Przybycie

46 5 0
                                    


Zatrzymali konie przed miejską stajnią. Ściągnęli juki i nieniepokojeni przez nikogo weszli do miasta. Sabur prowadził krętymi uliczkami. Widział, że jego młody uczeń rozgląda się ciekawie i chłonie wszystkie doznania jak gąbka świeżą wodę. Nic nie mówił, ale jego zwykle miękkie i pełne energii ruchy zdawały się być... zmęczone. Domyślał się, że podróż mimo wszystko go znużyła, więc resztę dzisiejszego dnia przeznaczą na odpoczynek. Zmęczony będzie popełniał głupie błędy jak początkujący nowicjusz, a wiedział, że stać go na dużo więcej. Wreszcie dotarli na miejsce. Wspięli się na dach i cicho zeskoczyli przez świetlik do kryjówki. Weszli do środka i zobaczyli rafiqa pochylającego się nad jakimś pergaminem.

- Pokój i bezpieczeństwo, da'i. - odezwał się Sabur.

Ten uniósł głowę i spojrzał na nowo przybyłych. Okurzone szaty i ekwipunek podróżny świadczyły o tym, że mają długa drogę za sobą.

- I z wami.- odpowiedział.- Co was do mnie sprowadza?

- Naal.

- Ach. To wy. Doskonale.- twarz niemłodego już rafiqa rozjaśniła się uśmiechem.

- Chcielibyśmy najpierw odpocząć po podróży, a potem zapoznać się z aktualną sytuacją.

- No chyba ty.- burknął

- Na końcu pomieszczenia mam łóżko, możecie śmiało korzystać. Na prawo ode mnie jest kuchnia, a następne drzwi prowadzą do małej łazienki, jeśli nie chcecie korzystać z publicznej łaźni.

- Bardzo dziękujemy, da'i.

Altair skłonił się lekko i sztywno. Poszedł na koniec pomieszczenia i rzucił w kąt swoje juki. otrzepał się i znów podszedł.

- Idę się rozejrzeć.

- Tylko bez awantur mi tu.

- Jasne.- burknął i opuścił kryjówkę.

- To twój syn? Zdaje się być obrażony. Coś się stało?

- Cóż.. ma ciężki charakterek. Ta misja ma być jego testem, więc jest niezadowolony, że będę go obserwował.- odpowiedział ignorując pierwsze pytanie.

Pomyślał, że może to i lepiej by tak sądzono? Nikt nie będzie wnikał dlaczego śpią w jednym łóżku ani w ich pokrętne relacje.

- Musi być wyjątkowo utalentowany, skoro w tak młodym wieku osiągnął tak wysoka rangę, ale czegóż się spodziewać po synu tak znamienitego wojownika.

- Przesadzasz, da'i. Nie jestem aż tak dobry.

- Gdybyś nie był TAK dobry, mistrz nie uznałby cię godnego miana protegowanego.

- To zaszczyt, ale też bardzo ciężki obowiązek.

- Rozgość się. Mój dom twoim domem, Sabur.

- Jestem zaszczycony móc gościć u tak dobrego człowieka jak ty, da'i.

Skłonił się lekko i poszedł na koniec pomieszczenia odłożyć tam również swój ekwipunek. Następnie udał się do kuchni, by zrobić sobie herbaty. Nie czuł potrzeby szpiegowania młodego, skoro tylko myszkuje poznając teren, po którym przyjdzie mu się wkrótce poruszać. Postanowił więc skorzystać i odświeżyć się po podróży. Potem rozmówi się z miejscowym kierownikiem biura.

Tymczasem Altair nie schodząc z dachu wybrał się na małą przebieżkę. Wciąż bł obrażony na Sabura. Wiele mu wybaczał, ale coś takiego podczas misji było niedopuszczalne. Co by było gdyby w samym środku aktu wtargnęli wrodzy wojownicy? Jakby ze śmiechu nie zdechli, to może Sabur zdołałby ich pokonać... nago. W życiu nie zdążyłby się odziać. A jeśli uniesienie nie pozwoliłoby mu walczyć, to zginęliby obaj, gdyż on nie dość, że był pod zbokiem, to jeszcze zawsze wtedy był jakby otumaniony czymś, więc zanim zebrałby myśli, to już wykrwawiałby się na tej cholernej podłodze, albo co jeszcze gorsze, Sabura by zabili, by zając jego miejsce i zabawiać się z nim, kiedy on nie potrafił się na niczym skupić, ani za bardzo nawet ruszać. Na koniec pewnie i tak skończyłby z poderżniętym gardłem czy coś.
Te myśli powodowały, że był wkurzony jeszcze bardziej. I to on był tym niepoważnym i lekkomyślnym.

- Cholerny seksoholik.- pomyślał z goryczą.- Dzisiaj nie, ale widzę, że właśnie nadarza się okazja do zemsty. Ciekawe czy się obrazi...- mruknął do siebie widząc jak kilku żołdaków napastuje kobietę w zbyt swobodnych szatach jak na szanującą się.

Zeskoczył z dachu wprost na plecy jednego z nich zatapiając w nim swe ostrze. Nim pozostali zorientowali się, co zaszło i dobyli broni, Altair wykańczał właśnie ostatniego z nich. Strzepnął krew z ostrza i podszedł do przerażonej kobiety.

- Nic ci nie zrobili?- zapytał

- Nie, dzięki tobie panie, nie. Jestem ci wdzięczna za ratunek i winnam zapłaty.

- Nie chcę i nie potrzebuję twoich pieniędzy.

- W takim razie wynagrodzę cię inaczej. W tej uliczce po lewej znajdziesz drzwi z wymalowanym czerwonym kwiatem. Będę tam na ciebie czekać. Zobaczysz. Nie będziesz żałował.

- Jutro wieczór bądź gotowa. Dziś nie mam dla ciebie więcej czasu.- rzucił i zniknął w uliczce po przeciwnej stronie.

Przeszedł tak połowę długości uliczki i ponownie wspiął się na dach. Obejrzał krytycznie czy aby jakiś ślad krwi nie został na jego szatach i ruszył dalej zorientować się czy jest tu jeszcze ktoś przydatny i gdzie mieszka człowiek, który został mu polecony. Miał cichą nadzieję, że nie będzie to konieczne, ale wolał być zabezpieczony. 

Uczeń i MistrzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz