Amnezja Anioła

307 41 33
                                    


Gorączkowo próbowałem znaleźć odpowiedź, dlaczego moje (a właściwie: znalezione przeze mnie i przywłaszczone trofeum, więc w sumie moje) pióro znalazło się dokładnie między mną a egzorcystą, nie pozwalając wyraźnie mnie skrzywdzić. Mogłem podejrzewać, że prawdopodobnie zadziałało by to też w drugą stronę, czyli ja również nie mógłbym nikogo skrzywdzić, niemniej nie zamierzałem wypróbowywać tej możliwości, bo od samego początku nie byłem zainteresowany walką. Nie przyniosłoby mi to absolutnie żadnych korzyści. Jeszcze nie teraz. 

- J...jak... Dlaczego - jęknął ksiądz, osuwając się po stworzonej tarczy z anielskiego pióra, tarczy, która wcale nie zamierzała się poddać czy skruszyć. Skutecznie oddzielała nas od siebie, nie pozwalając na żaden ruch. - Przecież to anielskie pióro...

- Każdy z nas zanim upadł, był kiedyś aniołem - zwróciłem się do niego niespodziewanie nawet dla siebie smutnym głosem. Niemniej nie widziałem sensu rozdrapywania starych ran, więc po prostu postanowiłem odejść. - Sądzę, że teraz nawet ty uznasz, że powinniśmy to przerwać. To dobry moment - zwróciłem się do niego, po czym moje sztylety z powrotem przybrały formę spinek do mankietów i oddaliłem się, zbliżając się do granicy bariery. Przez chwilę towarzyszył mi tylko odgłos moich własnych kroków, dopóki przyjemną ciszę nie zmąciły fanaberie pokonanego księdza.

- Nigdy nie odpuszczę! 

- I własnie to nazywamy szaleństwem lub obłąkaniem - odgryzłem się, nie zadając sobie nawet trudu, aby spojrzeć na człowieczynę.

Nie zamierzałem pozostawać na miejscu ani chwili dłużej. To, o czym chciałem się przekonać istniało, co więcej miałem już pewność że moja dedukcja była poprawna. Trafiłem na celownik Duszpasterstwa Akademickiego, a co więcej, nie wyglądało na to aby miano mi to puścić płazem. 

Kiedy stanąłem twarzą tuż przed półprzeźroczystą kopułą bariery, zatrzymałem się na moment. To, co zobaczyłem, zatrzymało mnie na  dłuższą chwilę niż początkowo sądziłem. 

Z naprzeciwka szła dość chwiejnym krokiem Malwina. W pierwszym odruchu sądziłem, że jest pijana, chociaż gryzło mi się to z wizją, jaką zdołałem o niej wytworzyć na podstawie tych paru dni wspólnie spędzonych razem. Dlatego też szybko odrzuciłem tę opcję jako mało prawdopodobną. Na ramieniu miała swoją wypchaną torbę, z której wystawał kawałek fartucha, a za nią ciągnął się cień olbrzymich skrzydeł, jeszcze większych niż te, które widziałem u niej, gdy spała. Z zaniepokojeniem spojrzałem jej prosto w twarz i zamurowało mnie. 

Dziewczyna miała cały czas zamknięte oczy, a mimo to bezbłędnie przemieszczała się wzdłuż niezbyt równego chodnika z wystającymi płytami, nie zaliczając żadnego potknięcia czy upadku. O dziwo, swoje kroki stawiała z pewną dozą miękkości, której mogłem jej w tamtej chwili pozazdrościć. 

W końcu znalazłem odpowiedź. 

Ona lunatykowała. 

Zagadka wreszcie miała jakiś punkt wspólny: na trzeźwo dziewczyna nie przejawiała żadnych cech anielskich. Co innego podczas snu. Pierścień potwierdzał moje przypuszczenia, zmieniając swoje kolory w bardzo chaotyczny sposób, wraz ze zbliżaniem się jej do mnie. 

Byłem całkowicie pewien, że właśnie miałem okazję widzieć jej anielskie alter ego. 

Tylko... Dlaczego była aniołem śpiąc? Jej podświadomość najwyraźniej skrywała coś, co mózg wytrwale odrzucał.

Wciąż pogrążona we śnie bez trudu przeszła przez ścianę bariery, przechodząc przez nią jak przez bańkę mydlaną, zupełnie nie naruszając jej struktury. A nie powinna, bo po to ona tu właśnie była, aby żaden śmiertelnik nie wplątał się w nasze porachunki!

Siła nieczysta też cierpi | Kuroshitsuji [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz