Rozdział 22

1.3K 81 12
                                    

Kolejnego dnia od rana w naszym domu trwała krzątanina. Wszystko mogłoby dziać się w mniejszym pośpiechu, gdyby nie to, że wstaliśmy od dwunastej i czasu do przyjazdu rodziców Juga oraz naszej imprezy było coraz mniej. Nasze dziecko też nie było dla mnie łaskawe, bo ciągle potrzebowało jedzenia, dosłownie co chwilę. Jughead zajął się cateringiem, który zamówiliśmy dwa dni temu, ja poszłam przygotować pokój dla naszych gości. Był praktycznie gotowy, wystarczyło zmienić pościel i pozbierać leżące na podłodze ciuchy, które zostały tam po ostatniej nocy. Co chwilę odbierałam telefony z gratulacjami, tata pewnie pochwalił się w pracy, że będzie miał wnuczkę, a jego koleżanki pochwaliły się innym koleżanką, że Cooper zostanie dziadkiem.  Nie wiem dlaczego nasza rodzina zawsze uchodziła za pewnego rodzaju atrakcję, znali nas wszyscy, bez wyjątku. Teraz, kiedy jestem kojarzona głównie z Jugheadem, mówią na nas Cooper-Jones, ciekawe co będzie dalej? Ludzie są niemożliwi.

Ogarnęłam dom i przygotowałam przekąski na wieczór. Jug pojechał do sklepu po kilka dodatkowych napoi i gumę do żucia o smaku pomarańczowym. Nie wytrzymam jeśli nie doczekam się pomarańczowej gumy. Moja córka jet niesamowicie wymagająca. 

-Betty, już jestem!-zawołał Jug, stojąc przy schodach. 

-Dobrze zaraz zejdę!-poszłam na dół i zobaczyłam jak mój ukochany rozpakowywuje zakupy, a na wyspie leży kilka paczek pomarańczowej gumy do żucia. Kiedy je zobaczyłam od razu otworzyłam opakowanie i wrzuciłam w siebie kilka sztuk, rozkoszując się ich cytrusowym smakiem.

-Dziękuję bardzo kochanie.-pocałowałam go w policzek.

-Ależ nie ma za co, dla naszej księżniczki musimy zrobić wszystko.-zachichotałam, gdy usłyszałam jak nazywa nasze maleństwo. Nie dyskutowaliśmy o imionach, ale już wiem, że nie będzie to łatwa sprawa. Ja kocham lekko długie, starodawne imiona z historią, a Jug lubuje się w krótkich i nowoczesnych, będziemy musieli ustalić jakiś kompromis,
ale doskonale wiemy, że nie będzie łatwo.

-Denerwuję się.-powiedziałam.

-Czym?

-Boję się reakcji twojej mamy. Wydaje mi się, że Fp będzie szczęśliwy, ale Gladys mnie przeraża.

-Nie masz się czego bać. Moja matka będzie na pewno lekko zdziwiona i rzuci jeden ze swoich zgryźliwych komentarzy, ale później zostawi to w spokoju i będzie się cieszyć.

-Tak myślisz?

-Tak, naprawdę B, nie denerwuj się, nie ma potrzeby.

-Wydaje mi się, że ona mnie nie lubi.-kontynuowałam.

-To nie tak Betts, ona nie okazuje uczuć i raczej nie paja do ludzi sympatią.

-Obyś miał rację Jones, obyś miał rację.-powiedziałam i wróciłam na górę, ogarniać naszą sypialnię. 

Po lunchu, Jughead pojechał odebrać swoich rodziców z lotniska, które mieściło się półtorej godziny drogi od Riverdale, dlatego też wyjechał tak wcześnie.  W między czasie odwiedziła mnie Veronica z Ethanem, chciała mi w czymś pomóc, ale wszytko było już gotowe. Dlatego pogadałyśmy chwilę, a potem Ronnie wróciła do domu. Wszyscy nasi przyjaciele przyjdą do nas o osiemnastej. Będą rodzice Juga, mój tata, Charles i Natt, Cheryl i  Andrewsowie. Toni i Sweet Pea utknęli w Atlancie i nie dadzą rady przyjechać, szkoda, bo bardzo się za nimi stęskniłam.

-Betty jesteśmy!-krzyknął mój ukochany. Byłam w naszym domowym biurze i przeglądałam internet w poszukiwaniu wózka dla dziecka. To teraz spędza mi sen z powiek, V powiedział mi, że jest to bardzo trudny wybór i powinnam zacząć rozglądać się za tym już teraz.                       
Wyszłam z pokoju, a mój żołądek zwinął się w jeden wielki supeł, a gula w gardle była nie do przełknięcia.

Stanęłam w salonie dokładnie ilustrując twarze moich przyszłych teściów. Obydwoje byli dosyć zmieszani, ale tylko Gladys wyglądała na niezbyt zadowoloną.

-Dzień dobry.-powiedziałam, lekko się uśmiechając, obydwoje spojrzeli na mnie i dokładnie popatrzeli na mój brzuch, który był idealnie widoczny spod lawendowego sweterka, który idealnie przylegał do mojego ciała.

-Jug czy ty...Czy Betty?-zaczął Fp.

-Tak tato, we wrześniu urodzi się nasza córka, a wasza wnuczka.-powiedział Juggy obejmując mnie ramieniem.

-Co tak właściwie się wydarzyło?-ciągnął Fp.

-Tato, wybacz, ale raczej nie będę tłumaczył jak stało się to, że Betts jest w ciąży. Chyba wiesz skąd się biorą dzieci.-zarumieniłam się, na słowa Juga.

-Tak oczywiście, ale jestem zdziwiony. Nowe miejsce jak mam rozumieć? Dziecko, naprawdę sporo się pozmieniało.

-Nie narzekamy. -odpowiedział brunet,a jego matka nie zwróciła na nic uwagi. Stała cicho rozglądając się po pomieszczeniu.

-Nie spodziewałem się tego, nie miałem pojęcia, że będę dziadkiem. Bardzo się cieszę, naprawdę. - mężczyzna podszedł do mnie bliżej i zamknął w szczelnym uścisku. - Wszystko w porządku? Dziecko jest zdrowe, a ty dobrze się czujesz? - zapytał z troską w głosie, jego pytania przypominały te które codziennie zadaje mi Jug.

-Tak, wszystko w porządku panie Jones, dziękuję.

-Z czego tu się cieszyć? - odezwała się Gladys.

-Słucham?-zapytał mąż kobiety.

-Nie widzę powodu do szczęścia. Dziecko jest tylko po to żeby utrzymać naszego syna przy sobie, a raczej jego kasę. -powiedziała patrząc na mnie z pogardą.

-O czym ty do cholery pieprzysz?-zapytał Jug, stanął przede mną, tak jakby chciał mnie przed czymś obronić.

-To co słyszysz Jughead. Od początku wiadomo, że jest z tobą tylko dla pieniędzy. A dzieciak? Chce być z tobą żeby godnie żyć. Przeprowadzka była twoim pomysłem? Na pewno nie. Pewnie raz wspomniała, że chciałaby się wyprowadzić z twojej willi, a ty już na łeb na szyję leciałeś szukać domu.

-Dosyć! - warknął mój ukochany. - Jak możesz opowiadać takie bzdury? Betty nigdy nie pomyślała o pieniądzach, dziecko to prawda, nie planowaliśmy go, ale jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi.

-Nawet nie wiemy czy dziecko jest twoje. -prychnęła pod nosem. Ten komentarz zabolał mnie najbardziej. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, zaczęłam się trząść, a moim ciałem władała kolejna fala szlochu.

-Gladys! - krzyknął Fp.

-Wynoś się z mojego domu, już. Nigdy nie byłaś moją matką. Od początku ważniejsza była dla ciebie Cher. Nie potrafisz zaakceptować mojego szczęścia. Nigdy więcej nie chce cie widzieć. Jesteś dla mnie martwa.

-Będziesz tego żałował mój drogi, gorzko żałował. - wyszła z domu trzaskając drzwiami.

-Juggy.-odezwałam się słabo, na moich spodniach pojawiła się krew. Nie miałam pojęcia co może ona oznaczać, a co jeśli moja mała córeczka się poddała? Kiedy Jughead zobaczył krew, wziął mnie na ręce i popędzilśmy do szpitala. Całą drogę powtarzał mi że wszystko będzie dobrze, ale widziałam jego zdenerwowanie. Płakałam cały czas, nie mogłam kolejny raz stracić mojego małego szczęścia. Jughead kilkukrotnie przekroczył dopuszczalną prędkość. W szpitalu znaleźliśmy się w ciągu kilku minut. Kiedy nas zobaczono, Jug wyjaśnił szybko co się dzieje, a pielęgniarki zabrały mnie do pokoju, gdzie odbywa się usg. Kilka sekund później obok mnie był już Juggy, a lekarz przygotowywał się do badania. Kolejne chwile były najdłuższymi i najtrudniejszymi w moim życiu...
 
__________________________
__________________________
Dziękuję wam za poświęcony na czytanie czas. Jeżeli macie jakieś pytania to piszcie w komentarzach, chętnie odpowiem. Zostawcie po sobie ślad i do następnego!
Nika 💕

"Zacznijmy od nowa"-BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz