Rozdział I - Chcesz pograć?

2.4K 142 251
                                    

ZANIM ZACZNIESZ!

Nie chce za dużo pisać, ale niestety muszę. W tym fanfiction będą znajdować się spoilery do "To: rozdział II". To po pierwsze. Po drugie niektóre sceny tutaj pomieszałam więc nie wszystko jest podobne do scen z filmu, niektóre sceny są z czymś połączone, wymieszane, zmienione. Więc nie myślcie że hmm coś tu nie pasuje. Wszystko pasuje, po prostu ja pozmieniałam. Nie chciałam dużo pisać, a wyszła wielka rozprawka. Nieważne.
To tyle. Miłego czytania! x

×××


13 sierpnia 1989

Bill. - zaczęła mówić Beverly. - Pozwoliłbyś na słowo? - ta, gdy zapytała, Bill niepewny kiwnął głową i poszedł za nią powolnym krokiem. Stanleya nie było dzisiaj. Mike... nie wiadomo co z nim.

Ben spojrzał na mnie i na Eddiego. Podrapał się po głowie i zaczął podnosić swój plecak, w którym trzyma pełno artykułów o Pennywisie.

Idziesz już? - odezwał się Eddie.

Tak. Chciałbym jeszcze trochę poczytać, no wiesz... - nie wiemy. Ale nieważne.

Uh, okej... w takim razie miłego czytania?

Gdy chłopak wyszedł usiadłem się tylko na kanapę i patrzyłem bezcelowo na ścianę. Obok mnie dosiadł się Kaspbrak.

Zagadali się.

Zauważyłem. - odpowiedziałem spokojnie.

Brunet westchnął głośno, a ja się na niego spojrzałem.
Zmywam się. Idziesz? - zapytałem go wstając z kanapy jednocześnie.

Yup. Gdzie chcesz iść? - zapytał jednocześnie wychodząc z budynku.

Ruszyłem w stronę salonu gier. Eddie dotrzymywał mi kroku. Gdy stanąłem przed drzwiami do wspaniałego świata animowanych postaci, którymi możesz sterować spojrzałem na niego.

Do salonu gier.

Nim weszliśmy matka przyjaciela nas zatrzymała.

Eddie, jedziemy do domu.

Ale mamo... jestem teraz z Richie'm.

A ja jestem z samochodem. Wsiadaj i nie gadaj.

Stałem w milczeniu, gdy chłopak spojrzał na mnie lekko kiwnąłem głową i pożegnałem się po czym poszedłem do środka. Spotkałem jakiegoś blondyna coś w moim wieku.

Hej. - odezwałem się. - Chcesz pograć?

Chłopak rozejrzał się po wnętrzu i uśmiechnął się. - Chętnie.

Gdy minęło trochę czasu po zakończonej dopiero grze zabrałem żeton i pokazałem go.

*– Dawaj, jeszcze jedną rundę i dam ci spokój. - powiedziałem i w tym czasie wszedł Henry. Bowers. Blondyn, z którym spędziłem połowę dnia spojrzał się za swoje plecy i ujrzał Henrego wrócił wzrokiem na mnie i zrobił skwaszoną minę.

Typie... dlaczego jesteś taki dziwny? Nie jestem twoim pierdolonym chłopakiem.

Co... ja nie

Co się tutaj dzieje?

Nie mówiłeś mi, że kręcą się tu takie dupki.

Richie Pieprzony Tozier. Czekaj... czy ty próbowałeś gwizdnąć mojego młodszego kuzyna?

Nie odzywałem się. Nie wiedziałem co powiedzieć. W zbyt wielkim szoku byłem.

Wypierdalaj stąd, pedale!

Odwrociłem głowę w stronę wyjścia i cofnąłem się. Wróciłem wzrokiem na Bowersa.

Wypierdalaj!

Szybko wybiegłem z salonu gier. Pobiegłem tylko do ławek i usiadłem się na jednej z nich. Zdjąłem swoje okulary i nie mogąc wytrzymać tej presji po prostu zacząłem płakać. Czułem się słaby.

Znam Twój sekret, Richie. Twój mały, brudny sekret. Chcesz żebym powiedział go innym?

Przetarłem szybko oczy i założyłem okulary. Zauważyłem, że postaci Drwala nie ma na swoim miejscu. Okręciłem głowę lekko w prawo. Praktycznie zostałem zaatakowany przez To ale w formie tego przeklętego Drwala. Dosłownie. Zeskoczyłem z ławki i upadłem na trawę. Prawie zostałem nadziany na jakieś ostre gówno. Odetchnąłem ciężko i otworzyłem ponownie oczy. Postać zniknęła.* Wstałem oddychając szybko i otrzepałem się.

Wolnym krokiem nadal myśląc o tym co się wydarzyło poszedłem na most. Ukucnąłem i popatrzyłem na wszystkie wpisy.

“Znam Twój sekret, Richie. Twój mały, brudny sekret...”

Zawahałem się, ale po chwili wyciągnąłem swój scyzoryk i napisałem dwie litery.

Przetarłem je dłonią i wstałem uśmiechnięty.

Wsiadłem na swój rower i ruszyłem nad klif. Potem przyjechał Bill z Beverly, Ben, Mike i Stanley. Nie było Eddiego. Zastanawia mnie, dlaczego jego matka kazała mu iść.

To kto pierwszy? - zapytał Ben.

Nie mówiąc nic po prostu wskoczyłem do wody. Mogłem wyobrazić sobie ich miny.

O kurwa. - powiedziała Bev.

No dalej! Wskakujcie! Woda jest zajebista. - krzyczałem do nich z dołu.

Jak powiedziałem, tak zrobili. Wskoczyli. Po chwili każdy z nas pływał i pryskał się nawzajem wodą.

Tozier, jestem w szoku, że taka pizda jak ty wskoczyła pierwsza do wody. - Stanley się odezwał.

Czemu miałbym nie wskoczyć?

Nie chodziło o to, po prostu... - nie było dane mu skończyć, bo ktoś, a mianowicie Eddie wydarł się na całą pizdę skacząc jednocześnie z klifu.

O kurwa mać ja pierdolę do chuja kurwa! - rzucał przekleństwami spadając do wody.

Czego drzesz tę cipę, Eds? - tym razem odezwałem się ja. Wiedziałem, że nie lubi, jak go tak nazywam.

Nie nazywaj mnie Eds ty kurwo niewidząca! - wskoczył na mnie i próbował mnie utopić. Cały rozbawiony sytuacją tak jak reszta Frajerów ponownie się odezwałem.

Eds, nie obrażaj się... - zaśmiałem się lekko.

Nienawidzę cię. - ochlapał mnie wodą.

Skoro tak mówisz...Eds...

Gdy zrobiło się już chłodniej, ubraliśmy się do końca, wsiedliśmy na swoje rowery i pojechaliśmy w swoje strony. Ja jechałem natomiast z Kaspbrakiem.

Eddie? - odezwałem się niepewnie.

Co tam, Tozier?

Nadal zastanawia mnie... Co odjebało Twojej mamie, że cię nagle odebrała spod salonu gier?

Nic takiego, naprawdę.

Jesteś pewny?

Tysiąc procent. - uśmiechnąłem się na jego słowa lekko. Tysiąc procent. To dużo. - Spadam, skręcam teraz, do jutra.

Do jutra. - powiedziałem cicho i spojrzałem się chwilę na niego po czym pojechałem dalej.

Gdy byłem już w domu po prostu rzuciłem się na łóżko i myślałem o dzisiejszym dniu, po krótkim czasie po prostu zasnąłem. I tak w kółko.

it's been a while | reddie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz