w świata gwarnej oberży

144 25 60
                                    

Jungkook siedział na schodach skrzypiącego drewnianego domku na krańcu świata. Jego samotna sylwetka zatopiona była w ostatnich promieniach umierającego dnia. W czarnej koszuli wyglądał inaczej, odleglej. Jak cień rosnącego na pustkowiu drzewa.

Taehyung spodziewał się, że go tu zastanie. Czuł to, jeszcze zanim dostrzegł na horyzoncie znajomy zarys dachu i jaśniejące jesiennym zachodem okna domku. Czuł to już kupując obraz dziadka w antykwariacie i niosąc go pod pachą ulicami zapadającego się w zmierzch miasteczka. A kiedy jego przeczucie się sprawdziło, zakwitła w nim dziwna i obca pewność. Coś głębszego i trwalszego, niż pierwsze objawy zaufania, które od jakiegoś czasu odczuwał w obecności Jungkooka. Coś, co rośnie na dnie przepaści i daje się zobaczyć tylko tym, którzy odważą się być słabi i pozwolą sobie upaść.

Buty Taehyunga zaszurały na żwirze, a Jungkook uniósł wzrok, zamyślony i nieobecny.

- Szukałem cię – powiedział starszy, opierając obraz o balustradę schodów i siadając na jednym ze stopni, tuż obok kolegi. Jungkook przez chwilę spoglądał na niego w milczeniu, aż w końcu jego kąciki ust uniosły się nieznacznie ku górze.

- Ja też – odpowiedział miękko. – Ja też szukałem siebie.

Taehyung jeszcze raz zlustrował wzrokiem jego twarz. Wyglądał dojrzale i krucho jednocześnie. W głowie na nowo odtwarzała mu się odbyta tego dnia pod murami szkoły rozmowa. Co do jednego Dayoung miała rację. Jungkook był wrażliwy. Być może nawet bardziej, niż pozwalał sobie zaakceptować.

- I jak? Znalazłeś? – zapytał starszy łagodnym tonem. Jungkook uśmiechnął się, na wpół rozbawiony, na wpół zakłopotany.

- Cóż... - Podrapał się nerwowo w tył głowy. – Koniec końców dotarłem tutaj. Do ciebie – powiedział, bezskutecznie próbując nadać tym słowom trochę mniej tkliwego wyrazu. Zapadający szybko zmierzch malował jego twarz chłodnymi kolorami nadchodzącego wieczora i Taehyung nie potrafił ocenić, czy widzi w oczach przyjaciela te same iskry, co minionej nocy, czy to tylko jego własne zmysły płatają mu figle. Wypuścił powietrze z płuc.

- Byłem pod twoją szkołą – powiedział, zawieszając wzrok na czubkach drzew rosnących po drugiej stronie uliczki. Sosnowe wierzchołki wciąż migotały rozognionym blaskiem słońca. Przypominały mu lampki na szczytach wieżowców, ostrzeżenia dla pilotów samolotów. Lada moment nawet one miały zgasnąć, pogrążając się w sinym jeziorze jesiennego wieczora. – Pomyślałem, że może tam wróciłeś – dodał ostrożnym tonem. Jungkook prychnął cicho.

- Teraz pewnie powiesz mi, że powinie...

- Ale cieszę się, że cię tam nie zastałem – wszedł mu w słowo Taehyung. – Koszmarnie przygnębiające miejsce.

Młodszy przez chwilę milczał, zdumiony, ale w końcu pokiwał głową.

- Nawet sobie nie wyobrażasz – przyznał. W jego głosie wybrzmiała ulga. Taehyung przez chwilę zastanawiał się, czy powinien mu opowiedzieć o rozmowie z Dayoung. Może i była zazdrosna, może i nie rozumiała potrzeb Jungkooka, ale z pewnością znała go dłużej, niż on. I z pewnością na swój sposób troszczyła się o jego dobro.

Taehyung otworzył usta, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Jungkookowi nie spodobałoby się to, co Dayoung powiedziała. Nie było sensu dodatkowo go przygnębiać. Nie dzisiaj. Zamiast tego Taehyung wskazał na jego koszulę.

- Jakaś specjalna okazja? – zapytał, zdumiony własną tęsknotą za tymi głupimi, kolorowymi koszulkami, które nigdy nie pasowały mu do krajobrazu i zawsze rujnowały melancholijny nastrój. Ubrany w czerń Jungkook był inny. Smutniejszy. Prawdziwszy.

ta nasza młodość // taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz