Taehyung obudził się o świcie. Usiadł na łóżku i rozejrzał się wokół. Pokój tonął w złotych nitkach światła, przenikających przez wątłą barierę firanek i budzących do życia kolejne elementy otoczenia, wszystkie leżące na podłodze śmieci, wszystkie rzucone w kąt ubrania, wszystkie porozstawiane pod ścianami obrazy. Tylko Jungkook wciąż oddychał równo, zaplątany w kołdrę, pogrążony w sennej ciszy. Światło poranka nie oszczędziło nawet jego, wydobywając z nocnych cieni sinożółte i bladofioletowe palety barw na jego policzkach, ciemną czerwień pęknięć i zadrapań, i ten intensywny odcień różu, który obcymi konstelacjami zdobił jego szyję i skórę obojczyków. Taehyung przyglądał mu się przez chwilę, zasmucony i urzeczony jednocześnie. A kiedy wreszcie oderwał wzrok od jego spokojnej twarzy i ponownie spojrzał na otaczające ich obrazy, już wiedział, co musi zrobić.
Wstał z łóżka, zarzucił na siebie ubranie i chwilę później siedział przed rozłożonym na podłodze płótnem z pędzlem w jednej dłoni, a tubką farby w drugiej. Wypłowiałe krajobrazy dziadka spoglądały na niego zza swoich ram, a jedyna namalowana na nich postać patrzyła mu prosto w oczy z milczącym wyzwaniem wypisanym na twarzy.
Taehyung usiadł po turecku i wziął się do pracy. Nie kłamał, kiedy rozmawiał z Jungkookiem. Nie był artystą, jak jego dziadek. Nie potrafił malować, tak jak on. Ale to, co teraz robił, to nie była sztuka, to nie było dzieło, to było jego życie, jego młodość i jego wiadomość, którą musiał po sobie zostawić. Bo im dłużej mierzył się wzrokiem z mężczyzną na obrazie, tym większej nabierał pewności, że dziadek zrobił dokładnie to samo. Że choć przez lata był dla niego bohaterem, który odszedł w sposób twórczy, piękny i estetyczny, tak naprawdę tylko uciekł z ukochanym, zostawiając za sobą wszystko, nawet pędzel, farby i sztalugi, wraz ze swoimi wewnętrznymi smutnymi krajobrazami. I ta perspektywa napełniała go nieopisaną wręcz euforią. Bo oznaczała, że nawet dla takich straceńców, jak oni, jest nadzieja.
Taehyung był tak pochłonięty swoją misją, że nawet nie zauważył, kiedy Jungkook się obudził. Dopiero jego senny, zachrypnięty głos wyrwał starszego z zamyślenia.
- Od jak dawna nie śpisz? – zapytał Jungkook. Taehyung uniósł wzrok znad płótna i spotkał się z ciekawym, żywym spojrzeniem.
- Od jak dawna mi się przyglądasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie, unosząc brew. Jungkook uśmiechnął się łobuzersko.
- Wystarczająco długo, żeby coś zauważyć – odparł, wygrzebując się z pościeli. Miał na sobie tylko bokserki, ale nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Przyklęknął na podłodze za Taehyungiem i objął go od tyłu, splatając dłonie na jego brzuchu i kładąc głowę na jego ramieniu. – To moja koszulka – powiedział, wskazując żółty materiał. Taehyung już otworzył usta, żeby jakoś się usprawiedliwić, ale Jungkook nie dał mu takiej szansy, czule całując go w płatek ucha. Starszy poczuł dreszcze na całym ciele. – Do twarzy ci w niej – powiedział z uśmiechem. – Wyglądasz... wyglądasz naprawdę dobrze – mówił dalej, sunąc nosem po jego policzku i całując go w szyję, tak, że starszy musiał odsunąć go od siebie na długość ręki, żeby móc złapać oddech.
- Za to ty wyglądasz, jak zdeptany naleśnik z jagodami – odparował, srogą miną próbując pokryć to, jak oszałamiająco działa na niego bliskość Jungkooka. On jednak nie wyglądał, jakby się na to nabrał, wręcz przeciwnie, jego uśmiech poszerzył się jeszcze, a oczy zamigotały triumfalnie. I nawet z podbitym okiem, nawet z rozoraną wargą i zadrapanym policzkiem był piękny. Był szczęśliwy. Nie mogąc z tym widokiem wygrać, Taehyung przyciągnął go do siebie i delikatnie pocałował, brudną od farby dłonią dodając do jego twarzy kilka nowych kolorów. Następnie przymknął oczy i wziął głęboki wdech. – Ja też – powiedział.
- Co?
- Ja też – powtórzył, unosząc powieki i spoglądając na Jungkooka z nieznaną sobie dotąd pewnością. – Ja też cię kocham – wyznał, odpowiadając wreszcie na słowa, które dźwięczały mu w głowie, odkąd minionego wieczora młodszy wypowiedział je jako pierwszy. Oczy Jungkooka rozjaśniły się, jak dwie latarnie morskie i Taehyung aż pożałował, że tak długo zwlekał z nazwaniem swoich uczuć. – Dlatego chcę, żebyś mi pomógł dokończyć – dodał, wskazując na częściowo zapełnione płótno. – To nasz wspólny obraz.
Jungkook przejął od niego pędzel i wyszczerzył się głupio.
- To będzie dzieło stulecia – zawyrokował, klękając nad płótnem i przymierzając się do pracy. – Ktoś je znajdzie i sprzeda, a ten koleś – Jungkook wskazał na obserwującego ich zza ram obrazu mężczyznę – pożałuje, że nie urodził się pięćdziesiąt lat później, żeby być częścią tego epokowego wydarzenia. – Taehyung parsknął śmiechem i zaczął kręcić głową nad bzdurnością tych wizji, ale Jungkook dopiero się rozkręcał. – A twój dziadek. – Machnął pędzlem w powietrzu. – Twój dziadek, który teraz pewnie mieszka gdzieś na Bahamach i popija wieczorami drinki z palemką, naraz pożałuje, że się zmył, nim zdążył cię poznać. No i oczywiście, że nie miał do pomocy tak wszechstronnie utalentowanego kochanka, jak Jeon Jungkook. Mówię ci, lepiej miej oczy dookoła głowy, bo ani się obejrzysz, a on zjawi się, żeby spróbować mnie odbić. A co ja wtedy zrobię? Mam słabość do starszych ode mnie. Poza tym-
Jungkookowi nigdy nie było dane powiedzieć, co poza tym, bo Taehyung najpierw zdzielił go otwartą dłonią po głowie, a potem przewrócił go i pocałował, nie mogąc dłużej znieść jego paplaniny. Jungkook nie pozostał mu dłużny, mażąc go pędzlem po twarzy i zakradając się dłońmi pod materiał żółtej koszulki.
Cały ich proces twórczy wyglądał mniej więcej w ten sposób, dlatego nim obraz był gotowy, zdążyło nastać już południe. Słońce wisiało wysoko na niebie, a ich twarze były kolorowe od dziecinnych wyznań. Taehyung wstał z podłogi i z daleka zmierzył ich dzieło wzrokiem. Ciężko było stwierdzić, co w zasadzie przedstawia, ale w jego abstrakcyjnych barwach i kształtach obaj zawarli po kawałku swojej duszy. I choć wiedzieli, że tak naprawdę nie było to żadne wielkie dzieło, a raczej infantylne bohomazy, to i tak rozpierała ich duma. Bo obraz był ich i tylko ich, i jedynie oni byli w stanie go zrozumieć. Ustawili go na honorowym miejscu, wśród chaosu i ruin cudzego życia i cudzej młodości.
A potem nadszedł czas na wielki akt znikania, tę sztuczkę starą, jak świat i młodą, jak ich uśmiechy, kiedy zostawili klify i ocean daleko za sobą, nie oglądając się wstecz, łapiąc pierwszy autobus w przypadkowym kierunku i wyruszając w nieznane.
Bo nieważne gdzie będą, ważne że będą razem, ważne że będą wolni, ważne, że ich młodość będzie należeć tylko i wyłącznie do nich. A oni spędzą ją tak, jak chcą, używając swoich głosów, żeby opowiedzieć światu kim są. Tak długo, jak długo będą w stanie śpiewać na wspólną melodię. Tak długo, jak długo wiatr będzie szumiał wśród traw, a fale będą rozbijać się o nagie skały klifów.
I może, ale tylko może, ten stary, głupi świat kiedyś wreszcie zrozumie.
*
///siedzę sobie w ciemnym pokoju, popijam herbatkę, jem ciasteczka i dziwię się, dziwię się niezmiernie, że to koniec kolejnej przygody, kolejnej wędrówki, kolejnych poszukiwań. robię to już zdecydowanie zbyt długo i pożegnałam już zdecydowanie zbyt wielu bohaterów, a mimo to za każdym razem prócz dumy i satysfakcji pojawia się w sercu cierń smutku, małe nasionko pustki, która kwitnie i rozrasta się, kiedy opowieści śpią. nie wiem, jak długo będzie trwał ich sen tym razem. już od dawna nie czuję się całkiem komfortowo jako autorka fanfiction, jakby moja misja w tym środowisku dobiegła końca, jakbym na siłę próbowała przedłużyć swoją przydatność, bo pisanie ff to jedyne, co znam i jedyne, w czym kiedykolwiek czułam się naprawdę dobra. nie jestem już chyba tą shizu, która napisała wam sagi, yp czy tarantellę (mimo że bym chciała). mam jednak nadzieję, że ta nasza młodość również wniosła do waszych żyć jakąś drobną iskierkę, czy to w postaci refleksji, czy obudzonego w sercu uczucia, czy też zwykłego, melancholijnego krajobrazu, który pozostanie namalowany przed waszymi oczami (mam nadzieję) przez jakiś jeszcze czas. dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w tej niekonkretnej, niezdecydowanej, niepraktycznej tułaczce, razem z taehyungiem i jungkookiem kontemplując kolor swojej duszy w obliczu szarości dorosłego świata. jeśli przyjdzie wam kiedyś spojrzeć na chłodne fale jesiennego morza, wspomnijcie, proszę, tę niesforną dwójkę, przyda im się każda ciepła intencja, żeby się znów w tym swoim młodym życiu nie pogubili.
kocham was i cenię,
shizu
CZYTASZ
ta nasza młodość // taekook
Fiksi Penggemarta nasza młodość, ten szczęsny czas ta para skrzydeł zwiniętych w nas // tw: mentions of suicide (only mentions tho)