Tego ranka obudziłem się gwałtownie, z krzykiem, po czym wystraszony rozejrzałem się wokoło. Byłem sam, jednak wiedziałem, że to, co stało się dzisiejszej nocy, wcale nie było snem.
Dlatego bezradnie opadłem na poduszkę i na moment zamknąłem oczy, wciąż chcąc wmówić sobie, że może jednak...
Niestety kajdanki, którymi ręce przykute miałem do ramy łóżka, mi w tym nie pomogły. Wręcz przeciwnie. Uświadomiły mnie w tym, że miałem do czynienia z pedofilem i...
I że nie chciałem dłużej żyć.
Z tą myślą spojrzałem na szafkę nocną o białej barwie, która wcale mi się nie podobała. Jednak nie na niej skupiłem wzrok, a na kluczu, który leżał obok niewielkiej karteczki.
Nie dość, że był pedofilem, to jeszcze lubił zmuszać mnie do rzeczy, które sam wykonałby z łatwością, a ja miałbym właśnie z tym problem.
Na przykład ze zdobyciem klucza, który leżał sobie tuż obok mojej głowy.
Ni stąd, ni zowąd przypomniałem sobie jego dłonie na swoich żebrach... Od razu pokręciłem głową z odrazą i przez moment zastanowiłem się, gdzie była wtedy moja koszula, skoro teraz miałem ją na sobie.
Szybko jednak przywołałem się do rzeczywistości. Musiałem zdobyć klucz.
Powoli podciągnąłem się do tyłu i gdy zdołałem usiąść, spróbowałem schylić głowę ku swojemu celowi. Nie wiem, co ja sobie wtedy myślałem, jednak w pewnej chwili straciłem równowagę. Uderzyłem czołem o blat szafki, omal nie naciągnąłem ścięgna w prawej ręce i dla wygody oparłem nogi na ścianie.
Z każdą chwilą nienawidziłem tego człowieka coraz bardziej.
Zanim sięgnąłem zębami po klucz, zwróciłem uwagę na kartkę, która dotąd wcale mnie nie interesowała.
„Podczas minionej nocy podałem ci pewną tabletkę. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Wesley C."
Po przeczytaniu tego z wielkim trudem, bo okulary leżały na kurtce, która swoje miejsce zajęła na podłodze, westchnąłem z nie mniejszym wyrzutem. Co on sobie wtedy myślał? Za kogo się uważał?
Za mojego pana. Od kiedy wpadłem mu w ręce, całkowicie mu odbiło.
Wreszcie złapałem zębami klucz i zmusiłem się do powrotu do odpowiedniej pozycji. Ze złapaniem klucza do którejkolwiek ręki też miałem problem, jednak byłem zbyt zdeterminowany aby się poddać.
Nie miałem zamiaru przeleżeć całego dnia do momentu, gdy oprawca do mnie wróci. Dlatego też po dłuższym czasie zdołałem się uwolnić, usiadłem na brzegu łóżka i zdałem sobie sprawę, że chciało mi się płakać. Nie pomagała mi przy tym myśl, że wciąż przez mgłę słyszałem jego śmiech.
Nie mogłem dalej z tym żyć.
Kompletnie zapominając o okularach, podszedłem do drzwi i powoli odwróciłem się do okna. Nie zwracałem uwagi na widok miasta w tle. Zamiast tego wziąłem głęboki wdech i rzuciłem się na szybę, którą zdołałem rozbić.
Przez krótką chwilę czułem podmuch wiatru, który miał zabrać mnie na tamten świat. Zaraz potem wpadłem w jakiś krzak, który odpowiednio zamortyzowały mój upadek.
Ponownie westchnąłem, a następnie nie ruszając się z miejsca, wreszcie się rozpłakałem, nieświadomie zwracając uwagę boja hotelowego, z którym wcześniej już rozmawiałem.
Podbiegł on do mnie wystraszony i pomógł mi wstać.
- Co z tobą? – spytał trochę niepewnie, ani na moment nie odrywając ode mnie wzroku.
YOU ARE READING
Moje niebo
Science Fiction"Ludzie mijający mnie w szkole, którzy jeszcze mnie nie poznali, bez przerwy patrzyli na mnie krzywo. Z obawą. Obawą, że doświadczą tego samego, przez co północni sąsiedzi Meksyku musieli wypracować sobie spokój i wolność. Że moje dziedzictwo stanie...