Rozdział 7

543 20 2
                                    

- Ona tam była – dyszała.

- Kto tam był? – spytała Hawkgirl.

- Kameleon. Widziałam ją. O-ona miała pistolet.

- Przecież pocisk nic by ci nie zrobił – skomentował Zielona Latarnia. W tym momęcie do pomieszczenia wpadł Robin.

- Nie zdążyłem jej złapać – powiedział łapiąc oddech.

- Ona nie celowała we mnie tylko w niego! – krzyknęła pokazując palcem na Damiana. Zapadła cisza. Pierwszy odezwał się Batman.

- Idziemy, a wy dwoje – zwrócił się do Robina i Roan – zostajecie tutaj.

- Ale... – Robin próbował protestować, ale ojciec przerwał mu gestem. Młody wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Liga Sprawiedliwych wraz z Nightwingiem wyszła z budynku. Robin rozsiadł się na miejscu Batmana. Dziewczyna oparła się o stół.

- Serio, ta cała Kameleon chciała mnie zabić? – spytał.

- Tego nie wiem. Może chciała mnie nastraszyć, że zabije wszystkich na swojej drodze żeby dostać się do mnie.

- Aha – odpowiedział. Siedzieli pięć minut w ciszy, dopóki światło nie zaczęło szwankować.

- Ona tu jest –szepnęła z przerażeniem. Damian rozejrzał się po sali. Przez wentylację wleciała do pokoju mucha. Usiadła na stole. Roan przysunęła się bliżej ściany. Robin szybko do niej dołączył. Wyjął swój miecz z pokrowca. Stanął obok ciotki gotowy do walki. Mucha na stole, zaczęła pokrywać się fioletowo – zielonymi bąblami. Robiły się coraz większe, i większe. Nabierały kształtu, aż na stole zamiast muchy siedziała dziewczyna w stroju kameleona. Zielono – żółty kostium z długim zakręconym ogonem. Trwało to dwie sekundy. Jej skóra była koloru żółci pomieszanej z jasną ,zgniłą zielenią. Na nosie miała niebieskie okulary, zakrywające większą część twarzy. Jej brązowe włosy, grupami sterczały w każdą możliwą stronę. Uśmiechała się złowrogo.

- Nie wiedziałam, że aż tak much się boicie – zaśmiała się.

- Odejdź! – krzyknął Robin.

- O proszę toż to cud chłopak – powiedziała – A nie. To nie ty, tylko twoi poprzednicy.

Zacieśnił mocniej ręce na rękojeści. Kameleon zeskoczyła ze stołu. Zza pleców wyjęła metalową rurkę. Potrząsnęła nią. Rurka się rozwinęła tworząc długi metalowy kij, zakończony ogromnym paralizatorem zdolnym wytwarzać dużą moc.

- Zabawimy się? – zaśmiała się złowrogo. Robin rzucił się na nią.

- Robin, nie! – krzyknęła Roan. Celin zablokowała kijem jego cios mieczem. Zaczęli walczyć. Oboje dostawali równo, ale wyglądało na to, że Damian przegrywa. Musisz mu pomóc dziewczyno, mówiła sobie w myślach. Zacisnęła pięści.

- AAA! – wrzasnęła i zadała kuzynce potężny cios w brzuch. Przeleciała przez pokój i uderzyła w przeciw ległą ścianę.

- Widzę, że nareszcie korzystasz ze swoich śmiechu wartych mocy – wydusiła z siebie wstając z ziemi. Roan rzuciła się na nią. Starała się ją gdzieś uderzyć ale to nic nie dawało. Uniki Kameleon były szybkie i zwinne. Dziewczyna zatrzymała się by złapać oddech.

- Już brak ci tchu Roan?- spytała z tryumfem w głosie. Zaczęła podchodzić bliżej – Zawsze byłaś słaba. Nigdy nie dorastałaś mi nawet do pięt. Nic dziwnego, że wuj ciebie nienawidził.

- Ivan był potworem! – wrzasnęła. Upadła zmęczona na kolana. Celin ponownie się zaśmiała. Włączyła paralizator na końcu kija. Moc podobna do skrzynki elektrycznej.

- Oj nie droga Roan. On nie był potworem – wycelowała paralizatorem w nią – Bo to ja nim jestem.

Odepchnęło ją na dobre dwa metry.

- Wyćwiczony kopniak w żebra – rzucił Robin – A teraz zostaw ją!

Robin skoczył na nią. W momęcie lądowania odsneła się. Gdy ten wstał przystawiła mu paralizator do klatki piersiowej.

- AAA! – wrzasnął rażony prądem. Po dziesięciu sekundach odstawiła od niego urządzenie. Padł jak długi na ziemię.

- Robin! – krzyknęła dziewczyna.

- Niezłą moc ma to cacko, co? A teraz zwiększy napięcie – urządzenie rozbłysło się. Walka pomiędzy nimi trwała krótko. Gdy tylko Roan upadła paralizator dotknął jej skóry.

- AAA! – wrzasnęła. Dziesięć sekund później była nieprzytomna.

- Poszło łatwiej niż myślałam – powiedziała do siebie. Wzięła ją na barki. Wrzuciła do szybu wentylacyjnego. Robin podniósł głowę.

- Nie martw się – uśmiechnęła się – zrobię co w mojej mocy żeby ją zabić.

Damian zacisnął zęby.

- A i jeszcze jedno – wskoczyła do szybu i tuż obok niego na ścianie przyczepiła małe urządzenie. Bomba – to prezent ode mnie. Taki z myślą o tobie. Zobaczycie się po drugiej stronie.

Zniknęła w wentylacji. W tym momęcie licznik bomby rozpoczął odliczanie. Trzydzieści sekund. Robin próbował wstać, ale nie był w stanie. Nie poddawał się jednak. Mimo wielkiego pragnienia ruszenia w pogoń za Celin, skierował się w stronę drzwi. Obolały, na łokciach przesunął się o niecałe pół metra. Piętnaście sekund. Poruszał się dalej. Dziesięć sekund. Starał się przyspieszyć. Siedem sekund. Dwa metry do drzwi. Pięć sekund. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Zero...

************************************
Witam! Standardowo rozdział w  poniedziałek UwU. Jestem ciekawa czy rozdział 5 zrył wam mózgownice XD . A raczej tym 3 osobą, które go przeczytały ;-;
Lol to uczucie kiedy rozdział 5 przeczytały 3 osoby, a rozdział 6, 6 xD
Chciałabym wiedzieć dlaczego tak się dzieje. Nie to, że nie jestem wdzięczna za wszystkie odczyty, po prostu jestem ciekawa. No nie będę zanudzać, bo i tak pewnie wszyscy po prostu to ominęli, ale trudno.
Do czwartku moje nietoperki!

Ps. Mogę was nazywać nietoperkami? To tak słodko brzmi ❤❤❤

Batman RelativesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz