Samotne śledztwo

338 42 17
                                    


Aż do rana nie wydarzyło się nic wartego uwagi. W dobie wszędobylskiego hałasu i natłoku informacji przyjemnie było dla odmiany znaleźć się z osobą, w której towarzystwie przyjemnie się milczało. 

Odstawiłem dziewczynę pod akademik, przypilnowałem, czy nikt jej nie śledzi i chwilę jeszcze stałem na parkingu, próbując wyczuć, czy ktoś może się kręcić w okolicy. Po ostatnich incydentach wolałem mieć się na baczności. Malwina była zbyt cennym łupem, aby mogła wpaść w niepowołane ręce. 

Z tego, co mi opowiedziała wczoraj przy kolacji wynikało, że została tutaj, aby zrobić praktyki wakacyjne. Z kontuzjowaną ręką będzie jej ciężej, ale zapewniła mnie, że da radę, więc wolałem jej wierzyć. 

Odruchowo przypomniałem sobie moment, w którym bawiłem się śliwami, jakie miała w pokoju. Stąd blisko było do Edenu, a stamtąd do aniołów, na których samo wspomnienie otrząsnąłem się jak od czegoś wybitnie nieprzyjemnego. Trochę żałowałem, że dziewczyna miała swoje zobowiązania, bo chętnie spędziłbym z nią nieco więcej czasu, ale z drugiej, kiedy tak sobie o tym myślałem, to nawet los podsuwał mi dość niezłą propozycję, z której nie mogłem nie skorzystać.

Pod nieobecność dziewczyny zamierzałem nieco zbadać to całe Duszpasterstwo Akademickie*. Zależało mi, aby zrobić to samemu. Nie chciałem narażać dziewczyny na dodatkowe  przeżycia. Uważałem, że próba postrzału a także spotkanie oko w oko z istotami nadprzyrodzonymi była wystarczająca, nawet jak na ludzkie normy. Miałem tylko nadzieję, że przez swoją wczorajszą decyzję nie będą na nią czyhać. W końcu nie co dzień ma się szansę jawnego opowiedzenia się po stronie sił nieczystych. Ciągle na samo wspomnienie jej słów czułem dziwne ciepło w sercu. 

Chyba powinienem zapobiegawczo odwiedzić ją dziś wieczorem. Kto wie, co się wówczas wydarzy? Malwina miała najwyraźniej talent do zagęszczania kłopotów, a przez to na brak nudy nie mogłem narzekać. 

Zostawiłem samochód na parkingu nieopodal i postanowiłem się przejść tam na piechotę. W międzyczasie przyjechała śmieciarka opróżniać kontenery. W taki upał nigdy nie było to przyjemne, więc oddaliłem się stamtąd najszybciej jak mogłem, żeby nie wzbudzać podejrzeń i skierowałem się do przejścia dla pieszych. 

Celowo wybrałem strój, w którym nie będę się za bardzo rzucał w oczy. Szare szorty i jasna  koszulka wydały mi się najbardziej zwyczajnym ubiorem. Z moją rzucającą się w oczy urodą nie potrzebowałem ubierać krzykliwych kolorów, tak jak to robił pewien narwany bóg śmierci, aby pozostać zauważalnym. Byłem świadom że w razie niebezpieczeństwa zdążę uciec z moimi demonicznymi zdolnościami, niespostrzeżenie dla ludzkich oczu. 

Dla pewności wspomogłem się jeszcze mapą Google. Mądry demon powinien swobodnie korzystać ze zdobyczy cywilizacyjnych, takie było moje zdanie. Oczywiście w piekle znalazłbym bez trudu sporo takich, którzy uparcie tkwili przy zdaniu, że stare było lepsze. Istniała też spora grupa, która zwyczajnie nie orientowała się na bieżąco w postępie cywilizacyjnym, bo większość czasu spędzali w piekle a kontrakty że śmiertelnikami zawierali sporadycznie. Co za tym idzie: rzadko mieli okazję i pretekst, aby na ziemi być. Nie uważałem jednak, by postępowali źle: jako demony nie miały sobie równych, a to liczyło się mimo wszystko najbardziej. Interesowanie się ludźmi traktowano bardziej jak hobby, nie jak obowiązek.

Stojąc na światłach przejrzałem stronę internetową wroga i dokładnie określiłem ich położenie . Idąc w głąb ulicy Rapackiego nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że całe to Duszpasterstwo było bardziej niż idealna przykrywką i że tradycja walki z demonami musi tu być przekazywana o wiele dłużej, niż istniał kościół o dumnej acz zachęcającej nazwie pod patronatem świętej Jadwigi Królowej Polski (a sam mógłbym potwierdzić, że wcale taka święta nie była. Wręcz przeciwnie, bardziej zapatrzona w cel. Gdybym mógł coś o niej powiedzieć, to to, że była  narzędziem w ręku możnych, bo czego można oczekiwać od zaledwie dwunastoletniej dziewczyny na tronie rozległego państwa, rzuconej w wir polityki i urojonych miłości? Chociaż nie powiem, w imię tej ostatniej w ładnym stylu zniszczyła drzwi toporem. I to bynajmniej do swojego przyszłego męża, który specjalnie czekał kilka lat, aż będzie na tyle dojrzała fizycznie po odgórnie ustalonej dacie ślubu, aby mógł z nią w miarę normalnie współżyć, jak mąż z żoną. Jako mężczyzna szczerze mu współczułem. Jaka to przyjemność kochać się z dzieckiem, któremu w dodatku zachciało się być świętoszkiem?). 

Siła nieczysta też cierpi | Kuroshitsuji [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz