Zielona koszulka Jungkooka przypominała liść dryfujący po powierzchni kałuży. Strącony z drzewa, wiatrem, bądź własną słabością, krążył po zmarszczonej delikatnie tafli, od brzegu do brzegu, jakby szukał nieistniejącej przystani, która umożliwiłaby mu powrót na swoje miejsce. Ale tak, jak raz opadły liść nie może znów stać się częścią drzewa, tak i Jungkook nie potrafił odnaleźć miejsca, którego czułby się częścią. Być może takie miejsce już w ogóle nie istniało.
A może to wszystko jak zwykle działo się jedynie w taehyungowej wyobraźni.
- Co robisz? – zapytał Kim, z uwagą przyglądając się poczynaniom kolegi. Siedzieli na jednej z opustoszałych o tej porze roku plaż, wdychając zapach oceanu i poddając się zaczepkom wiatru.
- Zobaczysz – odparł Jungkook, w skupieniu składając trzymaną na kolanach kartkę. Włosy wpadały mu do oczu i zabawnie kręciły się na karku od wilgoci. Blizna na policzku, choć niewielka, przykuwała spojrzenie Taehyunga, jak blady sierp księżyca wycięty w ciemnej tkaninie nocnego nieba.
Kim niechętnie odwrócił wzrok, zamiast tego zawieszając go na mglistej linii horyzontu. Od spotkania z Dayoung Jungkook nieco przygasł, jakby zapadł się w sobie. Nie rozmawiali na ten temat, ale Taehyung widział wyraźnie, jak iskierki w oczach młodszego tracą swój pierwotny blask, a wiecznie nieobecne oczy naraz zbyt trzeźwo wpatrują się w ciche, szare chodniki miasteczka. Był jak kwiat, który zamiast kwitnąć, stopniowo zwija się z powrotem w bezpieczną, zieloną ostoję pączka, zabierając ze sobą cały ten wonny, kolorowy świat, którym był i którym przez ostatnie dni dzielił się z Taehyungiem w każdym geście i w każdym spojrzeniu.
Jungkook położył na kolanach kolegi niewielki, biały statek złożony z papieru. Drugi taki trzymał w dłoni, w zamyśleniu obracając go między palcami.
- Co z nimi zrobisz? – zapytał Taehyung, oglądając podarowaną mu łódkę.
- Zrobimy – poprawił go Jungkook, podnosząc się z piasku i pomagając mu wstać. Zwrócił się w stronę oceanu. – Wysyłałeś kiedyś zmartwienia w podróż? – zapytał, nie patrząc koledze w oczy. Taehyung zmarszczył brwi.
- Zmartwienia?
- Tak. To jak odsyłanie ich gdzieś daleko stąd, do kogoś, kto może się nimi zaopiekować za ciebie. – Jungkook wyciągnął łódkę przed siebie i zmrużył jedno oko, tak żeby wyglądała jak prawdziwy okręt płynący po spokojnych, zielono-szarych wodach. – Mama mnie tego nauczyła – dodał nieco ciszej, nieco smutniej.
Taehyung obrócił łódkę w dłoniach.
- Do kogo ją wyślesz? – zapytał, choć domyślał się odpowiedzi. Jungkook uśmiechnął się łagodnie, wciąż patrząc na swój stateczek.
- Do niej właśnie – odparł, ruszając w stronę brzegu. – Zawsze do niej.
- Myślisz, że moje zmartwienia też przyjmie? – Był pełen wątpliwości. Czuł, że Jungkook pozwala mu wziąć udział w czymś bardzo osobistym, niemal intymnym. Nie był jednak pewien, czy chce być tego częścią. A może chciał, tylko nie wiedział, czy potrafi.
- Jasne. Myślę, że nawet się ucieszy – odparł młodszy, zdejmując buty i wchodząc po kostki do wody. – Zawsze chciała, żebym miał kolegę – dodał, kładąc łódeczkę na zmarszczonej tafli oceanu. Te słowa zaskoczyły Taehyunga. Pospiesznie pozbył się butów, podwinął nogawki spodni i chwilę później również brodził w zimnej wodzie. Spojrzał na Jungkooka z uwagą.
- Nie jestem twoim jedynym kolegą. Na pewno masz ich więcej – powiedział, mając nadzieję, że się nie myli. Jungkook był naprawdę fajnym dzieciakiem. Tym cichym, ale na swój sposób magnetycznym gościem, z którym skrycie każdy w szkole chce się przyjaźnić, ale nie każdy wie, jak do niego zagadać. Tym kolegą, z którym nigdy nie będziesz się nudzić, jeśli tylko dasz mu szansę się rozkręcić. Był wszystkim, czym Taehyung nie był. Taehyung z jego dziwactwami i osobliwym spojrzeniem na świat. Taehyung, który nigdy nie potrafił się dopasować i zawsze stanowił ten jeden element obrazu, który rujnował całą jego harmonię. Taehyung, który jednocześnie kochał i nienawidził być sobą. Bo bycie sobą to jedyne, czym potrafił być i wszystko, czym nie potrafił.
CZYTASZ
ta nasza młodość // taekook
Fanficta nasza młodość, ten szczęsny czas ta para skrzydeł zwiniętych w nas // tw: mentions of suicide (only mentions tho)