Rozdział 6

654 25 0
                                    

Wyszła z Robinem z sali. W połowie korytarza dobiegł do nich Nightwing.

- RT, znaczy Roan – zatrzymała się. Odwróciła się w jego stronę – Serio to prawda?

Pokiwała twierdząco głową.

- Czemu wcześniej nic nie mówiłaś?

- Bałam się jak on zareaguje – odwróciła się do Robina – Potem bałam się jak ty zareagujesz na wieść, że jestem twoją ciocią – uśmiechnęła się. Robin nie odwzajemnił uśmiechu.

- Czekam w aucie –powiedział, po czym poszedł.

Spojrzała powrotem na Dicka.

- Zszokowała cię ta informacja?

- Bardzo. W sumie jak wszystkich – odparł.

- Pamiętasz dziewczynę, którą spotkałeś w barze w Bludhaven tydzień temu? Zanim przyjechałeś do Gotham? Bar Santo Rosa. Przedstawiła ci się jako Taylor Rogerson. Dzień później poszliście na randkę. Potem rozpłynęła się w powietrzu.

- To byłaś ty?

- Bałam się podać prawdziwe imię, albo nawet skrót.

- Odwróciłaś litery.

- Tak. I wybrałam losowe dane. Taylor to tamta barmanka, a Rogerson gość, który próbował do mnie wcześniej zarywać.

- Czyli się już wcześniej spotkaliśmy Roan.

- Tak.

Nastała niezręczna cisza.

- Powinienem tam do nich wrócić – powiedział. Roan przytuliła go. Odwzajemnił uścisk. Dziewczyna była od niego dużo niższa. Pocałował ją w czoło, a cała jej twarz zalała się rumieńcem.

- Uważaj na siebie .

Wybiegła z budynku. Ciemne ulice były kompletnie puste. Światło dawało jedynie słabe oświetlenie LED ścian siedziby Ligi Sprawiedliwych. Poza tym tylko lampa na rogu budynku naprzeciwko stała piętnaście metrów dalej. Dawała niewielkie ciepłe światło. Batmobil stał tuż pod wejściem budynku. Na jej widok Damian otworzył szyberdach stanowiący jedyne wejście do pojazdu.

- Nareszcie jesteś – powiedział gdy wsiadła. Zamknął dach. – Co ten idiota Grayson ci mówił.

- Ej grzeczniej.

- Co, bronisz go?

- Nie tym tonem do swojej ciotki – zaśmiała się. Damian przewrócił oczami.

- Dobra nie musisz mnie traktować jak swojej cioci. Nie będę kupowała ci dziadowskich prezentów na urodziny, wywyższać się autorytetem czy co jeszcze robią co one robią. Nawet nie wiem jak ciotki się zachowują.

- Też nie wiem. Pewnie tak żałośnie jak ty.

- Hej – klepnęła go lekko ręką w ramie. Uśmiechnął się. Oparł głowę o szybę. Siedział z przodu więc nie widziała na co się patrzy. Ale domyśliła się, że wolał by być teraz na jakiejś akcji z ojcem, a nie siedzieć w aucie z ciotką, o której dowiedział się niecałe dziesięć minut temu. Spojrzała na ulice przed sobą. Pusta jak wcześniej. Zaczęła myśleć o Graysonie. Był naprawdę przystojny, miły, miał ciekawą robotę, wszystko czego chciała u chłopaka. A na dodatek jest singlem i chyba wpadła mu w oko. Zresztą on jej też. Polubiła ten jego uśmiech. Już przy pierwszym spotkaniu w Bludheven coś w nim było takiego, że chciało się go bliżej poznać. Została by tam z nim, gdyby nie zauważyła podczas ich wspólnego spaceru późnym wieczorem po randce, Kameleon. Zdawała sobie sprawę, że jest od niej silniejsza. Co po sile jeśli twój przeciwnik ma bajerandzkie gadżety, potrafi zmienić się w co tylko zechce i zna twoje słabości. Nie, takiego przeciwnika to sam Superman nie chciał by mieć. Czy była przerażona? Tak. Czy była bezradna? Już nie, gdyby los nie nasłał tego  Jokera na nią, pewnie nigdy nie znalazła Bruca. A tak szczęśliwie się złożyło, że okazał się Batmanem. Na miesiąc przed śmiercią jej matka powiedziała „ Jeśli kiedy kolwiek będziesz musiała uciekać i ja nie będę mogła z tobą, poleć do Stanów Zjednoczonych. Do Gotham City. Zapamiętaj Gotham City. Tam mieszka syn mojego brata, Thomasa Wayne. Ma na imię Bruce. Bruce Wayne. Jak ty Roan. Powiesz mu tak: jestem córką Lucii Wayne, siostry twojego ojca Thomasa Wayne. Potrzebuję pomocy. Rozumiesz?". Zapamiętała te słowa i końca życia ich nie zapomni. Czas mijał na rozmyślaniu. Latarnia na rogu budynku zaczęła mrygać. Pewnie żarówka się przegrzała, pomyślała. Nagle ustała. Pod nią zauważyła postać. Wszędzie rozpozna te włosy i ogon kostiumu. Postać wyciągnęła pistolet. Najpierw celował w Roan. Potem zmienił kierunek na Robina. Ten nic nie zauważył. Patrzył się w drzwi wejściowe siedziby Ligi. Oddech jej przyspieszył. Nie chciała żeby ktoś przez nią zginął.

- Damian – powiedziała nerwowo.

-Tak?

- Czy ta szyba jest kuloodporna? – spytała.

- Tak. Myślisz, że jak Batman mógł by ruszać do akcji bez kuloodpornych szyb w samochodzie.

- Tak, tak, głupie pytanie – nerwowo się zaśmiała. Latarnia znowu mrygneła. Znikła. Roan wiedziała, że jest w pobliżu. Może za chwilę zapuka w szybę. Stres narastał z każdą minutą. Światło latarni mrygneło. Znów się pojawiła. Pistolet wciąż mierzył w Damiana . Zrobiła dwa kroki przed siebie. Potem jeszcze dwa. I jeszcze dwa. Patrzyła się prosto w jej oczy. Oczy Roan były pełne przerażenia. Wysunęła się jak szalona do przodu.

- Ej co ty robisz?! – zawołał Damian. Wcisnęła guzik otwierający dach. Gdy tylko się otworzyły wystrzeliła w powietrze jak szalona i skierowała się do drzwi siedziby.

Batman RelativesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz