Abigail i Robert opowiedzieli całą historię. Rodzice Pani Abigail są przerażeni, ale jednocześnie nie chcą za bardzo uwierzyć w tą historię.
Cała rodzina siedzi w salonie. Po chwili mama Pani Abiagail idzie do kuchni.
Rodzice Pani Abigail mają mały domek. Parterówka. Mają tylko 4 pokoje. Gdy sie wchodzi do ich domu przed oczami widzimy hol, po lewej stronje są 2 pokoje i po prawej też. Po prawej pierwsze jest sypialnia, a potem łazienka. Po lewej natomiast pierwsze jest kuchnia, a potem salon.Starsza pani jest w kuchni. Chce zaparzyć kawę. Zamiast wody z kranu wypływa krew...
Myślała, że to rdza...ale nią nie jest. Zakręca kran i próbuje jeszcze raz. Po raz kolejny wypływa z niej krew...jest przerażona. Odwraca się i staje oko w oko z nim...Chwyta ją za gardło i zaczyna coś mówić
- Vei pleca mai repede decât crezi.
Po wypowiedzeniu tych słów demon puścił kobietę. On w tym momencie poszedł w lewo i przeszedł przez ścianę. Zaniemówiła...Teraz już wierzy córce. Nie chce jednak jej o tym mówić. Chce już wyjść z kuchni. Ale odwraca się i....nie widzi nikogo...
Gdy wchodzi do salonu wszyscy ciągle milczą. Po kobiecie nie widać, że przeżyła szok. Siada na fotelu.
- Może chcecie...W tym momencie rozległ sie huk. Coś znowu trzasnęło. Wszyscy siedzą nieruchomo. Nikt nie chce sprawdzić co to było. Siedzą na fotelach i kanapie...
Jest cisza...słyszą kroki. Ktoś idzie holem, dźwięk kroków jest coraz to bliżej. Mała Sara przylula sie do mamy. Cała rodzina siedzi razem na kanapie. Dziadkowie natomiast razem na mniejszej kanapie.
Dźwięk jest coraz bliżej...i blizej...blizej. Jest juz przed drzwiami, ale nikogo nie ma...jest cisza. Robert postanowił wstać i sprawdzić. Bierze ze sobą mały krzyż, który leżał na stole. Trzymie go mocno w prawej ręce. Zaczyna modlitwę i wychodzi przez drzwi. Patrzy na prawo...nikogo nie ma...potem przed siebie w kierunku drzwi łazienki...nic nie widzi. Idzie z powrotem do pokoju. Siada razem z rodziną na kanapie.
- Był ktoś tam kochanie... - z przerażeniem zapytała jego żona.
- Nie, nie było nikogo kochanie. Chodźmy już spać lepiej, ale wszyscy śpimy tutaj.
Wszyscy idą spać...Jest 22 listopada. Po śniadaniu państwo Sigginów idą na plebanię. Chcą, żeby któryś z księży im, by pomógł w tej sytuacji. Nie są jednak pewni, że którykolwiek uwierzy historię, którą chcą opowiedzieć.
Czekają w specjalnej kawiarence, w której księża mogą spokojnie spędzić czas. Czekają przy malutkim stoliku, przy oknie dla 4 osób. Czekają parę minut, aż w końcu jeden z księży postanowił wysluchać ich problemu. Przychodzi Ojciec Heribertus Joy. Ojciec Joy ma lekko sową brodę, ale małą. Ma 51 lat. Jest proboszczem tej parafii od 1972 roku. W wieku 38 lat został i jest aż do dzisiaj jest proboszczem.
- Szczęść Boże, jestem Ojcem Joy. Słyszałem, że państwo jakiś problem macie.
- Tak, ale to nie jest byle jaki problem...chciałabym powiedzieć, że poważny, ale nie do końca do uwierzenia-mówi żona Roberta
- Każdy problem da się jakoś rozwiązać. Z pomocą Boga wszystko jest możliwe i się da.
- Proszę księdza, my mamy problem z...
-w tym momencie Robert zamilkł, nie wiedział do końca jak ma powiedzieć o tej sytuacji. Bał się, że ksiądz proboszcz mu nie uwierzy.
- Mamy problem z duchami...a raczej z demonami chyba - prosto z mostu i szybkim głosem powiedziała Abigail.
Ojciec Joy w tej chwili zaniemówił. Popatrzył sie tylko na nich. Małżeństwo jest w tym momencie pewne, że ksiądz w to nie wierzy i każe im zaraz wyjść, ale nie...Ksiądz tylko popatrzył sie na nich u chwycił się za czoło.
- Przepraszam, coś sie stało-zapytała Abiagil.
Ksiądz nie odpowiedział, ale tylko spóscił głowę w dół i potem sie na nich popatrzył i powiedział.
- Chodźcie za mną...
Ojciec Joy był tym wyznaniem zaskoczony. Na jego twarzy był strach. Niepewność. Patrzył sie na nich, jakby wiedział już wszystko. Idą do jego pokoju.
- Dzieci...co dokładnie widzieliście
- Sami do końca nie wiemy. Jesteśmy tym zszokowani. Nie wiemy co mamy robić...-zdruzgotanym głosem mówi małżonka.
- Spokojnie dziecko, tutaj jesteście bezpieczni. Nic wam nie grozi.
- Ale o co chodzi prosze ksiedza-z kompletną bezradnoscią pyta się Robert.
- To co widzieliście nie raz powróci. Staliscie sie ich celem.
- Ale kogo?- pyta się Pan Robert.
- Istot nieludzkich, coś co przybrało bluźnierczą postać...
- Ale ich jest dużo... - wykrzyczała Abigail.
- Mówicie, że więcej... - z niedowierzaniem pyta się ksiądz.
- Tak...widzieliśmy chyba z przynajmniej 3 istoty, demony, czy co to jest ! - krzyczy Robert.
W tym momencie Ojciec Joy zbakł. Słabo mu się zrobiło. Nie powiedział nic.
- Proszę księdza o co tutaj chodzi ? - pyta się cichym głosem Pani Abigail.
- Myślałem, że już nigdy nie powrócą. Że to koniec. Że jest to załatwione raz na zawsze, ale widać, że...
- Ale co załatwione...? - Pani Abigail
- To co was prześladuje już kiedyś istniało. Widocznie znalazło sposób, żeby sie wydostać. Nie wiem jakim cudem to w ogóle istnieje jeszcze...Są to istoty nieczyste, bez jakiejkolwiek wiary. Jest zaprzeczeniem wszystkiego co święte...Chcą was wyrzucić z domu, tak?
- Skąd ksiądz to wie ? - pyta się Pan Robert, głosem przerażonym.
- Wiem, bo już kiedyś miałem z nimi do czynienia, ale teraz nie będę o tym wam drogie dzieci mówił. Teraz trzeba znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Ale czego oni chcą, co im takiego zrobiliśmy. Mieszkamy tam od roku i dopiero teraz taka sytuacja- Pan Robert zaczyna już krzyczącym głosem mówić do księdza. Jest bezradny.
- Chcą was...was wszystkich tak naprawdę. Wiedzą, że nie oddacie im tego domu, a oni zrobią wszystko żeby was zdobyć i ten dom. To co przeszliscie to jest początek tego co będzie. Są nieobliczalni. Posuną sie do wszystkiego. To są demony...
Rodzina w tej chwili jest zdruzgotana.
- Ale czemu, po co... - płaczącym już głosem mówi kobieta.
- To istoty, które nie mają nic wspólnego z Bogiem. Żywią się nami. Chcą, żebyście zwątpili w to co wierzycie. Oni żerują na cierpieniach ludzkich.
- W naszej rodzinie przecież wszystko jest w porządku, po co to robią ?- Pan Robert jest wykończony...
- Tutaj chcą, żebyście tak myśleli, że już teraz będzie tylko gorzej. Że już nic nie da się zrobić. Że to koniec. Konkretnego powodu nie znam, ale mogę przypuszczać, że po prostu wypatrzyli sobie rodzinę, która jest słaba psychicznie i dlatego tak jest.
- Ale w tym domu mogła każda rodzina zamieszkać i jakby im się trafiła ,, mocniejsza " to by nie zaatakowali ich ? - powiedział pan Robert.
- Zaatakowali by ich...ale może ciężej by im było to zrobić...ale bez względu na to kogo sobie wypatrzyli i tak będą chcieli ich...zabić. A uwierzcie mi widziałem już nie jedno co są w stanie zrobić.
W tej chwili wychodzą z pokoju księdza . Powiedział im, że pomoże. Muszą tylko wrócić do swojego domu, bo obojętnie, gdzie by nie byli oni pójdą za nimi i osoby w ich otoczeniu są bardzo zagrożone. Małżeństwo wraca do do dziadķów...