W tym rozdziale akcja dzieje się z perspektywy Eddiego. Miłego xx
×××
30 września 1989
- Ja pierdolę, chce wakacje. - odezwał się Tozier. Przytaknąłem mu tylko.
- Tak jak każdy z nas, Richie. - tym razem odezwał się Bill.
Usiadłem na schodach od szkoły i wyciągnąłem żel antybakteryjny. Spojrzałem tylko na Beverly, która lekko chichotała.
- Co cię kurwa śmieszy? - odezwałem się.
Dziewczyna wciągnęła powietrze i wypuściła je dosyć głośno. - Nic, nic.
Wszystko mnie dzisiaj irytuje. Wcierając w ręce żel zacząłem drzeć mordę, bo Stanley postanowił mi go zabrać. Ten tylko zaśmiał się i odłożył go na miejsce.
- Misiu, pysiu, puci, puci, Eds co dzisiaj taki nie w humorze jesteś? - ponownie odezwał się Richie.
- Ile razy mam powtarzać, byś tak na mnie nie mówił?
- Nie wiem, ale wiem, że ruchałem Ci matkę. - powiedział, a każdy tylko jęknął niezadowolony z jego nudnych żartów o matce.
- Żebym ja Cię zaraz nie wyruchał. - kurwa nie tak to miało brzmieć. - Żartowałem.
Richie poczerwieniał, a reszta siedziała w szoku, ale po chwili zaczęli się śmiać. Wstałem i ze stoickim spokojem powiedziałem. - Cóż moi drodzy, wybaczcie ale muszę opuścić was ciałem lecz pamiętajcie zawsze będę z wami duchem. - chrząknąłem i odszedłem trzymając sztywno serce.
Zamknąłem się w łazience i walnąłem sobie w czoło. Usłyszałem skrzypienie drzwi, a ja tylko oparłem głową o kafelki.
- Co Ci? - zapytał Tozier poprawiając swoje wielkie okulary.
- Nic. Po co tu przyszedłeś?
- Jest to toaleta.. nie wiem czy wiesz co się w niej robi. - znowu walnąłem się mentalnie w czoło.
- Racja. - odkręciłem kran i umyłem szybko ręce. By nie złapać żadnych zarazków otworzyłem drzwi łokciem i wyszedłem jak najszybciej się da.
Na moje nieszczęście wpadłem na Henrego.
- Uważaj jak łazisz, gówniarzu.
- Zamknij mordę, bo nic mądrego nie mówisz. - zza moich pleców odezwał się Richie. Typie, na chuj sobie przepierdalasz życie?
Henry odepchnął mnie na szafki i podszedł do Toziera. Podniósł go za koszulkę. Triggered.
- Kurwa zostaw go! - pisknąłem i uderzyłem Bowersa w plecy. - O chuj.
Chwyciłem szybko za rękę Richiego i uciekłem z korytarza do jakiejś sali. Nadal patrzyłem na drzwi. Gdy okręciłem lekko głowę w stronę Richiego i usiadłem na jakiejś ławce. Znowu wyciągnąłem żel antybakteryjny.
CZYTASZ
it's been a while | reddie
Fanfic"Eddie my love, I love you so. Eddie my love, I love you so. Please, Eddie, don't make me wait too long." Czyli słowem wstępu zagłębimy się w historię dwójki przyjaciół, a mianowicie Eddiego i Richiego, którzy mieli się ku sobie. TW : przekleństw...