Zabójcze piękno

59 6 2
                                    


Wreszcie dostał pozwolenie na akcję, mimo, że nie zdradził dokładnie swojego planu. Cieszył się bardzo gdyż sam pomysł wydawał mu się dość żenujący. Szybko dostał się na miejsce i znalazł odpowiednią kryjówkę. Zwinął strój jednemu z tancerzy i szybko się przebrał. Ukrył swój strój, oprócz karwaszy i pospieszył do pozostałych. Zapoznał się z przewidywanym repertuarem i wziął parę sztucznych broni. Jakieś pół godziny później przyszedł czas występu, więc wyszedł jako pierwszy, gdyż pozostali wciąż się przygotowywali. Miał na sobie szerokie, bufiaste spodnie i bose stopy. Do tego zwiewną przezroczystą szatę, która w sumie nic nie zakrywała. Wziął dwa szamsziry, sztylety do sztuczek i ruszył raźno na środek placu. Zebrany tłum możnych wraz ze swymi kobietami oraz aktualny cel ciekawie patrzyli na młodego mężczyznę o ponętnej figurze i misternie rzeźbionych mięśniach, które wdzięcznie grały pod skórą.

Uśmiechnął się pod nosem i rozpoczął pokaz. Bawił się ostrzami wirując po całej wolnej przestrzeni. Dzięki temu mógł bez przeszkód i wzbudzania podejrzeń dokładnie się wszystkim i wszystkiemu przyjrzeć i obmyślić jakiś sensowny plan, by nie zginąć przy okazji, zwłaszcza, że Sabur ma go obserwować i ocenić zabójstwo, którego dokona. Wiedział, że jego skrzywienie na punkcie skrytobójstw nie pozwoli mu zaakceptować w tym momencie otwartej walki. Tak właściwie zawsze dostawał straszny ochrzan, kiedy wplątywał się w walkę.

Już się miał na jakiś krok zdecydować, kiedy pojawili się pozostali artyści. Otoczyli go i rozpoczął się kolejny pokaz. Altair szybko wszedł w ich rytm i nie wyróżniał się spośród nich. Zupełnie jakby od zawsze był częścią zespołu. Kiedy pokaz osiągnął kulminacyjny moment, zdecydował się wreszcie zadziałać. Czuł, że za chwilę przepadnie mu idealna okazja do dobrego skrytobójstwa, choć wiedział, że zaraz zapanuje niezły chaos i panika, która strażnicy pewnie spróbują spacyfikować brutalną siłą.

Wybrał najlepszy z możliwych momentów i rzucił ukrytym w karwaszu nożem. Trafił idealnie w krtań celu, który zacharczał parę razy i skonał.

Pokaz trwał jeszcze dobrą chwilę nim ktoś się zorientował, że gospodarz imprezy właśnie się wykrwawia. Powstał spodziewany chaos, który wykorzystał, by pobiec w stronę kryjówki. Niestety strażnicy w spodziewany sposób zareagowali, co akurat mu się nie podobało, bo oznaczało kłopoty. Biegł w tłumie mając nadzieję na ochronę, że nie będą atakować bogaczy. Pomylił się ten jeden raz. Pech chciał, że akurat łucznicy włączyli się do akcji i jedna ze strzał poleciała między arkadami i wbiła się mu w ramię niemal przewracając. Zatoczył się tylko wpadając na ścianę. Bez większego zastanowienia po prostu ją z rany wyrwał i owinął ramię kawałkiem sukna.

Wreszcie udało mu się dotrzeć do kryjówki i przebrać. Już bez większych kłopotów wyślizgnął się z posiadłości. Już miał się całkowicie ulotnić, kiedy zobaczył, że parę kroków od bocznego wyjścia z niej strażnicy opadli chmarą jakiegoś asasyna. Z tej odległości nie widział kogo, ale i tak ruszył mu na ratunek.

Kiedy zobaczył kogo zaatakowali, dostał istnej furii i nie zważał już na nic. Nawet na krzyki i klątwy opiekuna, by uciekał i go zostawił. Był naprawdę szybki i skuteczny. Mimo, że nie zadawał silnych, miażdżących ciosów i był niejednokrotnie spychany, przez przeciwników polegających na swej sile i przewadze liczebnej, eliminował ich zawzięcie i konsekwentnie. Wybierał tych, którzy albo widocznie osłabli albo właśnie się odsłaniali czy popełniali inny błąd. Nie myślał. Działał. Nawet nie poczuł kiedy wrogie ostrza dwa razy sięgnęły jego ciała rozcinając białą szatę i skórę na boku i udzie. Rana na ramieniu krwawiła mocno, więc zaczęła przebijać przez prowizoryczny opatrunek i rozkwitać krwawo.

Kiedy pokonał już wszystkich, którzy mogliby zagrozić jego opiekunowi, strząsnął krew z ostrza i schował je do pochwy. Odwrócił się wciąż kryjąc twarz pod kapturem.

- Jesteś cały? Możesz iść?- zapytał zaskakująco twardym i nieprzyjemnym głosem

- Tak, dzięki tobie.- powiedział cicho przyglądając mu się dziwnie.

- Pospieszmy do kryjówki zanim zleci się ich więcej.- powiedział i ruszył w stronę najbliższego budynku.

Sabur widział ten płonący gniewem wzrok. Chłopak wciąż tylko pyskował i przekonywał, że go nienawidzi, a kiedy został zaatakowany i groziło mu niebezpieczeństwo, to dostał nieokiełznanej furii. Tak wściekłego i pałającego żądzą mordu chyba jeszcze nigdy go nie widział, a są ze sobą już dość długo i zdążyli przerobić naprawdę wiele emocji, zwłaszcza tych skrajnych, gdzie większość z nich było całym spectrum odcieni altairowego gniewu. Jak się właśnie okazało jednak niepełnym. Był naprawdę zaniepokojony. Wiedział, że złotooki to taki młody gniewny, porywczy i niepanujący nad emocjami, no głównie tymi negatywnymi, ale to było już nawet nie lekką przesadą. Nie wiedział, co o tym sądzić, jak zareagować i porozmawiać z nim o tym, co się zdarzyło. Szli, a chłopak wciąż był widocznie wzburzony. Na tyle, by wdać się w byle bójkę, niepotrzebną walkę. Zdawało się, że nie takie spojrzenie go sprowokuje do kolejnego wybuchu agresji, ale Sabur znów się pomylił. Złotooki mimo, że go widocznie wściekłość nosiła szedł miękko, bardzo drapieżnie, ale uważnie i złowieszczo bezszelestnie. Zdawało się, że każdy jego mięsień jest naprężony i gotowy w każdej chwili do natychmiastowego ataku, każdy zmysł skupiony i wyczulony na najlżejszy sygnał niebezpieczeństwa.

- A to ja miałem chronić jego , nie na odwrót. To dość żenujące.- pomyślał, kiedy dotarło do niego, co najprawdopodobniej się teraz dzieje. 

Dotarli do kryjówki bez przeszkód. Wskoczyli do kryjówki. Altair szybko znalazł się przy biurku rafiqa.

- Naal nie będzie już kalał ani tego ani żadnego innego miejsca.- powiedział, kiedy ten podniósł na niego wzrok.

- Masz znak?

- Tak.- wyjął zabarwione krwią celu pióro i położył je na biurku.

- Dobrze się spisałeś, Altairze. Możesz odpocząć.

- Nie tu.- warknął i pospiesznie opuścił kryjówkę.

Rafiq patrzył za nim zdumiony. Chłopak był naprawdę utalentowany, ale miał zbyt gniewny i bezczelny charakterek. Nie bał się niczego i nikogo, a to przerażało inteligentnych.

- A temu, co znowu się stało?

- Nie poszło idealnie po jego myśli, chociaż przyznaję, że pomysł na wykonanie zadania był naprawdę dopracowany do ostatniego szczegółu. Wykorzystał do tego informacje, które większość uznawała za bezużyteczne. Nie przewidział tylko jednego. Ściągnięcia wszystkich okolicznych patroli pod bramy posiadłości.

- Rozumiem. Oby nie zrobił czegoś głupiego. Jest taki porywczy.

- Nie ściągnie na nas kłopotów. Jaki jest taki jest, ale nie na tyle głupi, by teraz wdawać się w bezsensowne bójki. Raczej poszedł gdzie indziej odreagować, albo w jakieś upatrzone wcześniej miejsce, by pomedytować i się uspokoić.

- Chłopak jest mądry i umiejętny, a to czyni z niego przerażająco niebezpiecznego wojownika. W dodatku jest kompletnie nieprzewidywalny, ale chyba oddany sprawie.

- Pracuję nad nim, ale to naprawdę oporny materiał.- westchnął ciężko.

- Odpocznij. Ja muszę wracać do pracy.- powiedział dając mu do zrozumienia, że nie ma więcej nic do powiedzenia na ten temat i nie chce go kontynuować. 

Sabur w milczeniu skłonił się lekko i udał do kuchni zrobić sobie herbaty i udać się na spoczynek. Podejrzewał, że dzisiaj młody nie zjawi się w kryjówce. 

Uczeń i MistrzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz