Niepokój Sabura

41 5 0
                                    


O ile przez pierwsze dwa dni zdawał się być dość rześki, choć skory do południowych drzemek, tak trzeciego dnia ledwo się obudził, co nie umknęło uwadze Sabura, który obserwował go odkąd wrócił do kryjówki. Już miał odetchnąć i się uspokoić, że jest jakiś zbyt nerwowy i przewrażliwiony, kiedy ta poranna niemożność wstania, ponownie go zaniepokoiła. Altair nie był z tych, co to rano nigdy się zwlec z łóżka nie mogą. Zwykle o tej porze już było go wszędzie pełno! Jednak tym razem ledwo go obudził na proste, polowe śniadanie. 

- Wszystko w porządku? Potrzebujesz dłuższego odpoczynku?

- W porządku. Możemy jechać szybciej i dłużej? Chcę być już w domu i odetchnąć we własnym łóżku i bez towarzystwa.- burknął widocznie nie w sosie. 

- Jasne. Jak dasz radę to dzisiaj nie zatrzymamy się na nocleg. Ewentualna drzemka w siodle. Dasz rady?- zapytał z wyraźna troską czując, że coś bardzo jest nie tak i to nie tylko dlatego, że złotooki chłopak jest na niego zwyczajnie obrażony. 

- Ta. Nie traktuj mnie jak dziecko. Jakbyś nie zauważył nie raz już drzemałem w siodle i jakoś do tej pory nie było żadnej dramy, nie?

- Jesteś zły, że cię obudziłem?- zapytał nie dając za wygraną.

- Nie.- warknął i zajął się posiłkiem. 

Sabur chciał coś dodać, ale widocznie się rozmyślił. Postanowił jechać pół długości konia za nim, by w razie czego móc szybko zainterweniować, gdyby chłopak jednak nie dał rady. Czuł rosnący niepokój, gdyż widział, że złotooki słabł mu z dnia na dzień, ale uniósł się dumą i nawet słowa skargi nie powie. Nie raczy poinformować, że czuje się źle, słabo czy, że potrzebuje się zatrzymać i odpocząć. Próbuje być twardszy niż najtwardsi spośród tych doświadczonych. 

W milczeniu złożyli obóz i zatarli ślady swojej obecności w tym miejscu. Wsiedli na koń i udali się w dalszą drogę. Altair popędził konia, więc do południa gnali jakby ich jakieś zło goniło. Gdy gorąc stał się niedozniesienia i konie ledwo szły, skierowali się między rzadkie drzewa, gdzie była malutka oaza. Puścili konie do wody, by się napiły. Sami również udali się ugasić pragnienie. 

- Altair, porozmawiajmy.- próbował nawiązać konwersację, gdyż ta sfochana cisza zaczynała działać mu na nerwy. 

- Nie mamy o czym. Chcę odpocząć.- warknął i poszedł pod drzewo.

Rozłożył koc i położył się na nim. Zasnął niemal od razu. Mimo wszystko czuł, że przy tym starym zboczeńcu jest bezpieczny. Nawet jeśli w razie niespodziewanego niebezpieczeństwa, go nie obudzi, to będzie bronił aż do własnej śmierci, ale nie pozwoli nikomu go tknąć. 
Sabur westchnął tylko zrezygnowany. Nie miał pewności czy chłopak jest faktycznie aż tak wściekły za tą akcję pod bramą, czy bardziej wyczerpany podróżą. Zaczął podejrzewać, że wciąż jest ranny i gdzieś ukrywa rany, które może nie zagoiły się w pełni, tylko ledwo zasklepiły, a on uznał, że wytrzyma tak długą podróż. Zawsze stawiał sobie poprzeczkę tak wysoko, że z rozbiegiem było ciężko jej choćby dotknąć, nie mówiąc już o przeskoczeniu. 
Miał na tym polu wiele drobnych porażek, które o dziwo nie złożyły się na klęskę, ale mozolnie wypracowane zwycięstwo. Za to darzył go cichym uznaniem i szacunkiem, choć często karcił, że sam siebie zajedzie takim postępowaniem. Nie mając nic ambitniejszego do roboty, siedział obok i obserwował go jak śpi, czasem zerkając wokół czy aby nic się podejrzanego nie dzieje. Wolałby go teraz nie budzić, chociaż za brak pobudki obraziłby się chyba na śmierć. 
Westchnął ciężko. Uwielbiał patrzeć jak śpi. Był wtedy taki uroczy i niewinny. Gdyby nie wiedział kim jest, to nigdy by nie powiedział, że to słodkie stworzenie jest śmiertelnie niebezpiecznym zabójcą i uosobieniem furii. 





Uczeń i MistrzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz