojnie Emiel Regis. Za spokojnie, jak na kogoś kto został właśnie zdemaskowany. 

Zefir || WiedźminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz