2

856 31 0
                                    

Steve

-Gdzieś ty się podziewał! - wrzasnęła na mnie Natasha. - Znowu gdzieś zniknąłeś, zostawiając Barnesa na mojej głowie! Bez urazy Bucky.

-Wiem. Wiem, ale musiałem coś załatwić.- powiedziałem niczym małe dziecko, które przyznaje się, że stukło ulubiony wazon mamy.

- Tak. Tak. To jest twoja wymówka już od miesiąca.- odezwał się Tony, również poirytowany. - Co się z tobą dzieje?

- Nic.- odparłem pretensjonalnie. - Co? Nie mogę już mieć nawet swojego życia, mieć własnych z spraw?

- Możesz, ale się trochę ogarnij. To co ostatnio odwalasz przechodzi ludzkie pojęcie! - Natasha dalej wrzeszczała, zachowując się przy tym jakby była moją matką. Po wysłuchanu całego kazania, o tym co źle zrobiłem, opadadłem na kanapę.

- Przepraszam was. - westchnąłem.

Przyznam trochę istatnio mnie nie ma w wieży. Praktycznie przychodzę tylko na wieczory. Zostawiam Bucky'ego samego z Nat, wogóle nie przejmując się tym co ona ma w planach, ale Argea tak na mnie działa. Przy niej zapominam o całym świecie. Ona jest taka... taka badzo podobna do mnie. Może nie pszeszedłem tyle co ona, ale nasze rozumowanie, zachowanie i styl jest taki sam. Pewnie to sprawia, że jest mi taka bliska.

Przetarłem ręką twarz, po czym wstałem i bez słowa ruszyłem do swojego pokoju. Czółem sprzeczne ze sobą emocje. Czółem jakbym był na uwięzi, jakbym był ptakiem w klatce tęskniącym za wolnonścią, a z drógiej strony wiedziałem, że nikt mnie tu nie trzyma.

Wszedłem do łazięki i się rozebrałem. Byłem cały spocony, a musiałem się umyć. Puściłem wodę pod prysznicem i próbując uspokojć oddech wszedłem do środka, to zawsze daje mi większy relaks. Poczółem zimne krople na swojej skórze i zrobiło mi się przyjemnie.

Argea

Obudziłam się wczesnym rankiem. Przez zamrożony dach przelatywały promienie słoneczne powodując zimną, ale przyjemną aurę w moim pokoju. Usiadłam po turecku w dalszym ciągu przykryta kołdrą, po czym popatrzyłam w bok na nie umyte jeszcze garnki po wczorajszej "kolacji" o ile mogę to tak nazwać.

Klopsy w pomidorowym sosie, które zwinęłam, przy okazji natknięcia się na transport hydry, nie były najlepszej jakości, ale zawsze to było coś.

Wyprostowałam nogi i już miałam się położyć, kiedy poczółam okrągły metal na mojej szyi. Spojrzałam na nią i dostrzegłam okrągły nieśmiertelnik. Le... Tylko te dwie literki widniały na nim. Reszta zepsuta, przez pocisk. Zamknęłam oczy. Jak można tęsknić za kimś kogo się prawie nie znało? Kimś, kogo się nie pamięta?

Westchnęłam i wygrzebałam się z kołdry. Wyciągnęłam rękę po mój biały szklafrok i ubrałam go na siebie. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy poczółam milusi materiał na swoim ciele. Mimo, że byłam przwyczajona do chłodu, aż do takiego stopnia, że spałam w kródkich spodenkach i bluzce z kródkim rękawem, to ciepłem nigdy nie pogardziłam.

Stanęła ma środku groty, dokładnie przyglądając się nieśmiertelnikowi.

- You never give up, becouse you're daddy's girl- cicho zaśpiewałam jedyne słowa taty jakie pamiętam, które są fragmentem jego kołysanki.

Westchnęłam, kiedy nagle poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Strąciłam je szybko i zrzuciłam szlafrok, wyjęłam nóż z pokorowca, który był przy mojej podwiązce i przyłożyłam go do szyi napastkika. Kiedy otworzyłam oczy myślałam, że się uduszę. To był Steve.

Nieskazana - Steve Rogers [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz