❌| - Prezent - |❌

7 0 0
                                    

  Zatłoczona Japoniia, masa skośnookich ludzi...Sam do nich należę tak właściwie, jednak, i tak się wyróżniam. Nie jestem z ludzkich rodziców. Moja matka była łowczynią, a mój ojciec...Cóż, demonem, czy inną hybrydą. Zwał jak zwał, ale nazywany sam ja, jestem demonem pechu. Moim zdaniem jest to przekłamana teza przez fakt, że mam wspaniałą żonę, i córkę, która dzisiaj ma urodziny. Nigdy nie myślałem, że mogę mieć takie szczęście w życiu, a w dodatku...Że nazywana osoba „Pechowcem" może trafić na takie szczęścia.

  Z dołeczkiem na lewym policzku, przez uśmiech, zaciągnąłem się papierosem, wypuszczając dym po chwili w powietrze, głowę mając zakrytą kapturem, przez deszcz jaki aktualnie pada, no i przez moje oczy. Od ostatniego ataku...Minęło dość dawno, jednak została mi po nim...Pamiątka. Moje prawe oko, stało się całe czarne, i praktycznie na nie nic nie widzę, a jak już, to do góry nogami, i zazwyczaj wtedy zostaje w łóżku, mając tak silne zawroty i nie możliwość funkcjonowania, ale nie zdarza się to też jakoś bardzo często, więc na spokojnie mogę pracować.

  Upuściłem fajkę wprost pod nogi, zdeptując go, i cicho mrucząc słynne słowa w „swoim" języku, nagle zniknąłem, pojawiając się idealnie przed drzwiami naszego mieszkania w Japonii. W Tokio. Nie lubię centrum, ale jako, że nasz mały domek przy jeziorze, w jednym z lasów Kanady, gdzie znajduje się Rose z Teenem, jest w budowie, to musimy się jeszcze pomęczyć. Są co prawda kilka plusów mieszkania w centrum...Ale i tak wole zacisze i brak tak dużej ilości ludzi.

  Pstrykając palcami, nagle zrobiłem się suchy, i taki wszedłem do mieszkania, oznajmiając od razu, że wróciłem. Zdjąłem swoją bluzę, i nim to moja piękna żona zdążyła do mnie podejść, przywitałem się z naszym pierwszym malcem, jakim był Apollo. A raczej...Moim. Ledwo udało mi się wybłagać moją muzę, o to, by on został, no i jest - został. Mój najwierniejszy przyjaciel.

  Podniosłem się z kucka, i tak też z uśmiechem przyjąłem moją Ise w ramiona, całując ją w czoło na przywitanie, a gdy mój wzrok zarejestrował to, że staje ona na palcach, by dostać się do moich ust, aż wybuchnąłem śmiechem, i ujmując jej małą twarzyczkę w dłonie, krótko ją pocałowałem.

  - Skarbie, przyniosłem prezent dla niej. Daj mi chwile, pokaże Ci go – i tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem gdy kobieta pokiwała głową, i odsunęła się ode mnie, bym mógł wyciągnąć z niewielkiego plecaka, ładnie zapakowane pudełko. Znajdowała się w nim pluszowa zabawka, jaką chciała moja mała księżniczka, no i oczywiście jej pierwsze kolczyki, jakie obiecałem jej od dawna, że pójdziemy, i zrobimy. Ma w końcu już siedem lat, więc...A teraz prawie wszystkie kobiety mają kolczyki. Albo zdecydowana większość.

  - Na pewno jej się spodoba kochanie – słysząc łagodny głos swojej żony, posłałem do niej uśmiech, chwile później na nowo obejmując jej, tym razem talie, i przyciągając do siebie, pocałowałem jej usta, wiedząc, że i tak mamy dużo czasu, zanim ta przyjdzie ze szkoły. Jeszcze sporo...Sporo czasu.

  Co było dość...DOŚĆ cholernie głupie, że tego dnia nie poszedłem po naszą mała księżniczkę...To było tak nie odpowiedzialne...Gdybym wiedział. Nie doszłoby do tego. To wszystko moja wina. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 10, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

100 DAYS
 ✏Where stories live. Discover now