Rozdział II - Uderzyło mnie coś.

1.2K 118 224
                                    

W tym rozdziale akcja dzieje się z perspektywy Eddiego. Miłego xx

×××

30 września 1989

- Ja pierdolę, chce wakacje. - odezwał się Tozier. Przytaknąłem mu tylko.

- Tak jak każdy z nas, Richie. - tym razem odezwał się Bill.

Usiadłem na schodach od szkoły i wyciągnąłem żel antybakteryjny. Spojrzałem tylko na Beverly, która lekko chichotała.

- Co cię kurwa śmieszy? - odezwałem się.

Dziewczyna wciągnęła powietrze i wypuściła je dosyć głośno. - Nic, nic.

Wszystko mnie dzisiaj irytuje. Wcierając w ręce żel zacząłem drzeć mordę, bo Stanley postanowił mi go zabrać. Ten tylko zaśmiał się i odłożył go na miejsce.

- Misiu, pysiu, puci, puci, Eds co dzisiaj taki nie w humorze jesteś? - ponownie odezwał się Richie.

- Ile razy mam powtarzać, byś tak na mnie nie mówił?

- Nie wiem, ale wiem, że ruchałem Ci matkę. - powiedział, a każdy tylko jęknął niezadowolony z jego nudnych żartów o matce.

- Żebym ja Cię zaraz nie wyruchał. - kurwa nie tak to miało brzmieć. - Żartowałem.

Richie poczerwieniał, a reszta siedziała w szoku, ale po chwili zaczęli się śmiać. Wstałem i ze stoickim spokojem powiedziałem. - Cóż moi drodzy, wybaczcie ale muszę opuścić was ciałem lecz pamiętajcie zawsze będę z wami duchem. - chrząknąłem i odszedłem trzymając sztywno serce.

Zamknąłem się w łazience i walnąłem sobie w czoło. Usłyszałem skrzypienie drzwi, a ja tylko oparłem głową o kafelki.

- Co Ci? - zapytał Tozier poprawiając swoje wielkie okulary.

- Nic. Po co tu przyszedłeś?

- Jest to toaleta.. nie wiem czy wiesz co się w niej robi. - znowu walnąłem się mentalnie w czoło.

- Racja. - odkręciłem kran i umyłem szybko ręce. By nie złapać żadnych zarazków otworzyłem drzwi łokciem i wyszedłem jak najszybciej się da.

Na moje nieszczęście wpadłem na Henrego.

- Uważaj jak łazisz, gówniarzu.

- Zamknij mordę, bo nic mądrego nie mówisz. - zza moich pleców odezwał się Richie. Typie, na chuj sobie przepierdalasz życie?

Henry odepchnął mnie na szafki i podszedł do Toziera. Podniósł go za koszulkę. Triggered.

- Kurwa zostaw go! - pisknąłem i uderzyłem Bowersa w plecy. - O chuj.

Chwyciłem szybko za rękę Richiego i uciekłem z korytarza do jakiejś sali. Nadal patrzyłem na drzwi. Gdy okręciłem lekko głowę w stronę Richiego i usiadłem na jakiejś ławce. Znowu wyciągnąłem żel antybakteryjny.

it's been a while | reddie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz