Krzysztof i Megan szybko schodzą w dół po schodach i skręcają w lewo, w kierunku salonu.
- Mamooo ! - krzyczy Megan.
Chłopak i dziewczyna wbiegają do salonu.
- Co się stało ? - pyta się przerażona Abigail.
- Ten klaun. On tutaj wszedł. - powiedziała rozpaczliwie Megan.
Dziewczyna wtuliła się w mamę.
- Też to widziałeś Krzysztof ? - pyta się Dorota.
- Tak... - odpowiedział z lekkim zawachaniem.
Dorota spojrzała na ojca Joya...25 listopada 1985 roku. Godzina 09:36. Abigail wychodzi z domu do sklepu, żeby kupić artykuły spożywcze. Idzie piechotą. W połowie drogi spotyka sąsiad, Marka Tryskałę.
- Cześć Abigail, co tam ?
- Cześć, no tak sobie..., normalnie...
- Ostatnio słyszę od was jakieś głosy. Inni sądzie też.
- Mamy...ciężko sytuację. To tyle...
- Jakby coś to wam pomogę. Możecie na mnie liczyć.
- Dzięki bardzo.
Abigail uśmiechnęła się i odeszła. Marek obraca się za nią, a po chwili w swoją stronę i idzie do domu.
Tymczasem Abigail wchodzi do sklepu. Nie jest to osiedlowy sklepik tylko duża sieć handlowa. Bierze wózek. Zaczyna ładować różne produkty - mleko, ser, jajka, napoje, szynka itd. Po chwili przypomina sobie, że jej mąż chciał piwo. Z niechęcią, ale idzie na dział z produktami alkoholowymi. Zaczyna rozglądać się po półkach. Abigail podchodzi do półki, gdzie są najtańsze piwa. Z półki bierze jedno piwo, potem drugie. Następnie idzie parę kroków w bok po inną markę piwa. Wyjmuje jedno, drugie, trzecie...zobaczyła demona. Zaczyna krzyczeć, oddala się od półki. Po chwili podchodzi pracownik sklepu, który usłyszał krzyk kobiety, ponieważ był blisko działu alkoholowego.
- Coś się stało ? - pyta się pracownik.
Abigail nie odpowiedziała tylko przez sekundę spojrzała na pracownika, a po chwili na półkę. Demona już nie było.
- Po prostu...nie no, coś mi się przewidziało. - powiedziała lekko zapłakana kobieta.
- Coś musiało Panią bardzo przerazić, duch ? - powiedział z lekkim uśmiechem i ironicznie pracownik sklepu, nie zdając sobie sprawę, że Abigail na prawdę zobaczyła demona.
- Nie, nie..., chociaż ja wierzę w duchy. - mówi Abigail.
- A na niezupełnie. Powiem więcej, nie ma czegoś takiego, jak duchy. - uśmiecha się Abigail - Nie wierzę w nie. A tak w ogóle jestem Henryk. Henryk Słowiański.
- A ja Abigail. Muszę dokończyć zakupy. Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co, do widzenia.
Henryk odchodzi. Abigail postanawia szybko chwyta wózek i wychodzi z działu alkoholowego. Gdy wychodzi obraca się w prawą stronę...