Rozdział XII

62 7 0
                                    


Niemcy, Prusy, Austria, Węgry i kilku innych sojuszników Trójprzymierza większość 1916 roku spędzili na froncie wschodnim. Po ubiegłorocznej zdradzie Włoch byli zmuszeni przyspieszyć nieco swoje działania. Teraz również czuli, jak czas płynie nieubłaganie, a Trójporozumienie rośnie w siłę.
Nadeszła jesień i pogoda bywała coraz bardziej kapryśna, jednak żołnierze niestrudzenie walczyli za swoje ojczyzny.
– Ofiary od początku wojny liczy się w milionach – perorował Gilbert na jednym z zebrań. Widać było, że bardzo przeżywa śmierć swoich ludzi, jednak aktywne uczestniczenie w wojnie sprawiało, że czuł się jak ryba w wodzie. – Wkrótce może zacząć brakować nam ludzi. Bez ludzi nie wygramy wojny! Musimy coś zrobić, jeśli chcemy pozostać liczącym się przeciwnikiem.
– Co sugerujesz? – zapytał Roderich, mieszając łyżeczką kawę.
– Skąd pomysł, że coś sugeruję? Może oczekuję odpowiedzi od was? – Prusy oparł się o biurko i skrzyżował ramiona.
– Zawsze masz jakiś plan, braciszku – mruknął Ludwig.
– Poza tym widać po błysku w twoich oczach, że już wiesz, co robić – dodała Elizaveta, uśmiechając się do białowłosego. Gilbert odpowiedział równie promiennym uśmiechem.
– Dobrze mieć bystrych sojuszników – rzucił Prusy, po czym ponownie zaczął krążyć po ogromnym namiocie. – Otóż zapewne pamiętacie, jak mój braciszek podpisał z Polską umowę dotyczącą utworzenia autonomii.
– Umowa nie istnieje. Niemcy ją podarł – przypomniał Austria.
– Dziękujemy za szybkie kojarzenie i przypominanie nam faktów, kuzynie – wymamrotał Gilbert. Węgry stłumiła śmiech. – Jednak z perspektywy czasu, możemy powrócić do naszych dawnych zamiarów.
W namiocie zapanowała cisza.
– To szaleństwo – przemówił w końcu Roderich. – Nie po to tyle lat pracowaliśmy nad wykończeniem tego żałosnego słowiańskiego bytu, by teraz z własnej woli go przywracać!
– Pozwól mi przedstawić ten pomysł – odparł najspokojniej w świecie Prusy. – Niedługo odczujemy brak żołnierzy. Jeśli utworzymy Polsce autonomię na naszych warunkach, w pełni zależną od nas, możemy uzyskać polskich żołnierzy do walki po naszej stronie. Znam Rosję, na pewno też już rozważa możliwość przeciągnięcia Polski do walki u boku ententy. Musimy działać, zanim nas uprzedzą. W Imperium Rosyjskim jest niespokojnie, co dolewa oliwy do ognia.
– To wciąż idiotyczny pomysł – skrytykował Austria. – Nasi wrogowie dostrzegą, że osłabliśmy i chwytamy się każdej możliwości niczym tonący brzytwy.
– Niech myślą, co chcą. Naprawdę w takiej sytuacji przejmujesz się opinią innych? – W Gilbercie zaczęło narastać zniecierpliwienie.
– Gilbert ma rację – odezwał się Ludwig. – Jestem za utworzeniem Polsce autonomii.
– Popierasz go jedynie ze względu na to, że jest twoim bratem! – oskarżył go brunet.
– A ty nie zgadzasz się z nim tylko dlatego, że go nie lubisz! – zarzuciła Elizaveta.
– Kto go w ogóle uczynił mózgiem tego wszystkiego?!
– MY! Kilkadziesiąt lat temu!
– Może to był błąd?
– Może powinniśmy na nim polegać, skoro ma większe pojęcie o wojnie niż my wszyscy razem wzięci?
Prusy uderzył grubą teczką o biurko, uciszając resztę personifikacji. Jego wzrok był srogi.
– To jak? Utworzymy? – wycedził.
– Jestem za – poparł brata Niemcy.
– Ja też – zdecydowała Węgry.
– Jestem przeciw – poinformował Roderich.
– Zatem przewagą trzech głosów nad jednym autonomia zostanie utworzona – oświadczył.
– To niesprawiedliwe – upierał się Austria.
– Demokracja, kuzynie. Słyszałeś o tym? – Gilbert spojrzał na bruneta z wyższością. – Oczywiście droga wolna. Jeśli tak jak ci zdradzieccy Włosi chcesz odstąpić od naszego przymierza, nie będę cię zatrzymywał.
– To byłoby ci na rękę – prychnął Roderich. – Ale nie. Mam honor.
– Zatem ustalone. – Prusy uśmiechnął się z satysfakcją. – Węgry, powierzam ci misję ściągnięcia tu Polski.
– Dlaczego jej? – dopytywał Austria.
– Przyjaźni się z Polską. Dlaczego cały czas podważasz moje decyzje?
– Przestańcie natychmiast – zażądała Elizaveta. – Pójdę do niego, nie ma sprawy. Ludwiś, pilnuj, by Gil nie zabił Roda pod moją nieobecność.
– On mnie?
– Rod, jeśli go zaatakujesz, to po tobie... Miałbyś większe szanse na przeżycie, pozwalając się przejechać czołgowi.
Niemcy zachichotał, Prusy uśmiechnął się dumnie, a Austria wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię.
– Nienawidzę was wszystkich – oznajmił, opuszczając namiot.
– Posłałbym go na front – mruknął Gilbert, gdy Roderich wyszedł. – Ale nie umie walczyć.
– Wystarczy już. – Węgry objęła ramionami szyję ukochanego i złożyła na jego ustach krótki pocałunek. – Postaraj się go traktować z szacunkiem. Trwa wojna, nie możemy sobie pozwolić na podziały w naszym sojuszu.
– Wiem – westchnął Prusy i odwzajemnił pocałunek. – Uważaj na siebie i wracaj szybko z Polską.
– Wkrótce wrócę. – Elizaveta raz jeszcze pocałowała mężczyznę, teraz nieco dłużej, po czym skierowała się do wyjścia z namiotu. – Cześć, Ludwiś – pożegnała się jeszcze z blondynem.
– Cześć – odparł Niemcy.
Szatynka wyszła, zostawiając Gilberta i Ludwiga samych.
– Dziękuję za twoje poparcie, skarbie – powiedział białowłosy, uśmiechając się z wdzięcznością do brata.
– Nie ma za co. Może i jestem nastawiony do tego pomysłu nieco sceptycznie, ale wierzę, że znasz się na tym wszystkim lepiej ode mnie.
– Dziękuję. – Prusy podszedł do blondyna i pogłaskał go po policzku. – Jesteś silny, braciszku. To twoja pierwsza wojna, a ty dzielnie ją znosisz. Gdy dobiegnie końca, świat będzie wyglądał zupełnie inaczej. Chcę, byś miał tego świadomość.
– Dopóki będziesz przy mnie, poradzę sobie z tym, co czeka nas w przyszłości – odrzekł Niemcy, po czym objął brata i przytulił go do siebie. Gilbert wtulił się w jego klatkę piersiową, uśmiechając się szeroko. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy Ludwig ucałował go w głowę. – Kocham cię, braciszku – powiedział niebieskooki.
– A ja ciebie, najdroższy. – Prusy odsunął się od blondyna, zerkając niechętnie w stronę biurka. – Obowiązki wzywają – westchnął.
– Oczywiście. Mogę się do czegoś przydać?
– Przygotuj wszystko na przybycie Polski, ja przemyślę przebieg tego spotkania. – Czerwonooki usiadł przy biurku, po czym wyciągnął czystą kartkę.
– Tak jest.
Chwilę później obaj zajęli się swoimi sprawami.

Już po upływie paru godzin do państw centralnych wróciła Węgry z Polską u boku. Mężczyzna uśmiechał się triumfalnie, obrzucając wzrokiem pełnym pogardy wszystkie namioty porozstawiane w strefie, gdzie Trójprzymierze miało swoje obozowisko.
– Nie wyciągaj flaszki przy innych – poleciła szatynka, widząc u Feliksa malutką butelkę w tylnej kieszeni spodni.
– Bo?
– Bo nim się zorientujesz, ktoś ci ją zaiwani.
Przyjaciele wkroczyli do największego namiotu w okolicy. Prusy, Niemcy i Austria już czekali w środku.
– Kogo moje piękne oczy widzą! – zawołał Polska na widok Germanów. – Znów się spotykamy, kopę lat!
– Witaj, Polen – przywitał się Gilbert chłodnym głosem.
– Witaj, Krzyżaku. Za każdym razem jestem zdziwiony na twój widok. Chyba nie przywykłem jeszcze do faktu, że jednak jesteś żywy.
– Nie zostałeś tu wezwany po to, by się dziwić nad tym, że mój brat jest wśród nas – warknął Ludwig.
– Mówimy to niechętnie, ale potrzebujemy cię – westchnął Prusy.
– Coś mi mówiła Elcia o tym, że dostanę swoje państwo. Co sprawiło, że z własnej woli chcecie mi oddać to, co mi bezprawnie odebraliście?
– Braki w ludziach – odparł Gilbert. – Utworzymy ci własne państwo, ale będziemy mieć nad nim kontrolę. Potrzebujemy Polaków do walki na froncie.
– Mam wymienić życie moich ludzi na kawałek ziemi, który mogę nazwać własnym, a własnym tak naprawdę nie jest?
– Czyż nie tą drogą wiele państw uzyskało niepodległość? – odparł Austria, włączając się do dyskusji. – Państwo zakonu krzyżackiego, Ameryka, Belgia... Oferujemy ci podstawę, na której możesz zbudować swoje państwo.
– Będziesz musiał wiele spraw konsultować z nami, ale to wciąż będzie twój kraj. Dołącz do nas. Bądź po naszej stronie, a razem zbudujemy coś, czego jeszcze ten świat nie widział – przekonywał Prusy.
Feliks przez dłuższą chwilę się zastanawiał.
– Na pewno nie będę zachęcał swoich ludzi do udziału w wojnie – zaznaczył Słowianin. – Daję im wolną rękę. Niech walczą po waszej stronie albo po stronie ententy, jeśli chcą.
– Sporządźmy umowę – zaproponował Gilbert.
– Nie – odparł Polska. – Tak jak powiedziałem, nikogo nie będę zmuszał. Jeśli rzeczywiście utworzycie mi autonomię, to myślę, że część Polaków zwęszy interes w pomaganiu wam, licząc na więcej po wojnie. Utworzycie, wrócimy do tematu – zapowiedział blondyn.
Państwa centralne zamurowało.
– Jeśli to wszystko, to wracam do Wiednia. Miłego zabijania. – Feliks wyszedł z namiotu, zostawiając członków Trójprzymierza samych.
– To wszystko? – wymamrotał z niedowierzaniem Prusy. – Przypuszczałem, że wizja odzyskania państwa bardziej go ucieszy.
– Nie jest taki głupi – odparł Austria. – Mówiłem, że to zły pomysł. Teraz pewnie wszystko wypapla Rosji. Gdybyście mnie posłuchali...
– Zamknij się, Roderich! – wrzasnął rozwścieczony Gilbert. Zaczął szukać wzrokiem czegoś, na czym mógłby się wyżyć.
– Utworzymy mu tę autonomię i będzie z nami gadał inaczej – powiedział szybko Niemcy. – Ma dość obietnic bez pokrycia, to wszystko. Utworzymy, a jeśli mimo to nie dostaniemy żołnierzy, to zlikwidujemy.
– Dobry plan – dorzuciła Węgry.
– Niech będzie – zgodził się Prusy. – Jednak na razie będziemy potrzebować jakichś zastępczych rozwiązań.
– Póki co mamy żołnierzy, a także Imperium Osmańskie i Bułgarię po naszej stronie – przypomniał Austria.
– Nie wiem, czy to wystarczy, by wygrać. Całe szczęście, że Ameryka jeszcze nie wtrącił swoich trzech groszy do wojny.
– To może być tylko kwestia czasu – westchnęła Elizaveta. – Wiele bliskich mu państw już zaangażowało się w wojnę.
– Jestem tego świadomy. Mam plany także na wypadek włączenia się Ameryki do konfliktu.
– Doskonale.
Austria i Węgry oraz Prusy i Niemcy rozdzielili się do swoich namiotów.
– Nie przejmuj się Polską, braciszku – mruknął Ludwig po drodze. – Dołączy do nas prędzej czy później, gdy zrozumie, że to mu się opłaca.
– A co, jeśli uzna, że mu się nie opłaca? – odparł Gilbert. – Rosja może mu zaproponować coś jeszcze większego.
– Rosja ma teraz burdel w swoim kraju – przypomniał Niemcy. – Musi najpierw ogarnąć własnych ludzi, nim przekona do siebie Polaków. W tym czasie my przeciągniemy na swoją stronę Polskę.
– Masz rację. Nie wiem, czy widziałeś, w jakim stanie są Anya i jej siostry.
– Widziałem – przyznał Ludwig. – Szkoda mi ich.
– Wojna to wojna, kruszynko. Po jej zakończeniu zaprosisz Tasię na herbatę.
Niemcy uśmiechnął się pod nosem na te słowa, jednak w myślach dodał: „O ile zechcemy w ogóle na siebie patrzeć po tym wszystkim".

Polen – Polska

[APH] Mein KampfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz