Rozdział 1

792 48 48
                                    

Są na świecie ludzie którzy kochają podróże. Marzą o tym by móc jeździć i zwiedzać, odkrywać... poznawać. Mogą się wtedy poczuć wielcy, mądrzy... zaspokajają swoją ciekawość i mogą napawać się widokami jakich nikt wcześniej nie widział. Nie należę do tych ludzi. Przeprowadzki mi się znudziły.

Za każdym razem kiedy wyjeżdżamy wiem że to wina pracy mojej mamy. Nie jestem za to zła. Walczyła o ten awans już dobre 10 lat. Robiła wszystko i nareszcie została prawą ręką właściciela jednej z największych firm restauracyjnych. Zawsze cicho uśmiecham się do jej sukcesów wiedząc, że za każdym czeka mnie przeprowadzka. Ale nie tym razem.

Teraz kiedy mama osiągnęła swój cel mamy tu zostać. Bez przeprowadzek.

Mocno ściskana kredka w mojej dłoni złamała się, a ja rzuciłam soczystym przekleństwem. Zabrzmię jak dziecko ale to moje ulubione. Długo na nie zbierałam jako młoda artystka jakieś pięć lat temu. Spuszczam wzrok na kartkę i wypuszczam powietrze czując dziwne ukłucie na widok narysowanego ciemno zieloną kredką lasu. Teraz już prawie nie rysuje.

Przyglądam się dalej niedokończonej pracy. Nie to że jakoś bardzo lubię las, ale tylko tam jest cicho. Nie ma tam wyraźnych ani mocnych uczuć, są te delikatne przy których mogę się zrelaksować.

Wstałam z łóżka i obrzucając beznadziejnym spojrzeniem pusty pokój podeszłam do okna. Mieściło się na jedynej pomalowanej ścianie naprzeciwko drzwi. Pokój był niewykończony, tylko łóżko stało na środku jak gdyby wyjęty z psychiatryka z białą pościelą. Żadnych szafek czy biurka. Jeszcze krzyża brakuje na każdej ścianie a będzie niczym w zakonie.

Mam swoje pieniądze. Mogłabym się wyprowadzić od mamy, w końcu pracuje... a raczej pracowałam przed przeprowadzką. Jako dziewiętnastolatka i maturzystka miałam iść na studia... ale nie jestem pewna czy kontakt z tak wieloma ludźmi... stresem i nowym miejscem da się w moim przypadku wytrzymać.

Za oknem rozpościerał się właśnie las. Prawie identyczny jak ten z mojego rysunku. A jednak inny. Zawsze wierzyłam że las jest żywy że zmienia się każdej nocy gdy nikt nie patrzy. W końcu czuje i jego uczucia. Tak jak ludzi... i nieludzi.

Wiem że tu w górach jest dużo lasów. Na pewno pójdę w najbliższym czasie go odwiedzić. Ale teraz muszę poukładać sobie wszystko. Studia czy praca?

Odetchnęłam zostawiając notatnik na niewygodnym łóżku i zeszłam na dół by zabrać coś na śniadanie. Już na schodach dostałam nieprzyjemnych skurczów żołądka.

Kuchnia była idealnie na wprost schodów więc weszłam nawet się nie oglądając.

-Dzień dobry

Moja mama była piękną szczupłą kobietą o farbowanych blond włosach. Uśmiechnęła się i wskazała na stół gdzie czekał na mnie talerz z jajecznicą. Wie co lubię. Odpowiedziałam uśmiechem i oczywiście zabrałabym się za śniadanie, ale żołądek mi na to nie pozwalał.

-mamuś... nie martw się. To wymarzona praca dla ciebie.

Kobieta wyłączyła płytę indukcyjną i usiadła koło mnie z niepewnym uśmiechem.

-gdybym nie wiedziała że mówisz prawdę to bym powiedziała że nie wierze.

Zaśmiałam się cicho wiedząc że to rozluźni atmosferę. Mama idealnie nadawała się do tej pracy.

-obie wiemy że dasz z siebie wszystko mamo. Nikt nie pokona Moniki Staczkowskiej. Przecież to kobieta sukcesów i wygranych!

Wyciągnęłam rękę do góry w geście radości i posłałam jej najlepszą wersje uśmiechu jaki miałam. Teraz jej twarz rozjaśniła się znacznie bardziej. A mój żołądek zaczął się uspokajać ustępując miejsca uczuciu ciepła na policzkach. Zabrałam się do jedzenia słuchając jej spokojnie bijącego serca. Zawsze się przy mnie uspokajała. Doskonale wie że słyszę, czuje znacznie więcej i wiem dużo więcej jeśli chodzi o uczucia. Ja za to wiem że kłamstwo nie jest dobre gdy obok jest moja mama. Nie tylko je wyczuje ale i skarci takim wzrokiem że padasz jak mucha pod klapkiem.

NaokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz