Rozdział V - Minęło trochę czasu.

914 78 58
                                    

Wrzesień 2016

Szykowałem się do kolejnego występu. Patrząc na siebie w lustrze myślałem co dzisiaj mówić. Zadzwonił do mnie telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Nie zastanawiając się kto to po prostu odebrałem.

Kto tam?

Richie.. tu Mike.

Jaki Mike? - powiedziałem jakbym niby znał wiele Mike'ów.

Mike Hanlon. Z Derry.

Zamarłem. Słuchając co Mike do mnie mówi powodowało, że czułem się coraz gorzej. Po końcu rozmowy wyszedłem na scenę i czułem tylko stres. Pot spływający z mojego czoła nie był dla mnie przyjemny. Chyba tak jak dla każdego.

Nie mogłem wytrzymać i po prostu wyszedłem. Wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem do mojego mieszkania. Kluczami rzuciłem o blat i usiadłem na kanapie chowając głowę w swoich drżących dłoniach.

Obiecałem. - szepnąłem do siebie i oparłem się plecami o oparcie kanapy. Westchnąłem głośno nie wiedząc co zrobić po prostu wyjąłem pierwszą lepszą torbę i tam spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy. Wahałem się jeszcze czy to zrobić, ale przysięgałem, więc nie ma odwrotu.

Pokręciłem niedowierzając głową i ponowne wsiadłem do samochodu i ruszyłem tym razem w kierunku mojego rodzinnego miasta - Derry. Minęło dokładnie 25 lat odkąd mnie tu nie ma, wydawałoby się jakby były to tylko dwa dni.

Przejeżdżając ulicą przez miasto rozglądałem się po budynkach. Nic się nie zmieniło. Wszystkie wspomnienia wracają.

Ignorując wszystkie myśli pojechałem pod restaurację, w której się umówiliśmy. Będąc już na miejscu wyszedłem z samochodu zauważyłem dwójkę tulących się ludzi. Westchnąłem i stanąłem przed nimi.

Wow - powiedziałem stojąc nadal przed nimi. - Wy się tak zmieniliście co jest ze mną kurwa nie tak?

Dwójka starych przyjaciół zaśmiała się tylko po czym weszliśmy do środka lokalu. Gdy byliśmy już w środku od razu rozpoznałem, bo nie ciężko to zrobić Hanlona.

Mike! - krzyknąłem zadowolony. Ten tylko przytulił się na przywitanie i potem odwróciłem się w stronę kolejnej osoby. – B-B-Bill Denbrough. - uśmiechnąłem się lekko i do niego też podszedłem. Po całej wstępnej gierce usiadłem na krześle i wyjąłem menu. Zaczęliśmy opowiadać co u nas dopóki nie usłyszeliśmy hałasu. Spojrzałem na źródło dźwięku i dosłownie zostałem zaatakowany. To on. Eddie pieprzony Kaspbrak. Kopę lat, przyjacielu.

Wstałem od razu i podszedłem do niego z trochę rozdziawioną buzią. Ten, gdy mnie zobaczył też bardzo zauważalnie zdziwił się.

Hej, Eddie. - powiedziałem bez jakichkolwiek uczuć.

Witaj, Richie, minęło trochę czasu.

Tia.. - skanowałem go całego. Ten podrapał się po tyle głowy i zbył mnie. Przywitał się z resztą, a ja usiadłem z powrotem na swoje imię.

Zaczęła się zabawa na całego. Alkohol, jedzenie, przyjaciele. Mówiliśmy o swoich związkach, każdy miał swoją drugą osobę. Oprócz mnie. Gdy usłyszałem co Eds powiedział odwróciłem się do niego z uśmiechem na ustach.

Czekaj, Eddie, ożeniłeś się?

Tak, co jest w tym kurwa śmiesznego?

Ale, że z kobietą?

it's been a while | reddie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz